Bycie w zgodzie z własnym sumieniem - bezcenne.
(...)
Ale Grażyna, Zibi, Gościsław czy naprawdę możecie spojrzeć ludziom w oczy i powiedzieć, że WSZYSTKIE zasady Biosłone NIC A NIC WAM NIE POMOGŁY? I SĄ SZKODLIWE?? Możecie???
(...)
Całe swoje życie muszę udowadniać, że nie jestem krokodylem, tylko dlatego, że ktoś jest albo manipulantem, albo: nygusem intelektualnym, złośliwcem, lemingiem, egocentrykiem, etc. ("Błogosławieni ludzie ubodzy Duchem, albowiem do nich należeć będzie Królestwo Niebieskie...") Ludzie są, jacy są... Ja mam przez "obiektywizm" Udanej (na BE zdaje się nick: Et) kolejne wrzody/nadżerki. Z tego wynika, że i faktycznie, i w przenośni jesteś "Udana". Kiepska ta wiedza z medycyny klasycznej i kiepska tym bardziej z alternatywnej (nurtu profilaktycznego). Teraz będzie moja wina, że lemingom=pacjentom zawalił się ich złudny światek. Oni potrzebują dalej "dobrodzieja" mentora po drodze do zdrowia. Jakie dowody będą mocne wg Ciebie, Udana, na niekorzystne dla mojego zdrowia działanie MO – czy zapalenie otrzewnej, czy zgon?! Jak zdechnę... Już wiem - jaki będzie argument: permanentny stres, który był niepotrzebny, czyli zibi sobie go fundował na własne życzenie itp.
Niektórzy są niegodni, żeby obdarzać ich empatią, są niewdzięcznikami, zasługują sobie na choroby i cierpienia. Pisali na e-poczty co innego, na FBE co innego, a obecnie słyszę coraz więcej głosów, że przesadzam z krytyką MO. Ci sami ludzie narzekali, jak jeszcze byłem aktywnym na FBE, że MO to: - "g*wno, żeby ją szlag trafił, itp. teksty; że MO powoduje autoagresję tarczycy itp." Obecnie, jak im wyjaśniamy kawę na ławę, jak grabowskiej krowie na granicy, to przesadzamy! Już więcej obiektywizmu nie mogę z siebie wydobyć, choć i tak twierdzą, że przesadzam, że jestem schizolem. (Dyzmizm w klasycznej postaci - tego co obnażał hipokryzję - nazwano paranoikiem, a oszusta - na piedestał wynieśli, w powieści Mostowicza. Oczywiście, w tym miejscu - nie podejrzewam JS o oszustwo, mam nadzieję, że to co jest do zweryfikowania, to zostanie zweryfikowane pro publico bono, ale, żeby ludzie pisali rzetelne, nieprzekłamane obrazy swojego stanu zdrowia).
Do tego stopnia jestem obiektywny, że niektórym ciśnienie tutaj podnoszę, a Udana pisze, chyba celowo, żeby mnie wku*, wrzucając mnie do jednego wora jako potępiającego wszystko to, co jest związane z BE.
viewtopic.php?p=14886#p14886
Zibi napisał(a):
Odnośnie istoty odchorowania chorób infekcyjnych - jestem mocno za Hipokratesem i Józefem Słoneckim, który wiedzę w tym temacie bardzo dobrze zgłębił (co prawda po malej reformie swojej wiedzy na temat szczepień, ale...), jak nikt dotąd z tzw. alternatywnych kontynuatorów dzieł Hipokratesa. Dla mnie to "aksjomat" w naukach biologii.
W moim przypadku, czekam na skuteczne zadziałanie NIA, inne środki pośrednie działają w drugą stronę i przeszkadzają/znoszą działanie NIA. Jak pisałem przy innej okazji w jakimś wątku: - wyleczenie I odcinka przewodu pokarmowego, to jak pokonanie na raty bardzo skomplikowanego skrzyżowania dla kierującego samochodem; na raty, małymi "kroczkami", i mimo zastosowania znanych, powszechnych zasad w ruchu drogowym - to jednak przy wielkiej improwizacji...
viewtopic.php?p=14932#p14932
Przecież wiadomo, że pula DNA jest ograniczona, więc z czego się cieszyć...
