Kamilu, zacznę od wycieczki na poły osobistej. Nie podoba mi się, że z Twoich wypowiedzi bije zarozumialstwo, arogancja i bezczelność. W dodatku piszesz niedbale i bardzo często trzeba się domyślać o co chodzi. Przybierasz najwidoczniej postawę wojującego ateisty (młodocianego zresztą) i wielce się nadymasz, aby udowodnić swoje racje nieoświeconemu tłumowi. Cóż, trudno, ale jeżeli możesz, to łaskawie zachowaj odrobinę pokory, okaż trochę szacunku wobec rozmówców i nie zachowuj się tak, jakbyś pozjadał wszystkie rozumy. Dziękuję.
Od początku zaznaczałem, że nie chcę wchodzić w żadne jałowe dyskusje i to pragnienie podtrzymuję. Nie mam zamiaru komukolwiek cokolwiek udowadniać (chyba, że Kamilowi, ale tylko żeby pobudzić go do rzetelniejszego myślenia
) czy przekonywać do swoich racji, bo ani nie czuję takiej potrzeby, ani nie mam na to czasu, ani też pewnie za bardzo się do tego nie nadaję; niech się tym parają ci, którym takie przekomarzanie się sprawia przyjemność. Do kilku jednak fragmentów się odniosę.
Do Ciebie nie doszło, nie dochodzi i nie dojdzie to, co ma dojść.
To na co się tak produkujesz, chłopie?
Teoria może być fałszywa, jeżeli nie ma poparcia dowodami.
Pewnie, że może, ale Twoim poprzednim zdaniem było, że teoria naukowa to "coś co opracowano w oparciu o obserwacje, fakty, eksperymenty i doświadczenia (a więc dowody -- T.), gdzie wszystkie te elementy, co do jednego, potwierdzają prawdziwość teorii naukowej a żadne jej nie podważa" -- zatem teoria fałszywa teorią już nie jest.
Lecz teoria w pojęciu nauki jest czymś już popartym dowodami i nie da się tego zaprzeczyć.
Musisz to chyba jeszcze przemyśleć. Bo jeśli tak, to wszystko raz uznane za teorię musiałoby już na zawsze obowiązywać. A przecież zdarza się chyba od czasu do czasu, że jakaś teoria wypiera inną, czyż nie?
Teorią naukową może być użycie barwnika w celu odbarwienia roztworu, który jest zabarwiony. I to ma swoją nazwę.
Jaką? "Teoria użycia barwnika"?
Czyżby wartość chrześcijańska ucierpiała?
Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć. Wygląda na to, że nie wyczułeś ironii, zawartej w mojej odpowiedzi, więc podpowiem: jedna bajka przeciwko drugiej. Takich historyjek można mnożyć tysiące i dobrze by było, gdybyś to zrozumiał. To, że jedną historyjkę (opartą w całości na h i p o t e z a c h, a nie dowodach -- tak nawiasem) zwie się naukową i twierdzi się, że inaczej być nie mogło, niewiele zmienia -- to wciąż tylko historyjka. Oparta na poszlakach rekonstrukcja.
I Ty nagle stwierdzisz "to teoria, więc niekoniecznie jest prawdziwa". Nieważne, że to jest udowodnione wieloma doświadczeniami i badaniami. Ty wiesz, że to teoria i nic tego nie zmieni.
Ależ to Ty się uwziąłeś na to słowo i wykładanie nam głupim Twojej teorii teorii, nie ja. Ponadto, po raz setny (tu i ówdzie) używasz słowa "dowód" nie rozumiejąc, że mówisz o poszlakach i przesłankach. Otóż takie "dowody" na ewolucję mają dokładnie taką samą wartość, jak filozoficzne "dowody" na istnienie Boga. Choć, oczywiście, różnią się strukturą, to mają jedną wspólną cechę: nie są żadnymi dowodami.
Więc podaj mi coś logicznego, przedstaw pięknie i zrozumiale, a odrzucę Darwina, jeżeli dostanę na to szereg dowodów i badań oraz faktów.
Yes Sir. Jeszcze jakieś życzenia?
Tak, dowodzi to "czemukolwiek". A czy Ty nie masz własnego rozumu, żebym ja musiał Ci każde zdanie z osobna tłumaczyć? Widziałem wiele rozsądnych Twoich wypowiedzi na forum, jednak... dzisiaj stanowczo Cie nie poznaję. Czasem po prostu lepiej samemu do czegoś dojść, niż domagać podania wszystkiego na blachę, a dopiero po czasie, kiedy się nie znajdzie odpowiedzi, to zapytać i ów odpowiedź dostać. To rozwija i edukuje. Po drodze przez las, zanim dojdziesz do źródła, możesz nauczyć się wielu innych rzeczy.
Aha.
I znowu. Choćby to z tego, że twierdzenia Kościoła zmieniały się w historii częściej niż człowiek zmienia bieliznę. Ale to pewnie też Ci nic nie mówi, prawda? Zwłaszcza odnoście Hovinda?
To pewnie zależy jaki człowiek... Jeśli masz na myśli Kościół rzymsko-katolicki, to się zgadza, że często zmieniał zdanie (choć raczej dokładał nowe dogmaty niż zaprzeczał starym), ale jak to się ma do ewolucji? Potwierdza, zaprzecza? Jeśli potwierdza, to wraz z kolejną zmianą bielizny może się to zmienić i co wtedy? No i przede wszystkim, czy uznajesz autorytet Kościoła rzymsko-katolickiego, że z jego opinii czynisz argument? Bo ja nie uznaję. I w końcu co to niby ma wspólnego z Hovindem?
Założenie - nie ma ewolucji. Jak wyjaśnisz w tym momencie:
1. Skąd konkretne drobnoustroje są symbiotyczne, dlaczego u nas w organizmie? Dlaczego akurat tym drobnoustrojom organizm pozwala się u nas zasiedlić, a niektórym nawet pozwala się zagnieździć, aby te bezwzględnie chorobotwórcze nie mogły się "przebić", i skąd organizm tak dobrze je zna? (ewolucja to wyjaśnia bardzo dokładnie, a Ty jak to ujmiesz?)
2. Wyjaśnij więc, dlaczego niektóre drobnoustroje są bezwzględnie chorobotwórcze, a symbiotyczne i komensalne nie/mniej? Powinowactwo tkankowe wytworzyło się w ciągu chwili, czy może kilku er? (ewolucja tez ma tutaj do powiedzenia bardzo dużo, a Ty?)
Po co miałbym to wyjaśniać? Komu to potrzebne? "Hypotheses non fingo", bo co mi po nich? Jeśli chcesz, to możesz się bawić w takie rzeczy i nawet łechtać tym swoją próżność. Choć przypuszczam, że ewentualne wyjaśnienia (podobno bardzo dokładne) będą równie rozsądne, co teoria teorii.
Trubadur, za przeproszeniem i bez złości, czy ty nie jesteś szurnięty?
A nie widać?