Ciekawa dyskusja o H. Clark, dodać trzeba, że biedaczka największą krzywdę zrobiła sobie tym zapperem, który miał „załatwiać” pasożyty i przy okazji „załatwił” bakterie a wręcz je wytłukł i tym samym zamknął drogę ewakuacji toksyn np. przez skórę, podejrzewam, że w takim schemacie mogła nawet mieć tłuszczaki. Ale mniejsza z tym, skoro mowa o pasożytach to ciekawa sprawa, czy może tu pomóc metoda NIA? Wiadomo nie odbędzie się to tak, że "przez ranę uciekną pasożyty” ale czy na skutek wydalenia toksyn metodą NIA organizm nie nabierze tyle sił że poradzi sobie z pasożytami? Sporo jeszcze rzeczy jest do sprawdzenia przy NIA.
Pasożyty egzystują na Ziemi o wiele dłużej niż ludzie. Każdy człowiek, czy chce czy nie, ma ich pod dostatkiem w swoim organi
żmie. Nie tylko w przewodzie pokarmowym ale i w organach (nawet w sercu), pod skórą, na skórze a najwięcej we krwi. Walka z nimi, to walka z wiatrakami.
Jak by tego było mało, to każdy pasożyt (może z wyjątkiem wirusów) ma w sobie swoje pasożyty. Zabijając pasożyta uwalnia się jego pasażerów, które pozostają w organi
żmie człowieka. Najlepiej pozostawić sprawę pasożytów organizmowi, dbając o jego zdrowie. Nie mówię tu o tzw. gro
żnych pasożytach jak włosień czy niektóre nicienie (ale one w naszym klimacie nie występują).
Bronco co to za słowo "organiżmie"? Robisz ten sam błąd nie pierwszy raz i nie tylko w tym poście.//W.