Niemedyczne forum zdrowia
29-03-2024, 14:14 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Sklep Biosłone --> wejdź
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1] 2 3   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Hałas w szkole  (Przeczytany 50635 razy)
Live
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 11 kwietnia 2012, syn 7 lat MO od 11 kwietnia 2012
Skąd: Warszawa
Wiadomości: 270

WWW
« : 17-01-2013, 10:13 »

Nie byłam pewna, gdzie o tym napisać, ale rzecz dotyczy dzieci w wieku szkolnym, która na pewno źle wpływa na ich zdrowie, a także emocje, na dodatek jest powszechna...

Kilka razy zdarzyło mi się być u mojego synka w szkole podczas zajęć. Chodzi dopiero do zerówki - ale jest to zerówka w normalnej szkole podstawowej. Za każdym razem byłam w szoku jaki tam panuje hałas. Pani, kiedy chciała być usłyszana, najpierw wrzeszczała do dzieci: Baczność! A potem do nich mówiła... Myślałam, że akurat tak trafiłam, pani tłumaczyła mi, że akurat dziś dzieci są bardzo niegrzeczne...

Ostatnio w szkole odbył się bal karnawałowy. Grała "muzyka" nastawiona tak głośno, ze dudniło w uszach. Mój syn, kiedy tam wszedł, zatkał uszy w pierwszej chwili. Potem, gdy pytałam jak się bawił powiedział, że nie podobało mu się, bo było za głośno. Jednocześnie zanim wyszłam zauważyłam, że większość obecnych dzieci i dorosłych jakby nie zwraca uwagi na hałas.
Przedwczoraj Michał przyszedł do szkoły później niż zwykle. Kiedy weszliśmy do sali zorientowałam się, po chwili dopiero, że odbywa się lekcja angielskiego... Pani coś wycinała z kolorowego papieru, dzieci biegały po sali usiłując coś krzyczeć do siebie, garstka dzieci stała na środku sali z drugą panią, która od czasu do czasu przekrzykując dźwięki wydobywające się z odtwarzacza czytała coś z książki. Ta muzyka - angielska piosenka puszczona z odtwarzacza była tak głośna, że aby przekazać pani informacje jakie dla niej miałam musiałam drzeć się na całe gardło i prawie nie było mnie słychać. Po wyjściu stamtąd jeszcze przez jakiś czas huczało mi w głowie.
Większość dzieci starała się nie zwracać uwagi ani na tę "piosenkę", ani na to co krzyczy do nich pani. Doszłam do wniosku, ze taki hałas w szkole to nie wyjątek ale norma. Nauczyciele krzyczą do dzieci coraz głośniej, aby być usłyszanymi i podkręcają głośność wszystkiego czego używają, ale to działa w odwrotną stronę. Dzieci zamykają się na kontakt. Michał w tym roku nauczył się nie zwracać uwagi na to, co się do niego mówi... A kiedy pytam go czego się dziś nauczył albo o czym dziś pani mówiła, odpowiada, że nie pamięta lub po prostu nie wie. Myślę, że będąc w szkole skupia się na tym, żeby przetrwać i w miarę dobrze się przy tym bawić - rozrabiając z kolegami. Na naukę czy rozwój chyba nie ma tam miejsca...

Zastanawiam się, czy można coś z tym zrobić.
Nie wypiszę go z zerówki, chociaż jestem pewna, że więcej nauczyłby się chodząc na fajne pozaszkolne zajęcia, do jakichś muzeów czy spotykając ze znajomymi... Ale ja potrzebuję czasu bez niego na swoją pracę.
Teoretycznie istnieją normy określające dopuszczalny poziom hałasu. Ale czy można w jakiś sposób to stwierdzić i wyegzekwować przestrzeganie tych norm?
Problem jest tym trudniejszy, że w naszej kulturze większość ludzi najwyraźniej przyzwyczaiła się żyć w hałasie. W każdym razie w tej szkole nauczyciele są do tego przyzwyczajeni, dzieci siłą rzeczy też, a rodzice albo też to akceptują, nie zwracają uwagi albo może niektórzy nie zdają sobie z tego sprawy...
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:14 wysłane przez Gloria » Zapisane
Marooned
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 43
MO: 15-03-2011
Wiedza:
Wiadomości: 369

« Odpowiedz #1 : 17-01-2013, 15:02 »

Moje dziecko też rozpoczęło w tym roku edukację z zerówce i wystarczy mi kilka minut podczas przerwy w szkole a głowa mi pęka! Myślę, że część ludzi jest bardziej wyczulona na hałas, a część mniej.
Ja np. ciągle ściszam telewizor kiedy ktoś z domowników coś ogląda, bo denerwuje mnie jak głośno on gra. Nie lubię też głośnej muzyki. Myślę Live, że niewiele z tym można zrobić w szkole. Jedynie co do dyskotek np. to można z dyrekcją porozmawiać, żeby ktoś zwrócił na to uwagę następnym razem.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:15 wysłane przez Gloria » Zapisane
Asia61
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 63
MO: 06.03.2012 z przerwami na zdrowienie, KB od 01.05.2012, ZZO, bez glutenu!
Wiedza:
Skąd: łódzkie
Wiadomości: 2.360

