Zgodnie z obietnicą - minęły 3 lata z hakiem jak piję MO, więc chciałem podzielić się z Wami moimi sukcesami w dochodzeniu do zdrowia. Chcę przez to dodać otuchy niektórym powątpiewającym i niecierpliwym forumowiczom.
Moje przebyte choroby - według nomenklatury medycznej a moja sztuka leczenia bez leczenia - według profilaktyki Biosłonejskiej.
Mając około 3-4 lata, z uwagi na przewlekłe anginy i grypy aplikowano mi bezwolnie antybiotyki, chemioterapeutyki (np. Biseptol, Madroxin itp.). Następnie przez około 2 lata moja matka prowadzała mnie, dwa razy w tygodniu, do ośrodka zdrowia na zastrzyki. Były to zastrzyki składające się z penicyliny zmieszanej z debecyliną. Była to konsekwencja blokowania u mnie lekami przez te lata owego naturalnego aktu oczyszczania. Powstały jakieś powikłania (ujawniono szmery koło serca). Także od kołyski byłem ostro produkowany na pacjenta, czyli bezwolnego usługobiorcę leków i zabiegów medycznych.
W wieku około trzech lat zachorowałem na krzywicę dziecięcą. Konsekwencją tej choroby była skolioza jednołukowa (prawa) kręgosłupa. Wyglądałem jak głodujące krzywiczne dziecko Etiopii. Duży czerep, odstające uszy, wydęty do przodu brzuch. Przy okazji wystąpiły u mnie niedobory żelaza. Chorowałem na anemię: -
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=14075.msg105365#msg105365 Urodziłem się też prawdopodobnie z alaktazją. Nie tolerowałem mleka pod żadną postacią. Moja babka (przypominająca obozowe kapo i stojąca nade mną z tzw. dyscypliną wykonaną z drewnianego trzonka zakończonego przymocowanymi doń rzemieniami) i rodzice wmuszali we mnie zupki mleczne, na które miałem odruch wymiotny. Musiało więc w tym układzie zadziałać tzw. prawo czarnej serii i powstała cała kaskada chorób: -
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=12801.msg102484#msg102484Niedokwaśny nieżyt żołądka objawiał się: biegunkami, bólami żołądka, wzdęciami, mdłościami, wychodzącymi potami, kłuciami i skurczami żołądka. Przeważnie takie ataki miałem w okresie przejściowym wiosna-lato i jesień-zima. Po okresie biegunek miałem nawykowe zaparcia (nie załatwiałem się po około 8 dni).
W wieku kilkunastu lat chorowałem na tzw. zespół jelita nadwrażliwego (postać zaparciowa) i nadkwaśny nieżyt żołądka. W tym samym czasie pojawił się też refluks mieszany, czyli refluks jelitowo-żołądkowo-przełykowy.
Następnie dołączyły do kolekcji: przepuklina rozworu przełyku oraz choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy.
Byłem ciągle mordowany zabiegami w postaci sąd żołądka i dwunastnicy, potem gastroskopiami, prześwietleniami RTG. Po ujawnieniu owej niedokwasoty żołądka spijałem lek o nazwie Herbogastrin, po którym miały mi przyrosnąć kwasy żołądkowe. Zaznaczam, że - o ile pH soków żołądka się wówczas po tym leku zmniejszyło, czyli jakby nastąpił przyrost kwasów (przesunąłem się w tym środowisku w kierunku kwaśnym, tj. bliżej norm) - to prawdopodobnie jednocześnie obniżył mi się poziom żółci w dwunastnicy, czyli zmniejszyło się pH żółci (przesunąłem się w tym środowisku alkalicznym w środowisko mniej alkaliczne, czyli bardziej w kierunku kwaśnym, tj. poniżej norm pH). Nie wiem na ile, ale wiem, że miałem kłopoty (np. z trawieniem tłuszczy). Mogła tu wystąpić pewna nierównowaga kwasowo-zasadowa, pewne rozsynchronizowanie ujemnego sprzężenia zwrotnego między organami organizmu.
Prawdopodobnie urodziłem się z postacią utajoną celiakii, która w wieku 19 lat objawiła się na całego. W wieku lat 23 potwierdzono badaniami, że jest to postać skórna pod tytułem Choroba Duhringa. Według medycyny jako choroba nieuleczalna. Brałem jakieś leki chemioterapeutyki z grupy bakteriostatycznych. Zdaje się, że był to Avlosulfon, w Polsce wówczas niedostępny w aptekach. Jak już mnie mocno wysypało opryszczkowatymi krostkami, to pewien docent z polikliniki w Łodzi częstował mnie swoimi własnymi lekami, które dostawał z USA w paczkach od rodziny. On sam chyba też na tę chorobę chorował. Ponieważ te tabletki były duże i podzielne, to jeśli mi dał 10 sztuk, to mogłem z nich uzyskać 40 ćwiartek. Jedna ćwiartka na dobę. W ten sposób mogłem je sobie aplikować przez 40 dni. Ale mnie wystarczało czasami na kilka miesięcy, gdyż po kilku dniach swędzące wykwity na skórze chowały się. Musiałem pewnie dość szybko osiągać odpowiednio wysoki próg nasycenia komórkowego tym gównem.
Dlaczego tak się wyrażam o tym leku w sposób pejoratywny obecnie - dlatego, iż z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że było to zamiatanie śmieci pod "dywan". Dopiero trzeba było doczekać się wybawienia z tej gehenny, przeżywając z tym śmietnikiem glutenowym i zdefektowanych komórek jakieś około 25 lat, tj. jak znalazłem
Forum Pana Józefa Słoneckiego. Zdaję sobie sprawę, co się mogło dziać we mnie, jeśli nie przeszedłem na dietę bezglutenową, a to, co organizm starał się zutylizować i wyrzucić na zewnątrz przy pomocy różnych mikroorganizmów (moich uczestników aktu naturalnego oczyszczania), ja za pomocą tych silnych leków od docenta (dermatologa) skutecznie zwalczałem. Dlatego też nachodzą mnie chwile strachu. Zastanawiam się, czy wygram z czasem, czy nie nastąpił już jakiś proces nowotworzenia...
Objawy owej choroby Duhringa przypominały raczej postać celiakii mieszanej (o ile taka była możliwa). Prócz świądu, miałem objawy wyczerpania psychofizycznego oraz: bóle brzucha, naprzemienne biegunki z zaparciami i inne. Ponadto po urodzeniu miałem objawy zanikania kosmków jelitowych z jego konsekwencjami, lecz nie miałem wykwitów na skórze (o ile w późniejszym wieku wychodziły, to jednak rzadko, aż do momentu ukończenia pełnoletności - wówczas się zaczęło: mniej objawy gastryczno-jelitowe, a bardzo mocno objawy skórne). Świąd był tak silny z jednej takiej krostki/wykwitu, jakby mnie ukąsiło z 10 komarów naraz w obrębie tego samego miejsca na skórze. Głównie te wykwity pojawiały się na owłosionej skórze, na zgięciach stawowych, w okolicy łokci, kolan (po obu stronach), pachwin, bruzdy międzypośladkowej i innych miejscach: -
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=5664.msg65420#msg65420W przyszłości dokonam rozwinięcia tego tekstu i opiszę jeszcze kilka szczegółów z przebiegu mojej gehenny chorowania. Wykonam też kserokopię z badania histopatologicznego z dnia 29.02.1984 roku, które potwierdzało u mnie tę chorobę nieuleczalną. Obecnie mogę powiedzieć, że w tym roku pozostało mi jakieś około 5% (śladowe ilości samych wykwitów) z tych objawów choroby Duhringa.
Jeśli jesienią nie będzie żadnych wykwitów, to wówczas powiem z całą mocą, że to, co nieuleczalne dla medycyny - dla mnie stało się uleczalne...
Reasumując, dokonałem podliczenia wszystkich jednostek chorobowych, które w nomenklaturze medycznej mają swój numer statystyczny. Moje choroby, które znalazły się pośród 400 wszystkich jednostek chorobowych (jakie wymyśliła sobie medycyna na użytek własny, bowiem zestawiła w jednym rzędzie nieżyt śluzówki noso-gardzieli czy alergię z rakiem, osteoporozą, cukrzycą, czyli objawami chorobowymi będącymi wentylem bezpieczeństwa zdrowia z chorobami tzw. naszej cywilizacji, czyli patologicznymi).
Do momentu trafienia na Forum, tj. od urodzenia do wieku 45 lat (ponad 3 lata temu) chorowałem na:
1. Przewlekłe anginy.
2. Szmery koło serca.
3. Rzekome zapalenie opon mózgowych.
4. Przewlekłe stany zapalne zatok czołowych, szczękowych, obocznych nosa.
5. Zapalenia okostnej.
6. Reumatyzm.
7. Grzybica ogólnoukładowa.
8. Zespół nerwicowo-depresyjny.
9. ZZA (zespół zależności alkoholowej).
10. ZZT (zespół zależności tytoniowej).
11. Poalkoholowe stłuszczenie wątroby.
12. Przewlekłe zapalenia oskrzeli.
13. Alergia na 3 rodzaje roztoczy kurzu domowego i początki astmy.
14. Owsica.
15. Zakażenie H.p.
16. Enteropatia glutenowa.
17. Choroba Duhringa.
18. Neurodermia.
19. Zespół jelita drażliwego (obie postacie).
20. Łysienie plackowate.
21. Choroba wrzodowa żołądka.
22. Choroba wrzodowa dwunastnicy.
23. Żylaki odbytu.
24. Tzw. Zespół odbytowo-płciowy.
25. Łagodny przerost prostaty.
26. Infekcja gruczołu krokowego.
27. Kamica nerkowa.
28. Kamica moczowodowa.
29. Kolka nerkowa ze skutkiem wodonercza i białkomoczu.
30. Arytmia serca.
31. Ciśnienie tzw. labilne z tendencją do nadciśnienia.
32. Zwyrodnienia kręgosłupa.
33. Skolioza kręgosłupa.
34. Zapalenie ścięgna Achillesa.
35. Rwa kulszowa.
36. Zapalenia "korzonków".
37. Migreny.
38. Bezobjawowe zapalenia płuc i bliznowatość pojedyncza płuc.
39. Przewlekłe nieżyty błony śluzowej nosa i noso-gardzieli.
40. Kamica żółciowa.
41. Torbielowatość nerek.
42. Kaszaki.
43. Hipercholesterolemia.
44. Początki miażdżycy kończyn dolnych.
45. Szumy uszne z prawdopodobnym polekowym uszkodzeniem słuchu.
46. Skrzywiona przegroda nosowa.
47. Wstrząśnienia mózgu.
48. Zapalenie spojówek.
49. Zapalenie nadkłykcia przyśrodkowego kości ramiennej (łokieć golfisty).
50. Zapalenia mięśnia nadgrzebieniowego stawu barkowego.
51. Zakażenie wirusem opryszczki.
52. Zapalenie dolnej cewki moczowej.
53. Pęknięcie torebki stawowej w nadgarstku.
54. Anemia.
55. Krzywica dziecięca.
56. Łupież.
57. Bruksizm.
Z tych chorób, w wyniku mojej sztuki leczenia (przyczynowego) bez leczenia, obecnie pozostało mi tylko:
1. Szumy uszne.
2. Częściowo refluks (10% objawów).
3. Częściowa kamica nerkowa/piasek (10-20%).
4. Nawracające infekcje prostaty.
5. Nawracające infekcje dolnej cewki moczowej.
6. Częściowo/bardzo rzadko stany zapalne zatok (10-20%).
7. Częściowo choroba Duhringa (5%-15%).
8. Nawracające zapalenie spojówek.
9. Bruksizm.
Jak się zabawimy w księgowego, to łatwo wyliczymy, że moje około 60 chorób, to stanowi około 15% lub 1/6 wymyślonych chorób przez medycynę. Według mnie człowiek od chwili poczęcia do chwili obumarcia pnia mózgowego - nie powinien na nic chorować. Powinien umrzeć ze starości. Po tej analizie widać kolejny raz, że największą toksemią jest toksemia od-medyczna.