Pomidory szklarniowe, pomidory gruntowe

(1/5) > >>

Calisia:
Chodzi o hydroponikę? Z ekonomicznego punktu widzenia w takich uprawach dąży się do maksymalizacji zysków i zmniejszeniu kosztów. Prowadzone eksperymentalnie uprawy pokazują w jakich warunkach plon jest największy. Końcowy plon charakteryzuje się wieloma cechami korzystnymi dla producenta oraz w pewnym stopniu dla konsumenta: duże jędrne owoce o smacznym miąższu, długi okres zdatności do spożycia, mniejsze koszta produkcji -> mniejsza cena detaliczna.

Uprawy szklarniowe (najczęściej hydroponika albo aeroponika - nie trzeba wymieniać podłoża bo go nie ma -> mniejsze koszta uprawy) stosuje się też z powodów: kwarantanna uprawy (eliminacja szkodników i chorób), kontrolowane warunki uprawy (temperatura, naświetlenie (w tym zakres PAR)) i czas naświetlenia, wilgotność powietrza, stężenie tlenu i dwutlenku węgla, pożywka i kontrolowany skład pożywki, regularność plonowania  i prawie całkowita mechanizacja produkcji.

Nie wiem w jaki sposób można nadać sztucznie pomidorom barwę czerwoną, ale stawiałbym bardziej na stosowanie fitohormonów z grupy cytokin, etylenu oraz podaż pożywki nastawionej na wzrost generatywny - synteza barwników roślinnych, w przypadku pomidora niestety nie wiem o które chodzi.

Klaro, mogłabyś rozwinąć dlaczego uprawa gruntowa jest gorsza od hydroponiki? Pytam z ciekawości, czy masz na ten temat jakieś szersze informacje.

K'lara:
Cytat od: Calisia  16-12-2012, 02:16

Klaro, mogłabyś rozwinąć dlaczego uprawa gruntowa jest gorsza od hydroponiki? Pytam z ciekawości, czy masz na ten temat jakieś szersze informacje.



Mistrz powiedział:
Jeśli chodzi o pomidory, to polecam jadać w sezonie pomidorowym, uprawiane w gruncie, skąd mają szansę pobrać substancje potrzebne naszemu organizmowi do zachowania dobrej kondycji, szklarniowe zaś, to tylko kolor uzyskany sposobem chemicznym, a także wątpliwy smak, chyba też czymś podrabiany. Jeśli do tego dołożymy ryzyko napromieniowania, to doprawdy nie wiadomo, po co je jeść. Jedzenie przede wszystkim ma dostarczyć organizmowi około 60 substancji niezbędnych mu do prawidłowego funkcjonowania, a "niebo w gębie" jest na drogim miejscu. I raczej nie wyjdzie na dobre zmiana tej hierarchii.

W szklarniach pomidory nie rosną w żadnym oborniku, lecz we wkładkach przypominających pampersy i są "pędzone" nawozami syntetycznymi, pochodzącymi z fabryk chemicznych, oraz wysoką wilgotnością i temperaturą, kolor zaś, zbliżony do czerwonego, uzyskują wskutek wpuszczenia do szklarni dwutlenku węgla. Jeśli mają one jakiś wpływ na nasze zdrowie, to wyłącznie negatywny! Są jak muchomory, tylko trują z opóźnieniem.

Obecnie pomidory gruntowe dojrzewają na półkuli południowej, a importowane z tamtych krajów są napromieniowane.
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=24695.0


Czy nie zauważyłeś, że wypowiedź o pomidorach jest przytoczeniem słów Mistrza?
Gdzie jest napisane, że uprawa gruntowa jest gorsza od hydroponiki?
Poza tym Twój post jest bardzo ciekawy. :)

Calisia:
Czytałem już kiedyś taką opinię, że plony od roślin rosnących na hydroponice "są bez smaku". Ja tam nie widzę różnicy, i gleba i jak to nazwał Mistrz "pampersy" zawierają te same substancje mineralne, a jako że rośliny żywią się wyłącznie jonami tych minerałów pobieranych razem z roztworu glebowego/ roztworu z podłoża - to raczej zaleta niż wada.