« Odpowiedz #2 : 17-01-2013, 16:54 »

Moi drodzy, wiem coś o tym, bo 20 lat przepracowałam w szkole. Dziś tam nie pracuję i jestem szczęśliwa. Głównie z tego powodu, że nie cierpię hałasu. Za hałasowanie (bez względu na rodzaj źródła hałasu) wsadzałabym do więzienia. Gdyby to zależało ode mnie. msn-wink
Podczas dyżuru na długiej przerwie tak się zestresowałam, że weszłam do dyrekcji i spytałam, czy mogę włożyć do uszu stopery (!). Moja pani dyrektor stwierdziła wtedy, że: "Oczywiście, że nie, bo muszę mieć z dziećmi kontakt." Jaki kontakt? Chyba wzrokowy. Bo słuchowego nie ma się wcale.  
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:19 wysłane przez Gloria » Zapisane

Zdrowie fizyczne i stan psychiczny człowieka są ze sobą ściśle powiązane.

- Awicenna
Meagi
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 49
MO: 22-01-2010
Skąd: Lublin
Wiadomości: 146

« Odpowiedz #3 : 18-01-2013, 08:13 »

Ostatnio jak byłam po córkę w szkole to też się nad tym zastanawiałam. W czym jest największy problem? Czy dlatego, że dzieci jest tak dużo zgrupowanych w jednym miejscu?
Czy to z czego jest wykonany budynek? Czy może dałoby się to jakoś wytłumić.
Bo trudno mieć pretensje do dzieci, że po 45 minutach przymusowego siedzenia w ławkach i głównie słuchania potrzebują swobody i ruchu. I wygadania się czy też wykrzyczenia.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:20 wysłane przez Gloria » Zapisane
Live
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 11 kwietnia 2012, syn 7 lat MO od 11 kwietnia 2012
Skąd: Warszawa
Wiadomości: 270

WWW
« Odpowiedz #4 : 18-01-2013, 12:43 »

Cytat
Jaki kontakt? Chyba wzrokowy. Bo słuchowego nie ma się wcale. 
Dokładnie...
No ale normy? Wydaje mi się, że istnieje coś takiego jak dopuszczalny poziom hałasu..., tak mi się coś obiło o uszy... I można chyba ten poziom zmierzyć. Czy ktoś wie kto się tym zajmuje?
Zapisane
Asia61
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 63
MO: 06.03.2012 z przerwami na zdrowienie, KB od 01.05.2012, ZZO, bez glutenu!
Wiedza:
Skąd: łódzkie
Wiadomości: 2.360

« Odpowiedz #5 : 18-01-2013, 13:55 »

Tak "na ucho", czyli na oko, to w mojej pierwszej szkole było 120 dB. To grubo ponad normę dopuszczalną dla ludzi w pracy bez zastosowania słuchawek obniżających poziom hałasu.
Zapisane

Zdrowie fizyczne i stan psychiczny człowieka są ze sobą ściśle powiązane.

- Awicenna
Live
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 11 kwietnia 2012, syn 7 lat MO od 11 kwietnia 2012
Skąd: Warszawa
Wiadomości: 270

WWW
« Odpowiedz #6 : 26-01-2013, 09:59 »

Cytat
Naukowcy od grudnia zbierają informacje o hałasie w szkołach. Jak podają, podczas przerw jego poziom dochodzi w nich nawet do 110 decybeli, podczas gdy dopuszczalna norma w Polsce wynosi 85 decybeli. Natomiast średni poziom hałasu to 90 dB, czyli nieco powyżej progu uszkodzenia słuchu. Tyle decybeli ma także dźwięk szkolnego dzwonka.

- Po spędzeniu 59 minut w takim hałasie potrzeba aż 479 minut odpoczynku, aby stan słuchu powrócił do normy - mówi prof. Andrzej Czyżewski z Politechniki Gdańskiej. Ta uczelnia razem z Instytutem Fizjologii i Patologii Słuchu prowadzi projekt badania hałasu w szkołach.

Uczniowie przebywający w takich warunkach mogą mieć trudności w nauce i narażeni są na trudne do wykrycia i leczenia zaburzenia słuchu.

- Dzieci prawidłowo słyszące pod wpływem hałasu w szkole zachowują się tak jak te z zaburzeniami centralnymi słuchu. Nie dociera do nich część informacji przekazywanych przez nauczyciela - mówi prof. Henryk Skarżyński, dyrektor Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu.