Gdy się odrzuci MO (którą krytykuję) to zostaje - cała mądrość - jak wyżej napisał hajdi. Tę mądrość potwierdza Sinclair w swojej książce całą masą argumentów. JS oparł się na bazie tego, co napisały autorytety, i zgłębił tę wiedzę, i bardzo obrazowo opisał. I to się potwierdza w życiu. W którym miejscu pisze, żeby modlić się o infekcję? Wręcz przeciwnie sugeruje - jak zdobywać wiedzę, aby organizmu nie doprowadzać do takich generalnych remontów. Czy namawia do obżerania się pączkami, a potem do uprawiania dziwnych ćwiczeń, aby zmuszać organizm do uszczuplania owej puli DNA? Łebski Lacky pisał, że nie potrzeba stosować MO, aby odchorować infekcję bez leków. Skąd byśmy o tym wiedzieli, gdyby nie ruch BE. Ile raków by się powtórzyło u ludzi po zastosowaniu NIA. Na ile raków zachorowałoby ludzi, gdyby blokowało infekcję poprzez rzekome wzmacnianie organizmu naturalnym antybiotykiem w postaci czosnku, supli, ziółek od poprawiaczy Natury. A Reckeweg nie potwierdza teorii toksemii Hipokratesa. Kwestią sporną może być rzekome twierdzenie Hipokratesa jako że każdy organizm ma swój system odpornościowy, który należy wspomagać. Na ten lep rzuciły się wszystkie hieny i kombinatorzy, interpretując to w ten sposób, że ...system odpornościowy trzeba wyręczać...
Prócz niewypału jaką była MO, której obligatoryjnie nie polecam nikomu; prócz KB, który dopuszczam do picia fakultatywnie - cała reszta idei BPP jest wg mnie dobra.
No to tylko widzę, że Trubadur, hajdi, Brajan - starają się myśleć bez emocji i na złość dziadkowi - nie chcę sobie odmrozić uszu.
viewtopic.php?p=14977#p14977
Odkrycie JS o prozdrowotnym odchorowaniu chorób nie jest Eureką, ale jakoś nikt z użytkowników, co najmniej na FBE - wcześniej o tym nie wiedział. Prowadząc swoją statystykę prywatną mogę przypuszczać, że może promil ludzi wiedzieć o tym, że to jest objaw chorobowy,a nie choroba patologiczna. Ludzi, którzy zetknęli się z ruchem BE. Jeśli ktoś "wiedział", to posiłkował się aspirynka, czosnkiem, cebulą, płukał sobie gardełko wodą utlenioną i czymtamjeszcze... a za miesiąc to samo, a za lat x poszukiwanie onkologa, najlepiej natusralnego... Traktował ten akt samooczyszczania jako patologię, ale już robienie Natury w lewo przed zachorowaniem nie traktował - jak budował sobie sztuczną protezę odpornościową.
Człowiek to nie jest jakaś jednorazówka, żeby po zużyciu jakiego organu wymieniał mu lekarz na nowy, albo żeby zapobiegał wymianie, bo są uciążliwości chorobowe.
Earth, to jakbyś badał prawdziwość cytatów z Pisma Św. i kto je napisał faktycznie. Jeśli co jest dobre i sprawdzone od lat, to żeby to zweryfikować, to trzeba od jakiegoś założenia wyjść... Ja się opieram na przypuszczeniach, i to mi wystarczy. Każde Jego, JS odstępstwo od tego założenia, szybko zostało przeze mnie/innych wytrute...
Zapytaj się JS, albo Sinclaira - czy opierał się na dziele Hipokratesa. Mnie to nie interesuje.
NIA nie jest skutecznym pomocnikiem istoty odchorowania choroby infekcyjnej? Ci co nie znali BE - jakie babole popełniali w trakcie NIA i po NIA, wyjątek stanowić może Kriskros, choć nie wiem - czy do końca.
