Napiszę, jak wygląda moja sytuacja na dzień dzisiejszy. Dawno już temu byłam u neurologa z wynikami, oczywiście kazała mi się nie przejmować wynikami MRI i na wszelki wypadek zrobić kolejne badanie za pół roku, co też uczynię. Zapytałam, czy te drobne zmiany mogą być od tymczasowych stanów zapalnych także, jako że ja wtedy przechodziłam infekcję za infekcją w obrębie twarzoczaszki. Powiedziała, że raczej naczyniopochodne. W każdym razie w październiku ponownie zrobię to badanie i zobaczę jak to wszystko wygląda.
Co się u mnie zmieniło na plus to:
-zdecydowana poprawa w myśleniu, koncentracji i samopoczuciu z rana (o wiele mniejsza mgła umysłowa), ale nadal jeszcze występujące liczne i częste objawy w postaci: spływania wydzieliny w nocy i konieczności ssania oleju z rana, aby odpluć spore ilości wydzieliny, co jakiś czas (ok. miesiąc i więcej) nadal pojawia się silny ból głowy i większy spływ wydzieliny z objawami infekcji, ale zdecydowanie mniejszej niż te, jakie przechodziłam non stop ponad pół roku temu, brak zawrotów głowy i dużych zaburzeń równowagi.
- większa ilość energii ogólnie w organizmie zachęciła mnie do jeżdżenia na rowerze, niestety jeszcze nie jestem w stanie tego non stop praktykować i tylko raczej na małe dystanse, gdyż nadal występują co jakiś czas objawy ze strony jelit (głównie w kierunku rozluźnionego stolca). Ponadto ostatnio, kiedy czułam ochotę na ruch na świeżym powietrzu i wieczorem wybrałam się na przejażdżkę wokół lasku, starałam się dużo oddychać powietrzem leśnym i czułam się świetnie psychicznie, nagle pod koniec przejażdżki, dostałam takiego objawu od strony nosa i głowy, jakbym była pijana, lekkie zaburzenia równowagi i musiałam szybciej wrócić do domu, już wiedziałam co mnie czeka, większe oczyszczanie ze strony twarzoczaszki i tak było przez kilka następnych dni.
- mam zdecydowanie mniejszą nerwicę od strony głowy, ale mam wrażenie, że teraz jelita bardziej reagują na stresujące sytuacje, ciągle mam nieidealny stolec
Generalnie nadal mam sporo objawów: od strony oczu: całkiem sporo ropy mi się w nich gromadzi, takiej żółtej, nigdy w życiu nie miałam tyle ropy w oczach. Od strony głowy prawie codziennie taki objaw: pod wieczór, kiedy już mam iść spać zaczyna się swędzenie różnych miejsc na głowie i lekki łupież, pomaga mi na to nakładanie na noc oleju z oliwek na skórę głowy, to z kolei powoduje mam wrażenie silniejsze objawy od strony oczu i łatwiejszy spływ wydzieliny z nosogardzieli z rana także. Rano polewam też głowę ziołami, co mi pomaga.
Nadal czerpię niesamowitą przyjemność z długiego spania, zawsze mam potem więcej objawów, ale całościowo jest na plus. Długie spanie mi bardzo pomaga.
Drażnią mnie wszelkie chemikalia, jakie czuję nosem (choć nie mam już np. lekkich zawrotów głowy od tego i przyspieszonego chwilowo bicia serca, jak kiedyś mi się zdarzało), bardzo drażni mnie zapach perfum i spaliny samochodowe, staram się wtedy wdychać olejki eteryczne. Najlepiej czuję się na czystym łonie natury, niestety mieszkam w dużym mieście, więc nie da się całkowicie odizolować od smrodu powietrza.
Od kilku już miesięcy jem tak samo:
- rano trę chrzan, który wdycham, a potem jem na 2 plastrach kiełbasy swojskiej bez konserwantów, potem jem:3, 4 gotowane jajka z połówką surowej cebuli, blanszowaną pieczarką i 4, 5 małych ogórków kiszonych
następnie po pewnym czasie piję kakao głównie z mlekiem kokosowym ( czasami testuję z 2 łyżkami prawdziwej wiejskiej śmietany ) i przyprawami: cynamon, imbir, kardamon, anyż ( po 1/3 małej łyżeczki ).
Do kakao często spożywam kokosa, którego nadal uwielbiam, był też czas, iż piłam do kakao w sumie 2, 3 max. łyżki miodu dziennie. Na razie miód odstawiłam i jeszcze testuję, bo ciągle mam kiepski stolec.
- prawie codziennie staram się pić zupę na kościach z wołowiny głównie, piję wywar z pokrojoną pietruszką oraz porem. Następnie jem ugotowane mięso (wołowina, plaster schabu lub karczku), 2, 3 ząbki czosnku plus często surówka z kapusty kiszonej z kminkiem (uwielbiam to połączenie) lub/oraz inne warzywa (bardzo lubię cykorię,kalarepę, bób).
- gdzieś pomiędzy, albo przed obiadem, albo po obiedzie występuje koktajl błonnikowy (z bananem chyba jeszcze mi nie służy, więc głównie dodaję tylko trochę soku z cytryny i nic więcej).