Te badania były robione chyba w 2008r. Cytat ze strony: http://www.biomedical.pl/aktualnosci/poziom-halasu-w-szkole-przekracza-dopuszczalne-normy-435.html
Zapisane
Calisia
***

Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 32
MO: 07.04.2010
Wiadomości: 115

« Odpowiedz #7 : 26-01-2013, 10:54 »

Generalnie z tego co widzę po swojej edukacji podstawowej (mam dzisiaj 21 lat i studiuję) to była MEGA strata czasu. Podstawówka jeszcze trzymała poziom, przynajmniej pamiętam, że do 3 klasy było ok, potem coraz gorzej. Z każdym rokiem szkolnym postanawiałem, że wezmę się za siebie... i nic. Dostawałem marne oceny raz za razem, traciłem wiarę w to, że nauczę się czegokolwiek. Paradoksem jest, że z grania w gry komputerowe nauczyłem się lepiej angielskiego niż na wszystkich lekcjach z tym językiem. Potem dopiero w liceum zacząłem na nowo się uczyć. Od 0 prawie. Na studiach wziąłem się dopiero ostro za siebie, edukacja od podstaw i solidna. Są efekty - średnia powyżej 4 (chociaż i tak pewnie cała ta teoretyczna wiedza, którą nabywam na nic się nie zda i trzeba będzie rozglądnąć się za praktykami).

A teraz inny punkt widzenia. Dla mnie edukacja podstawowa nie ma uczyć, ale dzielić. Dzielić dzieci na kujonów i nieuków. Ci lepsi są chwaleni przez nauczycieli, gorsi gnojeni. Gorsi nienawidzą lepszych, lepsi patrzą z pogardą na gorszych. Zaczyna się gonitwa szczurów u lepszych, a u gorszych akceptacja losu i olanie nauki, w końcu w pracy fizycznej nie potrzeba wiedzy.

Sam byłem tym "gorszym". W liceum odzyskiwałem powoli wiarę w siebie, ciężko pracowałem nad sobą.

Szkoła nie ma uczyć - ona ma tworzyć osobniki zwane obywatelami - prać mózg, przygotowywać do odgrywania roli społecznej "gorszych" i "lepszych". Gdyby faktycznie szkoła była od nauczania, wtedy dzieci uczyłyby się tego, czego chcą się uczyć i wtedy kiedy mają ochotę. Edukacja na siłę i na odpierdol prowadzi do zniechęcenia do jakiejkolwiek nauki.

Nie zapisuj dzieciaka do jakichś kółek naukowych, nauk gry na fortepianie. Zapytaj, co chce robić i po prostu uszanuj jego wolę. Z drugiej strony wytłumacz mu że musi jakoś przebrnąć przez podstawową edukację i że dopiero (o ile chce) na studiach zacznie się prawdziwa edukacja. Wcześniej to tylko przerabianie materiału pod batem większości nauczycieli.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:45 wysłane przez Gloria » Zapisane
RENETI
« Odpowiedz #8 : 26-01-2013, 11:46 »

Polecam przeczytanie książki pt. "Domy dziecięce" Marii Montessori. Oprócz opisania metody wychowawczej, jednej z ciekawszych, jakie istnieją, która kładzie nacisk na samowychowanie i samokształcenie oraz wydobywanie potencjału dziecka, jest tam między innymi dokładnie opisane, jak mówić do dzieci, by słuchały. Paradoks polega na tym, że im ciszej się mówi, tym uważniej dzieci słuchają, nie tylko dzieci zresztą. Do tego niezbędne jest jednak wdrożenie całego systemu wychowawczego, gdzie nauczyciel jest prawdziwą osobowością i wzorem dla dzieci.

Współczesna edukacja nie ma nic wspólnego z istotą edukacji, jaką jest wydobywanie z dziecka unikalnego zespołu cech i zdolności. Wprost przeciwnie, jej istotą jest wtłaczanie zunifikowanej "wiedzy", która zostanie zapomniana wkrótce po opuszczeniu murów szkoły. Wszystko po to, żeby "zrealizować" program i móc rozliczyć uczniów i nauczycieli. W związku z tym dzieci nie czują się ważne, nie czują, że uczęszczanie do szkoły jest dla nich nobilitacją, raczej przykrym obowiązkiem.

Przede wszystkim uważam, że nauka nie powinna być obowiązkowa. Jeżeli ktoś nie chce się uczyć, niech idzie "do łopaty" i sam zarabia na swoje utrzymanie, tak jak dawniej.
Mój dziadek np. był jedynym z pięciorga rodzeństwa, który dostąpił przywileju chodzenia do szkoły. Cała rodzina, łącznie z jego rodzeństwem ciężko pracowała i nie dojadała po to, żeby dziadek mógł się uczyć. Dziadek chodził do szkoły 5 km na piechotę, niosąc buty na plecach, żeby się nie niszczyły. Myślę, ze nie hałasował w szkole i miał szacunek do nauczycieli i rodziców, którzy mu edukację umożliwili. W wieku 17 lat po zdaniu tzw. "małej matury" miał już status nauczyciela i nauczał samodzielnie. Tamte czasy uczyły odpowiedzialności i kształtowały osobowość. Dziadek potem został dowódcą AK na Kielecczyźnie.

Przyczyny hałasu w szkole są różne, oprócz wadliwego systemu są to także zanik autorytetu nauczyciela i w ogóle zanik jakichkolwiek autorytetów, brak promocji nauki (po co się uczyć, jeśli tylu celebrytów świetnie sobie radzi bez matury), a także brak wychowania ze strony rodziców. Coraz częściej dzieci wychowuje się na samolubnych egoistów mających postawy roszczeniowe.

« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:50 wysłane przez Gloria » Zapisane
Agata
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 09.08.2008
Wiedza:
Wiadomości: 540

« Odpowiedz #9 : 26-01-2013, 14:38 »

Calisia, ciekawe, czy jesteś świadom, że nie masz monopolu na prawdę. To są tylko TWOJE doświadczenia, więc nie mów innym, by działali na podstawie Twoich doświadczeń. Ja mam akurat inne... Studia były stratą czasu, w podstawówce i średniej szkole miałam świetnych, wymagających nauczycieli. Gdyby rodzice mnie w dzieciństwie pytali, co chcę robić i do tego się dostosowali, to teraz pewnie byłabym nierobem siedzącym przed TV. Wtedy nie chciało mi się nic robić (oprócz zabaw, oglądania telewizji, spania).
We wszystkich szkołach trafiłam na fajnych ludzi: nie gardziliśmy sobą, nie nienawidziliśmy za oceny, pomagaliśmy nawzajem... A wyścig szczurów to mam teraz - w pracy. I to taki, że bez odpowiedniego dystansu można by się wykończyć w parę lat. A niestety jak się siedzi w środku tego wszystkiego, to ciężko złapać dystans. I koło się zamyka.
Musisz jeszcze trochę pożyć i podoświadczać, żeby doradzać innym.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 15:52 wysłane przez Gloria » Zapisane
Tramwaj_konny
Częsty gość
**


Offline Offline

MO: nie stosuję
Wiadomości: 71

« Odpowiedz #10 : 26-01-2013, 21:05 »

Myślę, że problemem nie jest obowiązkowość edukacji. Kształcenie na pewnym poziomie musi być obowiązkowe, bo jednak wiele czynności dnia codziennego wymaga umiejętności liczenia, czytania, pisania i adekwatnego formułowania myśli. Wyobraźmy sobie, jakby nasze życie wyglądało, gdyby większość była analfabetami. Nawet prosta sprzedaż samochodu albo telewizora byłaby utrudniona. Bo albo kwestie dowodowe byłyby nie do rozstrzygnięcia - bo mamy dwa przeciwstawne sobie oświadczenia w sądzie, albo wymagałyby cyrków w rodzaju starożytnego Rzymu, uderzania spiżem o wagę i sformalizowanych formułek.

Wydaje mi się, że problemem jest paradygmat nauki dzieci mało zdolnych ze zdolnymi w jednej klasie, bo te zdolniejsze swoim przykładem wpłyną na te mniej zdolne. To nie działa. Dużo lepiej byłoby po pierwszych trzech latach edukacji podzielić dzieci na te, które są zdolne, te, które nie odstają od średniej i te mało zdolne. Ci najzdolniejsi pracowaliby w systemie tutorskim, ci średni w obecnym systemie, a ci najmniej zdolni odbębniliby jeszcze ze trzy lata edukacji zawodowej i jakichś elementów wychowania patriotycznego w rodzaju, że nie wolno kraść, gwałcić i zabijać, należy innych na ulicy pozdrawiać i nie spluwać na chodnik.
Zapisane
scorupion
« Odpowiedz #11 : 26-01-2013, 21:20 »

Dużo lepiej byłoby po pierwszych trzech latach edukacji podzielić dzieci na te, które są zdolne, te, które nie odstają od średniej i te mało zdolne. Ci najzdolniejsi pracowaliby w systemie tutorskim, ci średni w obecnym systemie, a ci najmniej zdolni odbębniliby jeszcze ze trzy lata edukacji zawodowej i jakichś elementów wychowania patriotycznego w rodzaju, że nie wolno kraść, gwałcić i zabijać, należy innych na ulicy pozdrawiać i nie spluwać na chodnik.

A czwarta kategoria nie rokujących kompletnie? Eutanazja?
Zapisane
Tramwaj_konny
Częsty gość
**


Offline Offline

MO: nie stosuję
Wiadomości: 71

« Odpowiedz #12 : 26-01-2013, 21:57 »

Czwartej grupy nie przewiduję msn-wink
Zapisane
Live
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 11 kwietnia 2012, syn 7 lat MO od 11 kwietnia 2012
Skąd: Warszawa
Wiadomości: 270

WWW
« Odpowiedz #13 : 26-01-2013, 23:40 »

No więc poziom hałasu mierzy sanepid... czyli instytucja, z którą nie bardzo mam ochotę się kontaktować.

Nie sądzę, żeby hałas w szkole wynikał z tego, że wszystkie dzieci uczą się razem, a nie posegregowane na grupy zdolnych i niezdolnych. Jeśli komuś serio przyszedłby taki pomysł do głowy, to by chyba było jeszcze gorsze od... hałasu. Może właśnie jest trochę odwrotnie: mimo że uczą się w jednej klasie, dzieci z góry wrzuca się do gotowych przegródek w ogóle nie wnikając w to, kim są, jakie są, czego potrzebują, czym dysponują. Te, które pasują do systemu, nie sprawiają kłopotów, pozornie najlepiej na tym wychodzą, ale faktycznie wszystkie zostają przemielone tylko przez maszynkę zwaną edukacją.

