Danie co prawda na plenerowe imprezy, ale zimą w domu też wychodzą przepyszne.
Korzystając z wolnej chwili postanowiłem się pobawić i przepis ozdobić fotkami.
Pewnie wielu z was jadło ziemniaki pieczone tzw. pieczonki, ale będąc w różnych miejscach kraju stwierdzam, że są różne sposoby ich przyrządzania. Polecam najsmaczniejsze jakie jadłem. Kiedyś na imprezie studenckiej zrobiliśmy sobie pieczonki. Koleżanka, która pierwszy raz je jadła powiedziała, że zrobi je w domu mężowi. Po trzech tygodniach jak ją o to zapytałem odpowiedziała mi, że już trzy razy musiała je piec.
Składniki:
- ziemniaki ,
- kiełbasa (nie wędzona),
- boczek (nie wędzony, albo delikatnie),
- cebula,
- buraki,
- marchewka,
- olej i smalec.
Celowo nie podaję ilości składników bo wszystkich dajemy mniej więcej po równo z wyjątkiem ziemniaków, których powinno być trochę więcej (ale tylko trochę). Kroimy wszystko na w miarę cienkie plasterki, najgrubiej ziemniaki.
Do garnka wlewamy olej (tak żeby dno było zakryte). Próbowałem piec na samym smalcu, ale nie polecam. Pierwsza warstwa to ziemniaki . Sól i pieprz.
Następnie buraki (powinny być zawsze na ziemniakach bo barwią je na piękny kolor).
Potem marchewka.
Kiełbasa z boczkiem (kiełbasy dajemy więcej niż boczku).
Cebula.
Na cebulę idą znowu ziemniaki, sól, pieprz itd. Jako ostatnią warstwę proponuję ziemniaki gdyż widelcem sprawdzamy ich twardość. Na to wszystko można dać jeszcze trochę smalcu, który podczas pieczenia spłynie na dno.
Wszystko stawiamy na gaz.
Pieczemy na dość małym płomieniu ok. 1 godz. z tym, że przez pierwsze 10 – 15 min. gaz podkręcamy nieco mocniej aby całość szybko złapała temperaturę. Ja zmniejszam gaz w momencie jak przykrywka garnka jest już gorąca. Po godzinie widelcem sprawdzamy górną warstwę i jak ziemniaki są miękkie no to wiadomo co
.
A oto efekt końcowy. Najlepsze są z zimnym kefirem.
Smacznego.