Monodieta kapuściana - jest tylko niefortunna z tytułu, bo kapusta w tych czasach jest alerogenna, ponadto autor dawał schemat i dal przykład nieszczęsnej kapusty jako substrat diety, ale ogólny pomysł jest niezły. Ja jem w swojej monodiecie ryż. Wiem od JS, że w zapaleniu dwunastnicy nie polecał ziemniaków w mundurkach, lecz rozgotowane, sute, żeby organizm mógł łatwo je strawić, wchłonąć, przyswoić, żeby coś przemycić do organizmu. Zaś w tym samym czasie spece od poprawiania Natury zalecają w mundurkach, żeby na makrobiotyce nie ucierpieć, czyli na jej braku... Co do DP, mieszanek ziołowych, itd. JS, wypowiem się kiedy indziej, jak nie zdechnę na wrzody wcześniej od takiego indagowania mnie w tematy mielenia mąki... Ja nie nie jestem adwokatem Józefa S.; wyraźnie oddzielam jego charakter od rzeczy dobrych, które zrobił. Staram się krytykować rzeczy, które są wg mnie błędnie zrobione, ale bez żadnych odwetowych działań... a zaznaczać rzeczy dobre. Kto wiedział wcześniej o rozbijaniu głębokim masażem złogów glutenowych, usadowionych po długości kanału nerwowego nerwów podskórnych w obrębie miednicy, kręgosłupa, czy potylicy.... ludziska zapierniczali do ortopedów i tych od głaskania aż się kurzyło... Po wyjściu od głaskacza - każdy snobistycznie mówił jak to się świetnie czuje... a powinien się czuć, jak w grypie przynajmniej.
Ostatni raz dałem się sprowokować. To było po to zagranie emisariuszki BE lub jej samowolka/wyłamanie się spod dyscypliny „klubu partyjnego” (w konsekwencji pogrążenie „przewodniczącego”/autora MO, by nie było dowodów na poprawę zdrowia przy zastosowaniu NIA przeze mnie. Powtórna gastroskopia może nie wykazać poprawy, jeśli mi się dowiezie trochę stresu… Ale będzie na przekór tym wszystkim, bo subiektywna poprawa już jest, za pewien czas potwierdzę to wynikami badań (żeby nie było, że się podniecam i chwalę dzień przed zachodem…).
Dalej w kwestii mojego obiektywizmu: (dobry dochodzeniowiec/dobry weryfikator hipotez charakteryzuje się tym, że rozpatruje wszystkie za i przeciw, w myśl zasady obiektywizmu; woli, aby na etapie postępowania przygotowawczego wszystkie wątpliwości świadczące na korzyść potencjalnego oskarżonego wyhaczyć wcześniej i wdrożyć plan „B” niż dostać „gola” podczas postępowania sądowego; woli, aby po wolności, bez udowodnienia kompletnego winy chodziło 100. winnych, niż mianoby skazać jednego niewinnego). NIA, jak pisze hajdi (w kwestii maskowania sposobami zbliżonymi lub faktycznymi z wege), nawet odmaskuje ewentualne maskowania faktycznego stanu zdrowia przez inne metody niby współgrające z NIA. Tyle że nie wiadomo, czy na kolejną dziurkę, za x czasu - nie będzie zbyt późno, kiedy sielanka z dobrodziejstwa zastosowania NIA się skończy. Kriskrosa metody współdziałające z NIA, wg mnie, też nie były idealnie prozdrowotne (wiemy, jaką pozorację daje kapsaicyna; obecnie na obronę MO odkrywam częściowo alopatyczne dzialania chlorelli (działania maskujące i również część toksyn wytrącające do krwiobiegu); a po wodzie z kokosa nawet teoretycznie zdrowych bolał brzuch – chodziło o uszczęśliwianie organizmu na siłę nawadnianiem żywą wodą oraz alkalizowaniem, podczas gdy faktycznie organizm był schładzany i wystąpiły nieżyty żołądka). Daj Bóg, żeby chłopak nie miał żadnych nawrotów chorób.
Chodzi o wiarygodność i jasność działania NIA. Popieram wypowiedz Admina FNIA oraz Hajdiego i Hanki w tej kwestii, brak rzetelnego i wiarygodnego odczytu z przeprowadzonego doświadczenia. To, też postaram się udowodnić wynikami badań, jeśli nie dam się sprowokować znów jakiemuś pocieszycielowi strapionych na własne życzenie...
Wg mnie, należy zaznaczać: w zdrowiu postępujemy inaczej, w chorobie inaczej, ale nie w każdej chorobie i nie w każdym przypadku (każdy organizm to indywiduum). Dla mnie dieta śluzotwórcza to doraźne zbawienie, gdyż mam wtórny zanik gruczołów śluzowych, atrofia śluzówki i chyba warstwy podśluzówkowej, chyba tylko goła mięśniówka jest w obrębie skrzyżowania układu pokarmowego z oddechowym, więc wątpię, żeby nawet NIA dokonała cudu, żeby na „asfalcie wyrosła trawa”; żeby odbudowała się śluzówka. Gdyby chociaż pod „asfaltem został się piasek”, to może… I odwrotnie – zalecana dieta rozgrzewająca - to dodatkowe kłopoty, jeśli wchodzą pokarmy kwasotwórcze lokalnie, ostre itp. Mój organizm nie toleruje pietruszki, selera, marchwi, niektórych ziół, przypraw, po gotowanym jabłku są sensacje, nawet po przegotowanej wodzie. Czyszczenie wątroby nie wchodzi w grę, kiedy po samej chlorelli mam jazdy, która część toksyn wiąże, ale też dużż część jest wytrącana do krwiobiegu. Każdy detoks, prócz NIA wytrąca toksyny do krwi. Żeby nie wiem czy się wspomagać, przy oczyszczaniu krwi (np. pokrzywa), to one nie wyparują, a środek detoksykacyjny musi przecież przejść przez organ główny wątrobę, przez nerki. Czyli, żeby laboratorium dokonało jakiejś pracy detoksykacyjnej, utylizacyjnej, recyklingowej - to musi się samo wyremontować. Do takiego remontu musi użyć określoną ilość energii. Ale jak tu ruszyć z robotą swojego warsztatu, kiedy właściciel dowozi ciągle jakieś materiały do obróbki. Dlatego głodówki oraz NIA - owszem. Następnie inne dodatki, ale wszystko małymi krokami, żeby zachować pasywność i nie wychylać się przed szereg organizmowi. Trzeba mieć duże doświadczenie, najlepiej własną bogatą autopsję. Dlatego nie mogę spokojnie patrzeć, jak tutaj się serwuje na lewo i prawo wszystkim pod sztancę stare, negatywnie sprawdzone metody wege lub quasiwege.
Przecież już kiedyś (ja nie), ale przerabialiśmy "cudowne" sugestie Dąbrowskich, Gumowskich, Klarkowych, innych... I co? Znaleźliśmy się na FNIA. Ale ponieważ NIA działa dla niektórych, że ogarnia ich nuda i stagnacja, nie ma szału i fajerwerków, więc muszą ciągle dopasowywać dla dobra atmosfery (powtórka zbiorowego ćpunowania na sucho z BE, tylko dlatego, żeby zrobić na przekór BE, żeby włamać się tam, gdzie wystarczy zapukać, a otworzą się drzwi od wiedzy już sprawdzonej) jakieś inne metody niby wspomagające lub faktycznie wspomagające. Moim zdaniem te faktycznie wspomagające wprowadzałbym u siebie i tak robię/zrobię, kiedy uprzednio za pomocą małych kroczków wyczerpię wszystkie inne możliwości, które działają pasywnie i nie zmuszają, nie obciążają NIA do odmaskowywania.
Przykładowo: Chlorella działa detoksykacyjnie na wątrobę, ale mimo wspomagania nerek, cześć toksyn i tak tam trafia, gdzie tworzą się złogi. Jem brokuły gotowane, bo tylko takie mogę, choć średnio jestem uczulony na nie, ale z kolei niewydolna wątroba powoduje produkcje złogów na nerkach oraz wchodzenia starych złogów z nowymi w konglomeraty. A jeśli tak, to mam infekcję nerek, czy dróg moczowych. Jak będę pił dużo płynów, to refluks się nasili, a jak refluks, to cała kaskada skutków ubocznych, w tym zespoły chorobowe, tragiczne dla mnie. Jeśli wywar pietruszkowy (dobrze znany był na FBE, więc nie rozumiem zachwytu), to astma i ataki anafilaksacji, jeśli ataki, to lęki i depresja, i neurastenia. To dobrze, że niektórzy do tego dopasowują sobie jakąś ideologię, ku pokrzepieniu serc (wahadła, demony, odchorowywanie ustalonych, rozwiązanych/nierozwiązanych konfliktów), aby nie wziąć się na linę, metody wege, soki noni, żywe wody itp. – celem lepszego samopoczucia – ale to powinno być doraźnie – dla ratowania zycia, a nie leczenia przyczynowego i obciążania w działaniu NIA).
Odnośnie negowania idei odchorowania chorób infekcyjnych: Niektórzy twierdzą, że od infekcji jak najdalej… To zależy jakiej! Brajan, hajdi, inni mają rację, że zamysłem organizmu jest się pozbyć komórek zdefektowanych. Skąd my możemy wiedzieć, dlaczego organizm decyduje się na „zaproszenie” ekipy sprzątającej z zewnątrz, bo w swojej gestii zrobić remont nie da rady, że jest taki słaby… Dlaczego z drugiej strony mówimy, że dobra kondycja organizmu to taka, gdzie organizm posiada łatwość zapadania na choroby infekcyjne i łatwość wychodzenia z nich. Dlaczego wreszcie w chorobach z autoagresji medycyna, każda jedna stosuje immunosupresanty, immunostatyki, w jakim celu? W celu poskromienia atawistycznej siły organizmu. W chorobach z autoagresji np. zwiększanie siły organizmu za pomocą różnych środków albo się zwiększy agresję, albo zmniejszy, albo jeszcze bardziej ogłupi organizm, np. podanie wit. C w dużych dawkach, aby pozbyć się kataru. Jakie to jest podniesienie odporności organizmu? Jest to przerwania, zmanipulowanie , ogłupienie organizmu, bo się przerywa naturalny akt procesu oczyszczania. Wspieranie się dietą zbliżoną lub faktyczną wege daje lepsze samopoczucie, i powinno być wprowadzone w ściśle uzasadnionych przypadkach. A zatem mowienie o podnoszeniu siły odporności jest nieprecyzyjne. Precyzjne będzie określenie, że przyczyną chorób jest toksemia i z niej wynikający nieprawidłowo funkcjonujący system odpornościowy (nigdy: słaby/silny). Atawizm polega na prawidłowej funkcji.
Odnośnie obiektywnej krytyki MO: MO miała działać niby atawistycznie, prozdrowotnie, profilaktycznie, holistycznie, wyważająco, pasywnie, wg zasady primum non nocere. Okazuje się, że na mnie działała alopatycznie. Nie wiem, być może ona tak działa na osoby uczulone na alocity i z pewnymi rodzajami schorzeń. Na innych np. z chorobami tarczycy – miała doprowadzać do homeostazy komórkowej, a działała zwiększając autoagresję.
Chlorella, o ile MO zwiększała autoagresje, to ona, wg opisu producenta dokonuje ujarzmienia autoagresji organizmu. Jak mam to interpretować? Ano tak, że albo maskuje, bo działa alopatycznie (co z tego, że naturalnie, ludowo), albo producent pomija skutki uboczne detoksu, w toku którego organizm się oczyszcza i regeneruje, co skutkuje usunięciem „wrót zakażeń i co się z tym wiąże brakiem antygenów w krwiobiegu. W innym miejscu się wypowiadają, że chlorella działa jak czosnek, że u ludzi nie ma nawet kataru. I jak to teraz jak interpretować? Jak interpretować zabijanie wirusów opryszczki – czy, wg mnie - pozbawienie używki, czy faktycznie – zabija wirusy… Producent to interpretuje - jak z sokiem z aloesu – nadinterpretacja: czyści, sprząta, krawaty wiąże, usuwa ciążę, sto różnych cudownych właściwości. Robi to pod publikę, pod takich właśnie maskowaczy faktycznego stanu zdrowia, jak np. Korżawska, Dąbrowska, Gumowska, innych, którzy wg mnie, na starcie się już dyskwalifikują, bo świadomie walczą z każdym rodzajem infekcji, podając na całe „zło” tego świata swoje ziółka, paraleki, diety. Niemaskowacz będzie to interpretował, jak to na BE nas nauczył JS. Powtórzę się, że podobnie do Hipokratesa w sprawie istoty prozdrowotnego charakteru choroby infekcyjnej myślą: dr Kulish (uderzające podobieństwo w interpretacji wiedzy hipokratejskiego nurtu profilaktycznego, nawet ktoś mi się kiedyś pytał, kto, z kogo zerżnął wiedzę).
Korżawska, Srombak, zalecając czosnek, witaminę C dla zwiększenia energii organizmu – może zbudować sztuczna protezę odpornościową, dlatego organizm w swoim zakresie nie może sobie sam posprzątać, więc „zaprasza” ekipy z zewnątrz. Chorzy z autoagresji – zwiększą sobie agresję organizmu, po podaniu środków „naturalnych” zwiększających siłę systemu odporności oraz wybudują protezę, zaś ludzi po implancie, gdzie się osłabia siłę systemu, zwykła infekcja może zabić. JS oddziela wyraźnie te sprawy np. w temacie „bezobjawowego zapalenia płuc”. Nawet zaleca antybiotyk w sytuacjach niezzagrażających zyciu, w „głupiej” opuchliźnie twarzy od zęba, choć w rzeczywistości obrzęki niektórych organow powodują zagrożenie dla życia.
Nie można być ze wszystkim na anty, bo to mi przypomina ruch AA i abstynencki, gdzie ludzie popadają w drugą skrajność, są uzależnieni od niepicia, i tacy nie trzeźwieją, trzeźwieją pozornie. Czasem by lepiej zrobili dla siebie i dla otoczenia gdyby się napili. Maskowacze lepiej jakby wzięli antybiotyk niż niewiadomo jak działający suplement, paralek, ziolo, jak w moim przypadku lukrecja, czy obecnie obciążająca w pewnym stopniu, maskująca chlorella. Ponadto nie wiem, czy chlorella nie ma dodatku glutenowego, i już doświadczenie jest niemiarodajne, nieadekwatne.
Ja mam o tyle szczęścia w nieszczęściu, że organizm mnie, w moim przypadku defekacji I odcinka przewodu pokarmowego oraz chorej wątroby i nerek determinuje do pasywności i weryfikacji działań maskowaczami, i zmusza do metody małych kroków. Niektórzy znów, wg mnie, mają „nieszczęście” w szczęściu; są szczęśliwi, że mają drobne lub nie mają żadnych, a chorób, a jadą na maskowaniu…
To dobrze, że maskowanie idzie teoretycznie w parze z NIA, która może odmaskowywac, ale przecież wiecznie nikt nie będzie chodził z NIA, a jeśli za x czasu napłynie ponowna toksemia, to może być zbyt późno na kolejną NIA. Od dawna wiadomo było, że jedzenie zbliżone lub wege było maskujące i była pozorna lub nawet długofalowa poczucie dobrego samopoczucia. A de facto ogromne deficyty niektórych substancji odżywczych. Wiemy, co się stało z Moritzem, innymi - od jedzenia wege. Korżawska itp. jadą na wege lub czymś zbliżonym i na ziółkach, bo mają tzw. mocne geny, ale też do czasu ta mumifikacja za życia będzie, jak to Brajan pięknie określił, porównując do Paulina, zależy od pojemności jej organizmu na maskowanie…
Reasumując, dochodze do wniosku, że w moim przypadku, wszystkie wspomagacze, maskowacze przy NIA – nie pomagają tej metodzie realnie i radykalnie. Jeśli już - to druga ranka kontrolowana!
Na koniec nie będę przyjemny dla potencjalnych maskowaczy. Ja, gdybym nie przerobił maskowaczy publikacji: Dąbrowskich, Gumowskich, Kwaśniewskich, Srombaków, Klarkowych, innych oraz nie przerobił ich zaleceń na sobie, a znalazłbym się tutaj na FNIA (dla mnie ostatnia deska ratunku), i mając doświadczenie zabrania z „tortu” wiedzy BPP „wisienki”, czyli tego, co najlepsze i najkorzystniejsze dla mnie, to pewnie po przeczytaniu: Korżawskich, Kempist (żeby nie być posądzony o seksizm, to Moritzów), też prawdopodobnie chodziłbym spać po zachodzie słońca, a wstawał ze wschodem, jak niejaki Einstein z BE (przepraszam Cię stary, być może taki naturalny zegar Tobie pomógł w zdrowiu); wybudowałbym sobie Tipi na łączce, aby być bliżej Natury; na podwórzu kurnik lub nawet kurną chatę, jakiś chlewik, obórkę, stodółkę, posadziłbym lasek orzechów laskowych, itp. (po przeczytaniu publikacji Kwaśniewskiego, a zwłaszcza zastosowania jego diety, gdzie po pierwszym posiłku poczułbym przyjemne ciepełko w brzuszku oraz pełne nasycenie pokarmem mocno nadtrawionym poza organizmem, żeby niby ułatwić jego wchłonięcie i przyswojenie… za pewien czas gdybym stwierdził u siebie osteoporozę, kamienie i kamienie-mydła wapienne, to uderzyłbym w potułę do leczących maskowaczy wege, którzy mają sposoby „naturalne” na leczenie owych schorzeń: kości się nawapniają, złogi rozpuszczają, i tylko się leczyć… nie umierać!).