Zgadzam się jak najbardziej, że można trafić na dobrych nauczycieli, którzy nawet funkcjonując w tym systemie są ludzcy i widzą ludzi w swoich uczniach, zależy im na tym, żeby pomóc wydobyć z człowieka to, co najlepsze.
Jednak zgadzam się także i z tym, że dzisiejsza edukacja, jeżeli nie w założeniu to w każdym razie w praktyce, nie ma na celu wydobywania i rozwoju potencjału, który każdy w sobie ma.

Na podstawie doświadczeń ze szkoły mojego syna - moich obecnych doświadczeń - odnoszę wrażenie, ze dzieci trzyma się ściśnięte w dość małej przestrzeni fizycznej oraz za ciasnych rygorach różnych wątpliwych reguł i wymagań. Reguły są wątpliwe, nie uzasadnione niczym ważnym, takie jak to, żeby koszulka stroju na wf była biała i bez obrazka, a piórnik płaski i na suwak. Wymagania  się rozrastają nadmiernie zabierając prawie całą przestrzeń dla zabawy - która przecież powinna być - zwłaszcza dla młodszych dzieci - podstawą nauki, integralną jej częścią, chyba obok doświadczenia. W tej ciasnej przestrzeni brak właściwie miejsca na jakąkolwiek twórczą ekspresję. A dzieci są wręcz przepełnione żywiołową, twórczą energią. Dla której w ogóle nie znajdują zrozumienia ze strony nauczycieli i szkoły. Gdyby pozwolić im się wyrażać: malować (nie tylko równo kolorować obrazki, aby wyrobić małą motorykę), na dużych kartkach, szerokimi pędzlami albo łapkami, grac jakieś zaimprowizowane przez nie scenki z przebieraniem się, robieniem min, wyrażaniem emocji głosem, gestem i ekspresyjnym ruchem, gdyby mogły robić sobie do tego stroje w wybranych przez siebie kolorach i formach, a także po prostu swobodnie się pobawić. Może nie potrzebowałyby tak krzyczeć. Może zaczęłyby bardziej uważać. Bez konieczności przekrzykiwania ich idiotyczną komendą BACZNOŚĆ!
Ale one nie wychodzą nawet na dwór.
Mam wrażenie, że im bardziej ta energia (twórcza i bardzo cenna) jest w nich ściśnięta i przez to wybuchowa, tym bardziej się ją ściska tak na maksa. Żeby absolutnie nie popuścić. Bo jakby popuścić, to eksplozja powaliłaby cały system...

Coraz bardziej jestem przekonana, że to nie jakaś wada systemu, ale samo założenie, sam główny cel jest przeciwny człowiekowi. Więc nie ma tu czego reformować, tylko z tego uciekać jak się da...

Rozmawiałam z wychowawczynią mojego synka o hałasie podczas zajęć. O tym, że skarży się, że jest mu trudno w nim być. I o tym co zauważyłam, jak się zmienił - z chłopca naprawdę ciekawego świata i chętnie, nawet zupełnie samodzielnie uczącego się różnych rzeczy, np. bardzo - ale w taki naturalny sposób -zainteresowanego literami, czytaniem - w chłopca, który wchodząc do szkoły automatycznie się wyłącza i stara się jakoś przetrwać rozrabiając po kątach z kolegami (co paradoksalnie okazuje się wcale nie trudne). A na moje pytania: o czym wam pani dziś opowiadała, czego się nauczyłeś w szkole? - odpowiada tylko: nie wiem, nie pamiętam.
Pani kompletnie zignorowała kwestię hałasu. Ponarzekała trochę, że trafiła się jej naprawdę wyjątkowo trudna grupa. I zaproponowała zwiększenie dyscypliny - żebyśmy np. się nie spóźniali. Rozwinęła też temat granatowych spodenek i białych bluzeczek, ich bezobrazkowości...
Myślę, że dla wszystkich osób pracujących w tej szkole, a może w większości państwowych szkół, to ,co nazywam przerażającym hałasem, jest jak powietrze: niczym, normą. Może nie usłyszeliby, gdybym próbowała im o tym mówić, albo gdyby w końcu usłyszeli, to by się bardzo zdziwili, o co mi w ogóle chodzi...
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 16:13 wysłane przez Gloria » Zapisane
Calisia
***

Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 32
MO: 07.04.2010
Wiadomości: 115

« Odpowiedz #14 : 27-01-2013, 02:09 »

Agato, nie zaczynałem tamtego posta w stylu "w imieniu wszystkich ludzi na świecie..". Tak, to tylko moje doświadczenia. I są one 100% prawdziwe, przeżyłem je i nie przeżyję tego typu doświadczeń drugi raz - ten jeden raz to wystarczająco. U ciebie było inaczej, u mnie inaczej - z tego co mi mówią kumple, to faktycznie, prawie cała podstawówka, szczególnie gimnazjum, trochę liceum to bagno, które pogrąża człowieka. Byłem gnojony przez "kolegów", nauczyciele niespecjalnie ze mną sympatyzowali. Niedawno skończyłem tego typu edukację i mam prawie "gorące" informacje. Jak widzisz, moje doświadczenia to ostry antagonizm do twoich. Jako dzieciak oglądałem 7 godzin dziennie zaraz po szkole telewizję, rozrabiałem, nie szanowałem nauczycieli i tak dalej. Jakim cudem jestem teraz takim jakim jestem? Miałem szczęście, że życie mnie trochę pocisnęło. Inaczej nie miałbym motoru do zmiany. Teraz ogarniam życie. Nikt mi nie wmówi, że jest inaczej. Studia to obecnie najlepszy okres mojego życia, wyciskam z nich to, co dla mnie wartościowe i pomijam resztę. Nie żałuję, że jestem na studiach, nawet pomimo tego, że nie będę miał po nich dużych szans na znalezienie pracy bez praktyk. Mój kumpel też przyznał, że dopiero teraz, kiedy jest na I roku studiów na AGH, chce zmienić swoje życie - bo to, co było wcześniej, było dla niego niebytem, wegetacją prowadzoną z dnia na dzień.