- zawsze piję też drugie kakao w ciągu dnia (uzależnienie), kilka razy piłam nawet i 3, ale ZAWSZE następnego dnia czułam, że 3 to zdecydowanie za dużo, więc max. 2 dziennie mi odpowiadają.
- kolacja jest zależna od mojego apetytu, jak go mam to bardzo lubię: podsmażone skwarki ze smalcu
(czasami też jajko z czosnkiem niedźwiedzim) domowej roboty plus ogórki kiszone i połówka surowej cebuli.
Nie piję żadnych ziół, moja waga cały czas jest w okolicach 60 kg. Kiedy bardzo chorowałam wiele miesięcy temu i nawet z łóżka nie chciało mi się wstawać to ważyłam 56-58 max., bo nie miałam dużego apetytu, a tony objawów w obrębie gardła i przełyku. Teraz nic mi nie dokucza w obrębie przełyku, a gardło jest w o wiele lepszej formie, ale nosogardziel jeszcze nieidealnie.
Taka dieta bardzo mi pomogła na oddychanie, twarzoczaszkę i całe to oczyszczanie w jej obrębie. Z jelitami także miałam sporo objawów i często sama nie wiedziałam, czy to objawy, czy niestrawności, ale kontynuowałam dietę, bo lepiej się po niej czułam w obrębie głowy, co było dla mnie najważniejsze.
W obrębie jelit miałam np. takie objawy: kilka razy jakby takie infekcje 1-2 dniowe w jelicie cienkim, powodujące strasznie kujące bóle i biegunki, w obrębie jelita grubego na dole brzucha także rozluźniony stolec i takie podrażnienie odbytu, jakiego nigdy w życiu nie miałam (często musiałam smarować odbyt olejem kokosowym i oliwą z oliwek). Najmniej objawów doświadczyłam i doświadczam ze strony górnego odcinka przewodu pokarmowego: np. ostatnio chyba 2, 3 tyg temu pojawiła mi się taka czerwona plamka pod lewym żebrem- wcześniej coś takiego ponad pół roku temu miałam na ręku oraz na nodze, wszystko potem poznikało, ta na brzuchu jeszcze jest, ale się zmniejsza. Najgorsze objawy miałam z jelitem cienkim i jelitem grubym na dole brzucha.
Nadal niestety nie jest idealnie, ale lepiej.
Kilka razy testowałam ryż z jabłkiem i cynamonem, jadłam kasze, więcej miodu i banana, trochę wiśni. Na pewno zmieniły się reakcje po miodzie, jeszcze rok temu, nawet po jednej łyżce miodu potrafiłam doświadczyć silnego ataku nerwicy. Teraz nawet mi pomagał na oczyszczanie i oddychanie, ale po pewnym czasie miałam dość i odstawiłam, najbardziej mi odpowiadał głównie taki miód lekko kwaśny z pierzgą chyba.
Nadal nie piję MO, kilka razy sporadycznie piłam i ZAWSZE miałam potem jeszcze więcej objawów, np. od razu infekcja. Powoli zamierzam wracać do MO, bo ciągle załatwiam się 2, 3 razy dziennie, a czasami i więcej. Nie mam zaparć. Stolec jest nadal różnego koloru, praktycznie w ogóle ciemnobrązowego, bardziej jasnego brązowego, jak jest lepiej uformowany.
Na pewno jednak z głową jest znacznie lepiej niż było, choć nadal doświadczam wielu objawów.
Przepraszam za elaborat, ale może moje doświadczenie do czegoś się przyda.
Na koniec napiszę, że pochodzę z Wrocławia i tutaj spędziłam większość życia. Niestety zanieczyszczenie powietrza w tym mieście, głównie zimą jest często jak w Chinach. Nigdy wcześniej tak tego nie czułam (a zanieczyszczenie powietrza było od dawna, choć może skala się zwiększyła), jak od kiedy zaczęłam oczyszczać całą twarzoczaszkę. Pamiętam, jeszcze 6,7 lat temu miałam głównie nerwicę, depresyjne stany i zatykający się nos, dosłownie uniemożliwiający oddychanie. Obecnie oddycham przez nos, jak nie mam infekcji i wszystko czuję dobitnie. Wszelkie chemikalia strasznie mi przeszkadzają. Natomiast po oddychaniu czystym, naturalnym powietrzem gdzieś na łonie natury czuję się dosłownie tak, jakbym się upiła tym powietrzem, często potem czuję się rewelacyjnie, ale i mam wiele objawów.
Doświadczyłam też czegoś takiego, jak potrzeba medytacji w dużej ilości, często wolałam posłuchać odgłosów natury, niż muzyki, ludzi, nawet bliskich mi osób, w okresie najgorszych objawów ze strony twarzoczaszki najlepiej służyła mi cisza i odgłosy natury. Aby tego doświadczyć niestety musiałam szukać rozwiązań, gdyż życie w dużym mieście praktycznie to uniemożliwia. Szczęściarze, co mieszkają w ciszy, blisko lasu.
Ja mam całkiem ruchliwą ulicę za oknem.