Jaśniej pisząc: rośliny do wzrostu (podziały komórkowe) i rozwoju (różnicowanie tych komórek) potrzebują organogenów (C, H, O - które mają obfitości z powietrza i wody), makroelementów (6 pierwiastków: N, P, K, Ca, Mg, S) oraz mikroelementy (Zn, Cu, Fe, Mn, Mo, B) oraz ewentualnie jeżeli roślina specyficzna to nawet i NaCl (słonorośla), Al (herbata) czy nawet metale ciężkie (nie pamiętam już o które tu chodziło).

W hydroponice, powiedzmy, mamy sterylną uprawę - roślinka co prawda nie rośnie na glebie, ale co, na zdrowy rozum traci? Allelozwiązki, patogeny glebowe (nicienie, owady roślinożerne, zwłaszcza żarłoczne chrząszcze), choroby przenoszone przez nie, kapryśne warunki atmosferyczne (temperatura, natężenie i czas naświetlenia światłem fotosyntetycznie aktywnym, wilgotność powietrza), warunki fizyko-chemiczne gleby (sumaryczna zawartość składników mineralnych, stosunek powietrza glebowego do jej wilgotności, struktura gleby - stopień dyspersji agregatów glebowych i takie tam).

W hydroponice skład pożywki i dawkowanie jest ściśle dawkowany. Nie znam się na tym zbyt dobrze, ale w takiej uprawie dąży się do zapewnienia maksymalnego potencjalnego wzrostu rośliny - bo ma się do tego możliwości.

W zwykłej uprawie o wiele trudniej jest utrzymać takie warunki. Wspomniane szkodniki, a zwłaszcza ich rola jako wektorów (przenosicieli) chorób, złe warunki pogodowe (notabene, pomidory tak czy siak rosną u nas w szklarniach - tylko z oszczędności daruje się te specjalne podłoża, które są drogie a potem jest trochę problem z utylizacją np. wełny mineralnej porośniętej korzeniami) i oczywiście jedna wielka niewiadoma - sumaryczna ilość substancji pokarmowych (nieorganicznych minerałów - w końcu roślinki to takie antagonistki do zwierząt - żywią się "martwym") w glebie jest naprawdę różna - oczywiście można bawić się w specjalistyczną analizę substancji pokarmowych w glebie, ale kogo na to stać? Właściwie nie jest to potrzebne, najwyżej wapnowanie (tlenkiem wapnia CaO, albo węglanem wapnia CaCO3) w celu ustalenia pH pozwalającego na najlepszą przyswajalność (na diagramie, nie znalazłem po polsku ale chyba wiadomo o co chodzi), odpowiednie nawodnienie i pokopanie motyką co by spulchnić. To zazwyczaj wystarcza, ale do maksymalnych plonów to hoho.


Jeżeli mam być szczery, to największy postęp w tej dziedzinie widać na przykładzie Holandii. Tam hydroponika (zarówno dla pomidorków, jak i tamtejszych palaczy maryśki) jest na wysokim poziomie - mają warunki do eksperymentów i dlatego są pionierami tej techniki. Nie wiem ile, ale pewnie sporo pomidorów może pochodzić właśnie stamtąd.

A teraz odpowiadając na słowa Mistrza:
Cytat

Jeśli chodzi o pomidory, to polecam jadać w sezonie pomidorowym, uprawiane w gruncie, skąd mają szansę pobrać substancje potrzebne naszemu organizmowi do zachowania dobrej kondycji
Makroelementy odpowiadają zwykle za wzrost, natomiast mikro, częściej za regulację procesów anabolicznych roślinek. Dlatego w takiej hydroponice dąży się do zapewnienia jak najlepszego składu % pożywki - zwykle stężenie soli w takiej pożywce jest bardzo niskie - 0,5 % a korzenie są obmywane nią regularnie przez zmechanizowany system. Więc o co chodzi? Stawiam bardziej że w zwykłej uprawie (glebowej) raczej nie mają szans pobrać substancji odżywczych, szczególnie wtedy kiedy uprawiało się ten sam gatunek rośliny w tym samym miejscu przez wiele lat. Natomiast co do napromieniowania - tu oczywiście sprawa jest bezdyskusyjna. Sam jestem za lokalną produkcją żywności -ludzie są na bezrobociu i mamy ściągać żywność z drugiego krańca europy? Żart prawie godny komuchów odpowiedzialnych za głód na Ukrainie.