Nie mam monopolu na prawdę. Nigdzie tak nie napisałem. Mam monopol na jedną część mozaiki obrazu prawdy - jest to moje doświadczenie - i jak już pisałem, jest ono 100% prawdziwe.

Tramwaj_konny
Zastanawiam się, czy aby nie przesunąć czasu inicjacji przymusowej (zło konieczne) edukacji na 8 rok życia? Albo po prostu dostosować inicjację do danego dzieciaka? Na uczelni pracownicy naukowi mają 3 obowiązki: prowadzić badania, nauczać studentów oraz popularyzować naukę. To 3 jest obecnie zaniedbywane, a to właśnie ono inspiruje młode pokolenie, to ono sprawia, że oddają się pasji zaspakajania głodu wiedzy.

Kto z was pamięta "Sondę", "Młodego Technika"? Obecnie realizowane są eventy jak "Małopolska noc naukowców" w Krakowie, dni wolne uczelni, programy popularnonaukowe na lepszych kanałach w telewizji i w końcu internet - mój ulubiony blog naukowy: http://nietuzinkowyblognaukowy.blogspot.com/ .

Dorośli powinni inspirować dzieci. One później podświadomie decydują, kogo chcą naśladować. Ludzkość od zawsze naśladowała inne osobniki, które swoim zachowaniem pozytywnie się wyróżniały.

Jestem za podstawową edukacją czytania, liczenia i funkcjonowania w społeczeństwie. Tak naprawdę ludzkości nie potrzeba rzeszy wykształconych ludzi. Potrzeba nam świadomych ludzi, którzy nie dają sobie wcisnąć kitu. Ja chociaż nie mam wykształcenia medycznego, znam swoje ciało, potrzeby żywieniowe, fizjologię funkcjonowania, przyczyny i funkcje chorób (tak samo jak wielu tutaj) na poziomie, który daje mi niezależność i bezpieczeństwo przed wyprowadzeniem na manowce. Łapiecie o co chodzi? Wystarczy ludzka ciekawość, aby ogarnąć 90% aspektów, które dotyczą naszego życia.

Cytat
I o tym co zauważyłam, jak się zmienił - z chłopca naprawdę ciekawego świata i chętnie, nawet zupełnie samodzielnie uczącego się różnych rzeczy, np. bardzo - ale w taki naturalny sposób -zainteresowanego literami, czytaniem - w chłopca, który wchodząc do szkoły automatycznie się wyłącza i stara się jakoś przetrwać rozrabiając po kątach z kolegami (co paradoksalnie okazuje się wcale nie trudne). A na moje pytania: o czym wam pani dziś opowiadała, czego się nauczyłeś w szkole? - odpowiada tylko: nie wiem, nie pamiętam.

Przypuszczam, że taki jest w pełni zamierzony cel edukacji: stworzenie szarej masy, nie dzieł boga.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 16:29 wysłane przez Gloria » Zapisane
RENETI
« Odpowiedz #15 : 27-01-2013, 05:09 »

Live, polecam, żebyś sama wzięła odpowiedzialność za nauczanie własnych dzieci.  Rozważ prywatne nauczanie, poczytaj Montessori i zrób wszystko, żeby nie zmarnować dzieciaka. Bardzo polecam Ci szkołę Wojakowskich, w której uczy się dzieci samokształcenia i technik pamięciowych, nie tylko dzieci zresztą. Zajęcia można pogodzić ze szkołą, albo samemu przejść kurs i nauczyć dziecko. A najważniejsze, żeby wpoić dziecku prawidłową hierarchię wartości i tego nikt nie zrobi za rodziców. Szkoła bezpłatna współczesna jest tyko miejscem przetrwania, a programy w dużej mierze zależą od interesów politycznych (w ciągu ostatnich lat drastycznie obniżył się poziom nauczania przedmiotów, patrz co dzieje się z nauczaniem historii, muzyki, sztuki).

Szkoła współczesna ma wychować masowego konsumenta oraz sprzedawcę produktów do konsumpcji i podlega naciskom globalnych koncernów, tu nie kształci się indywidualności, lecz ją niszczy.

Jedyną alternatywą jest przejęcie odpowiedzialności za wychowanie dzieci, uczenie ich samokształcenia, samowychowania, dbania o zdrowie, szacunku do rodziców, odpowiedzialności, stawianie pozytywnych wzorców, a najlepiej zrezygnować z publicznego nauczania.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 16:31 wysłane przez Gloria » Zapisane
Tramwaj_konny
Częsty gość
**


Offline Offline

MO: nie stosuję
Wiadomości: 71

« Odpowiedz #16 : 27-01-2013, 16:30 »

prawie cała podstawówka, szczególnie gimnazjum, trochę liceum to bagno które pogrąża człowieka. Byłem gnojony przez "kolegów", nauczyciele niespecjalnie ze mną sympatyzowali. Niedawno skończyłem tego typu edukacje i mam prawie "gorące" informacje.

Też coś mogę na ten temat powiedzieć. Chociaż ja miałem to szczęście, że zarówno ta hołota, z którą chodziłem do klasy, jak i nauczyciele po prostu zostawili mnie w spokoju - ponoć bali się moich rodziców. Inna sprawa, że czas ten uważam za zmarnowany. W szkole podstawowej musiałem obserwować, jak bachory uczą się pisać, czytać i liczyć. Miałem jednak na tyle szczęścia, że trafiłem w tzw. "nauczaniu początkowym" na nauczycielkę starej daty, więc gdy te młotki z mozołem próbowały kreślić literki, ja dostawałem zadania indywidualne.

Podejrzewam, że dzięki opinii tejże nauczycielki w klasach wyższych szkoły podstawowej również dostawałem indywidualne zadania na lekcjach i nie musiałem uczyć się jeszcze raz tego samego. Szkoda tylko, że nikt wówczas nie wpadł na to, bym uczył się w domu. Niemniej, nie było jeszcze tak źle.

Gimnazjum pamiętam jako jeden wielki festiwal proletaryzacji, prostactwa i drobnego cwaniactwa. Pogadanka na temat higieny była dla mnie żenująca. Jeszcze bardziej żenujące były pełne zdziwienia wynurzenia hołoty, że jak to, myć się codziennie? W zasadzie, w przypadku większości osób, był to szok kulturowy. Fakt, że w rodzinie był więcej niż jeden samochód i to nie starszy niż piętnastoletni wzbudzał zawiść, nawet w gronie pedagogicznym. Jedyne co mogę dobrego powiedzieć na temat gimnazjum to to, że trwało trzy lata, a nie dłużej.

Na dobrą sprawę dopiero w liceum pojawił się jakikolwiek materiał do nauki. Chociaż to i tak nie ze wszystkich dziedzin. A najbardziej absurdalne przedmioty jakie pamiętam, to przysposobienie obronne, podstawy przedsiębiorczości, czy wychowanie do życia w rodzinie. Pomijając zupełną nieprzydatność wszystkich tych przedmiotów, to na tym ostatnim miałem jeszcze okazję się dowiedzieć, że jedyną metodą antykoncepcji jest kalendarzyk, a kobieta ma rodzić dzieci. Sama zaś klasa składała się w większości z dzieci nowobogackich i geszefciarzy, którzy potrafili dyskutować zawzięcie o tym, że ten model jest 15 cm krótszy, zaś widok bidetu wywoływał jedynie konsternacje.

Na to wszystko oczywiście nakładał się poziom hałasu. W szkole podstawowej był nieznośny. Gdy przed miesiącem byłem w szkole podstawowej myślałem, że trafiłem na stadion. W gimnazjum i liceum niewiele było lepiej. Zresztą to typowe, że hołota ma potrzebę dźwięku. Cisza zawsze dla nich była czymś nienaturalnym, najlepiej przerwać ją chrząkaniem, pokasływaniem albo nuceniem.

Nie żałuję, że jestem na studiach, nawet pomimo tego, że nie będę miał po nich dużych szans na znalezienie pracy bez praktyk. Mój kumpel też przyznał, że dopiero na dopiero teraz, kiedy jest na I roku studiów na AGH, chce zmienić swoje życie - bo to co było wcześniej było dla niego niebytem, wegetacją prowadzoną z dnia na dzień.

Bo na studia nie idzie się, by zdobyć zawód, tylko wiedzę. W celu zdobycia zawodu idzie się do szkoły zawodowej. Dobrze by było, gdyby ludzie to zrozumieli. Inna sprawa, że studia obecnie stały się przechowalnią dla przyszłych bezrobotnych, bo teraz nawet najbardziej prymitywna dziewuszka z nierozgarniętym chłopem muszą studia koniecznie skończyć. Niestety, ale wykształcenie jest jak uzębienie - nie wszyscy muszą mieć pełne.

Zastanawiam się, czy aby nie przesunąć czasu inicjacji przymusowej (zło konieczne) edukacji na 8 rok życia. Albo po prostu dostosować inicjację do danego dzieciaka. Na uczelni pracownicy naukowi mają 3 obowiązki: prowadzić badania, nauczać studentów oraz popularyzować naukę. To 3 jest obecnie zaniedbywane, a to właśnie ono inspiruje młode pokolenie, to ono sprawia, że oddają się pasji zaspakajania głodu wiedzy.

Popularyzowanie nauki jest bez sensu. Albo ktoś wyniesie z domu określone wzorce kulturowe, w tym potrzebę zdobywania wiedzy, albo jej nie wyniesie. Popularyzowanie pośród tych drugich nauki powoduje, że staje się ona taką wersją "ludową". Można się pochwalić, że wszyscy w niej uczestniczą, ale z czegoś pięknego i szlachetnego staje się czymś pospolitym i kiepskiej jakości. Niestety, ale prawa dialektyki marksistowskiej nie działają w przypadku rzeczy, które z definicji powinny być w jakiś sposób elitarne. Dlatego ilość nie przechodzi w jakość, ale w bylejakość.

Jestem za podstawową edukacją czytania, liczenia i funkcjonowania w społeczeństwie. Tak naprawdę ludzkości nie potrzeba rzeszy wykształconych ludzi. Potrzeba nam świadomych ludzi, którzy nie dają sobie wcisnąć kitu. Ja chociaż nie mam wykształcenia medycznego, znam swoje ciało, potrzeby żywieniowe, fizjologię funkcjonowania, przyczyny i funkcje chorób (tak samo jak wielu tutaj) na poziomie, który daje mi niezależność i bezpieczeństwo przed wyprowadzeniem na manowce. Łapiecie o co chodzi? Wystarczy ludzka ciekawość, aby ogarnąć 90% aspektów, które dotyczą naszego życia.

To tylko czcze i pobożne życzenie. Większość ludzi jest zadowolona ze stanu w jakim się znajduje. Zresztą na to wszystko nakładają się pewne specyficzne ograniczenia, zarówno wrodzone - z dziecka ociężałego umysłowo nikt nie będzie robił profesora, z dziecka cherlawego - atlety, z dziecka bez poczucia estetyki - artysty etc., jak i uwarunkowania kulturowe. Jak to mawiają - garnitur dobrze leży dopiero w trzecim pokoleniu.

Przypuszczam, że taki jest w pełni zamierzony cel edukacji: stworzenie szarej masy, nie dzieł boga.

Myślę, że mylisz cel z efektem. Większość ludzi to szara masa. Rozejrzyj się wokoło. Zapytaj losowych przechodniów, co sądzą o polityce kulturowej Francji. Albo jakie jest ich zdanie na temat sporu o uniwersalia. Większość nie zrozumie nawet pytania. Celem tutaj nie jest zrobienie szarej masy, tylko część z jednostek obdarzonych jakąś indywidualnością, ale przy tym o słabym charakterze i braku asertywności, da się porwać tej szarej masie, przejmując jej wzorce kulturowe i w końcu ulegnie pauperyzacji intelektualnej. Niestety.
« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 16:42 wysłane przez Gloria » Zapisane
Calisia
***

Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 32
MO: 07.04.2010
Wiadomości: 115

« Odpowiedz #17 : 29-01-2013, 23:29 »

Cytat
Bo na studia nie idzie się by zdobyć zawód, tylko wiedzę. W celu zdobycia zawodu idzie się do szkoły zawodowej. Dobrze by było, gdyby ludzie to zrozumieli. Inna sprawa, że studia obecnie stały się przechowalnią dla przyszłych bezrobotnych, bo teraz nawet najbardziej prymitywna dziewuszka z nierozgarniętym chłopem muszą studia koniecznie skończyć. Niestety, ale wykształcenie jest jak uzębienie - nie wszyscy muszą mieć pełne.

Masz rację, ale niestety dopiero niedawno się zorientowałem jaki cyrk panuje na wyższych uczelniach. Chciałem iść na studium ogrodnicze (coś w stylu "technikum policealnego"?), ale za mało osób było na roku i nie organizowano tego od 2 lat.

Z tą szarą masą nie do końca się zgodzę. Sam byłem przeciętniakiem i gnojkiem, który chce się tylko nażreć, nagrać (ah te gry komputerowe biggrin ), a książki rzucałem w kąt zaraz po przybyciu do domu. Po prostu miałem okrutny okres, który mnie zahartował i nagle odkryłem, że jestem genialny - przynajmniej w porównaniu z tym, co było kiedyś. Nazywanie ludzi hołotą i szarą masą to nadużycie. W dalszym ciągu wiele zależy od środowiska, presji ludzi. Ale masz rację, tego nie zmienię. Bardzo chciałbym pomóc ludziom, aby poprawili jakość swojego życia, zapewnili sobie bezpieczeństwo, usamodzielnili się i uniezależnili... Ale z tego co widzę, tylko niewielu się na to zdecyduje. Cóż, nawet MÓJ BÓG Chrystus mówił "Nie rzucaj pereł przed wieprze".

Pozostaje tylko inwestować w siebie i ludzi, którzy są tego warci.

« Ostatnia zmiana: 23-02-2017, 16:45 wysłane przez Gloria » Zapisane
scorupion
« Odpowiedz #18 : 29-01-2013, 23:44 »

Nie wiem czy tylko mnie obrzydzenie bierze jak czytam Tramwaja?
Zapisane
RENETI
« Odpowiedz #19 : 30-01-2013, 10:46 »

No to są wypowiedzi poniżej krytyki i po prostu trzeba to zignorować, za wychowanie odpowiedzialni są rodzice.
Zapisane
Strony: [1] 2 3   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!