Kochani, byłam dzisiaj na pierwszej wizycie u bioenergoterapeuty Filipińczyka.
W dużej mierze zdecydowałam się na nią po przeczytaniu artykułu pana Józefa, który dużo mi wyjaśnił.
Postaram sie opisać swoje odczucia, oraz jak to wszystko wyglądało.
Najpierw poszłam do jednego pokoju zapłacic za wizytę (dosyć sporo), zapytał mnie tam młodzieniec z czym przychodzę, co mi dolega, zapisał, chyba po łacinie i poprosił przejść do pokoju obok, gdzie przyjmował ten Filipińczyk. Wypytałam tego młodzieńca o kilka spraw, na przykład ile wizyt może być potrzebnych, żeby terapia zadziałała, i po co on to wszystko pisze na kartce, a on na to, że tamten bez tego będzie wiedział, co mi dolega, ale takie mają zasady. Spytałam też, czy sądzi, że Filipińczyk mógłby pomóc dziecku (13 lat), które z niewiadomych powodów traci wrok - według lekarzy - wadliwy gen. Młodzieniec się zirytował, że pytam o to, że trzeba przyjść, to się okaże czy jest możliwa pomoc czy nie. W ogóle to chyba nikt go o nic nie pyta, tylko grzecznie płaci, a ja się "wyłamałam". (Filipińczyk nie mówi po polsku).
Trochę mnie zaskoczyło jego zachowanie, to, że był taki nieuprzejmy, ale w sumie też już uprzejma nie byłam...
Chwilę zaczekałam, (byłam ze znajomą, która weszła pierwsza).
Weszłam .... pan poprosił abym się rozebrała i położyła na plecach. Z tego co zdążyłam zauważyć był bardzo skupiony, jakby trochę nieobecny? W każdym razie na pewno bardzo skupiony. Ja wcześniej próbowałam się do tej wizyty przygotować mentalnie (po swojemu, tak jak czułam), szybko się zrelaksowałam, a pan bezbłędnie trafiał dłońmi w miejsce gdzie czułam ból. (Mam problemy z kręgosłupem lędźwiowym i poniżej), jednak on dokładnie utrafił w to bolące miejsce i dosyć długo tam masował, jak to opisać? Robił takie szybkie ruchy dłońmi jakby grał na jakimś instrumencie, było to bardzo przyjemne i czasami trochę łaskotało. Dodam, że używał jakiegoś olejku, moja znajoma twierdzi, że to jakiś specyfik na bazie ziól, ale ja nie wiem co to było, używał tego cały czas, tylko w różnych miejscach różne, bo wyczuwałam różne zapachy.
Byłam przygotowana, że poczuję w którymś momencie ból, ale nic takiego się nie stało, nie wiem, czy to dobrze, czy żle...
Gdy wymasował te miejsca, które młodzieniec zapisał na kartce, (choć zwróciłam uwagę, że Filipińczyk ledwie na nią spojrzał), następnie przyłożył mi dłoń do czoła....aaa nie napisałam bardzo ważnej rzeczy, jego dłonie były gorące, wyrażnie czułam ciepło. Następnie na klatkę piersiową, na brzuch, i tutaj miła niespodzianka- przejechał dłonią na wątrobę (chyba), a następnie na trzustkę, i tutaj się dłużej zatrzymał i znowu zaczął masować. Ja sama zapomniałam, a w lutym miałam spory problem z trzustką. Po tygodniowej kuracji kapsaicyną nabawiłam się strasznego bólu trzustki (być może jakieś zapalenie wywołałam), ale nie w tym rzecz, chodzi o to, że trzustka, faktycznie nie działa jak trzeba, o czym wiem.
Następnie, już leżąc na brzuchu, pan szybko jeszcze raz pomasował kręgosłup, tym razem cały, i jeszcze raz chwilę dłużej skupił się na miejscu, gdzie mnie bolało. Następnie dosyć długo masował tył nóg, aż do samych pięt. Właściwie to nie masował, tylko dotykał w specyficzny sposób, bardzo szybko, tak jak napisałam wcześniej, jaby na czymś grał.
Chyba powinnam napisać jeszcze, że oprócz bolacego kręgosłupa, mam jeszcze inny bardzo poważny problem (PCOS), a co za tym idzie rozregulowany system hormonalny. Pan również bardzo długo skupiał się na odpowiednim miejscu, i zrobił coś, co dotąd wydaje mi się niezrozumiałe, w każdym razie na pewno bardzo dziwne, ale o tym może napiszę innym razem. Jestem też bardzo ciekawa, czy mi jakoś pomógł w tym miejscu.
Cała wizyta trwała ok. 10-15 minut.
I teraz moje odczucia.
Po wyjściu z budynku, gdy emocje opadły, (jednak trochę emocji było

), poczułam taki błogostan, jakąś lekkość, byłam bardzo zrelaksowana, hmmm...mogłabym ten stan porównać jak odczucia po dobrym seksie, (mam nadzieję, że nikogo tym porównaniem nie zdegustowałam, wszyscy jesteśmy dorośli, a nie wiem jak inaczej mogłabym określić to co czułam).
Po jakimś czasie, 2-3 godziny, ku mojemu zdziwieniu zaczęły mnie boleć nogi, od pośladków i bioder w dół, całe nogi, zdziwiłam się, bo nogi w ogóle rzadko mnie bolą, nawet, gdy dużo chodzę. Ten ból (niezbyt uciążliwy), do tej pory przemienia się w drętwienie, ciężkość, jakieś takie dziwne uczucie. Tego nie rozumiem. Kręgosłup trochę przestał mnie boleć (ale niezupełnie), i do tego dołączył się ten dziwny ból nóg.
To na razie tyle, jeśli sobie coś przypomnę , to dopiszę.
Przepraszam też jeśli piszę dosyć chaotycznie, ale jestem trochę zmęczona, a chciałam to opisać jak najszybciej, bo szczegóły szybko umykają.
Jeszcze jedno wyjaśnienie. Poszłam do Filipińczyka, bo poleciła mi go osoba do której mam zaufanie, jeśli taka osoba poleci mi rodaka z takimi zdolnościami, który przyjmuje niedaleko ode mnie pewnie się wybiorę

.
Przypomniałam sobie jeszcze, że Filipińczyk chyba nie mył rąk, tak jak pisał to pan Józef, po każdym pacjencie, a jeśli mył, to tylko w jakiejś misce, bo spotkanie było w pokoju hotelowym, i specjalnie zwróciłam uwagę, czy jest kran z bieżącą wodą- nie było.
Natomiast dostałam zalecenie, żeby nie myć się co najmniej 24 godziny i nikogo nie dotykać, nawet zwierząt, no i nie dac się dotykać przez innych.
Teraz zaczynam "czuć trzustkę", nie boli, ale czuję ją.
Jeśli ktoś miałby jakieś pytania, to chętnie odpowiem, ja miałam mnóstwo obaw przed tą wizytą.
Może ktoś też opisze swoje odczucia, jestem bardzo ciekawa, jakie odczucia miały inne osoby podczas takiego zabiegu, i czy zabieg im pomógł.
W ogóle interesują mnie wszystkie spostrzeżenia innych osób na ten temat, jeśli możecie, i macie chęć, podzielcie się