Producentom nie opłaca się oszczędzać na minerałach w pożywkach - ich wpływ na zdrowie i wzrost rośliny jest udokumentowany naukowo (na studiach mamy pełno fajnych przykładów co się stanie z roślinkami jeżeli wyrosną nam na pożywce TYLKO bez 1 niby nic nie znaczącego mikroelementu np. taki bor który występuje w suchej masie w stężeniu 0,0002 % - brak sprawia że zamiera stożek wzrostu rośliny).
Jak już pisałem - problemem jest raczej transport i sprawienie żeby nam te pomidory nie zgniły za szybko. Tutaj już oczywiście wkracza cały dorobek naukowy chemii - między innymi stosowanie hormonów roślinnych które opóźniają starzenie się komórek owocu (ta sama zasada co przedłużanie trwałości kwiatów storczyków). Te hormony jednak nie występują w dużych stężeniach - z reguły działają one w bardzo małych ilościach, a ich przedawkowanie ma odwrotny skutek, więc nie ma sensu drążyć tej drogi. No... ewentualnie są jeszcze hormony syntetyczne, ale mi na studiach nie mówią czy są szkodliwe czy nie - tylko tyle że mają analogiczne działanie jak naturalne hormony i oczywiście są tańsze w syntezie.

Cytat

W szklarniach pomidory nie rosną w żadnym oborniku, lecz we wkładkach przypominających pampersy i są "pędzone" nawozami syntetycznymi, pochodzącymi z fabryk chemicznych, oraz wysoką wilgotnością i temperaturą, kolor zaś, zbliżony do czerwonego, uzyskują wskutek wpuszczenia do szklarni dwutlenku węgla. Jeśli mają one jakiś wpływ na nasze zdrowie, to wyłącznie negatywny! Są jak muchomory, tylko trują z opóźnieniem.
Jak już pisałem, roślince raczej zwisa czy minerał pochodzi z rozkładu materii organicznej czy jest pochodzi z kopalni w której występował jako gruz. Oczywiście rośliny preferują powszechne izotopy pierwiastków, ale wszystkie te izotopy występują w takim samym rozkładzie %, niezależnie czy w gnoju, czy w laboratorium chemicznym.
Natomiast co do wilgotności, temperatury i innych czynników fizycznych wpływających na przyrost biomasy (zakres promieniowania fali elektromagnetycznej PAR, czas naświetlenia, stężenie tlenu i CO2 w powietrzu, obecność fitohormonów) - tak to prawda. Dzięki tym warunkom uzyskuje się maksymalny plon, niemożliwy w "naturalnych" warunkach. Bo naturalne warunki rozwoju pomidora występują w Ameryce Południowej. Raczej trochę inny klimat niż w Polsce. Serio, gdyby tylko można było łatwo to osiągnąć, to ta sama wysoka wilgotność byłaby stosowana w polskich prywatnych szklarniach. A tak wyglądaj plony w specjalistycznych szklarniach, gdzie każdy czynnik podlega regulacji:



Podsumowując, z Mistrzem zgadzam się tylko w kwestii transportu tych warzywek - zresztą pomidory, ziemniaki to nie jest naturalne, regionalne pożywienie ludzi z wschodniego rejonu europy, ale skoro nam smakuje.. Wracając - problem dla producentów to tylko transport na duże odległości i w sumie tylko tutaj pojawiają się metody, które są raczej negatywne dla zdrowia konsumentów.

Liczę na konstruktywną krytykę.

Zosia_:
Ludzi (dzieci) też próbowano "hodować" w namiotach pozbawionych zarazków, sterylnych, odżywiać idealnie dobranymi odżywkami. Nie wyszło z tego nic dobrego i szybko zarzucono ten eksperyment. To nie jest dobry kierunek.

Piotr:
Cytat od: Zosia_  26-12-2012, 01:02

Ludzi (dzieci) też próbowano "hodować" w namiotach pozbawionych zarazków, sterylnych, odżywiać idealnie dobranymi odżywkami. Nie wyszło z tego nic dobrego i szybko zarzucono ten eksperyment. To nie jest dobry kierunek.


Nie tylko dzieci próbowano tak hodować, Michael Jackson też próbował.

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona