Pytałem bardziej praktykujących sportowców, którzy stosują biosłone, jak pozmieniać dietę z dużą ilością węgli na rzecz tłuszczów.
Tak na prawdę zmiana sposobu żywienia o której mówisz jest stosunkowo prosta. Największy problem stanowi dzisiejsza propaganda odnośnie żywienia w sporcie. Wszelkie media sportowe trąbią w kółko o stałych porach posiłków, odpowiednich proporcjach, szybkim uzupełnianiu glikogenu, bo inaczej spadnie 0,12345 kg mięśnia dla "dzików'. To co kiedyś było domeną zawodowych sportowców przedostało się do mainstreamu i teraz każdy nie ćwiczy, aby ćwiczyć, lecz katuje się jak robią to profesjonaliści. Problem polega na tym, że zawodowi sportowcy dostają za to pieniądze, to jest ich praca, więc w pewnym stopniu można wytłumaczyć to zużywanie zdrowia na rzecz zarobku. Jednak wiele osób, które ćwiczą dla lepszej sylwetki, lepszego samopoczucia, aby pokonać depresję czy po prostu coś porobić jest karmiona tą informacyjną papką i zaczynają zabawę w dietki i suplementy. Stało się to tak powszechne, że wszyscy wierzą, że zajeżdżanie się na siłowni, jedzenie posiłków z kalkulatorem w ręku itd. jest jedyną słuszną drogą w życiu.
Sam borykałem się trochę czasu z tym, aby wybić sobie z głowy pewne nabyte zachowania. Po przejściu na BPP wciąż potrafiłem biec sekundę po treningu do kuchni i robić KB, który miał uzupełnić zużyty glikogen i zapewnić przejście organizmu na anabolizm zamiast katabolizmu. Obecnie jeśli czuję, że od razu po treningu jestem głodny to piję KB, jeśli nie to nie. Nie biegnę już do kuchni zestresowany, że jeśli się nie pospieszę to stracę wszystkie mięśnie. W ten sposób zwiększyła się liczba przypadków, kiedy po treningu nic nie jem nawet do godziny czasu. Ani nie tracę masy mięśniowej, ani nie tracę siły i kondycji. Od kiedy stosuję zwykłe ZZO to notabene zdrowieję, czuję się lepiej, wyglądam lepiej. Mam więcej masy mięśniowej pomimo, że nie wykonuję żadnego treningu siłowego od dłuższego czasu! Wyobrażacie sobie, żeby kiedyś jaskiniowiec biegł po polowaniu do jaskini, aby jak najszybciej uzupełnić zapas glikogenu? Albo, żeby robili tak spartanie po katorżniczym treningu?
Teraz już bardziej konkretnie. Jeśli przeliczysz sobie kalorie, które spożywasz stosując ZZO to zobaczysz, że nie jest ich wcale mało. Samo śniadanie, czyli przykładowo jajecznica na boczku dostarcza duże ilości białka i tłuszczu. Później w ciągu dnia tak na prawdę należy skupić uwagę na obiedzie i kolacji. Na obiad należy sobie serwować mięso (lecz nie ryby czy pokochane przez kulturystów kurczaki, chyba, że okazyjnie), surówkę i w dni kiedy pracuje się fizycznie dodatek węglowodanów np. ziemniaki, kasze. Kiedyś w USA bokserzy bardzo często jedli gulasze i łomotali się na pewno nie gorzej niż obecne gwiazdy pożerające kury w ogromnych ilościach (np. Klitschko). Na kolację poleca się podroby z warzywami, lecz jeśli ktoś harował cały dzień lub ćwiczył fizycznie to wciąż śmiało można dodać nieco węglowodanów w postaci ziemniaków lub kasz. Osoby zdrowe mogą sobie nawet wszamać trochę chleba (prawdziwego chleba). Zamiast podrobów sądzę, że wciąż na kolację można zjeść trochę zwykłego mięsa.
Wszelkiego rodzaju przekąski w ciągu dnia, po, przed lub w trakcie treningu to już inna bajka dla każdego. Powtórzę tylko, że mimo iż przestałem ganiać za jedzeniem przed czy po treningu to wcale nic nie straciłem. Podczas dłuższych treningów np. wyjazdów w dłuższe trasy rowerowe jednak warto zaopatrzyć się w jakieś wartościowe przekąski, ponieważ w tym przypadku natury się nie oszuka i wraz z upływem czasu maleją nasze siły. Nie polecam jednak jakichkolwiek batonów, żeli, soków itd., które opanowują obecnie przemysł sportowy. Nie polecam również styropianu z ryżu (wafli ryżowych). Osobiście zachwalam orzechy, owoce czy chociażby chleb (oczywiście dla osób zdrowych) ze smalcem! Może być to nawet kawałek kiełbasy z ogórkiem! W praktyce jednak najczęściej biorę ze sobą trochę orzechów i owoców. Należy pamiętać tylko, żeby nie żreć, bo minęła godzina, bo tak koledzy z forum kazali, nie żreć na raz 5 bananów licząc na cudowny napływ sił. Czy to w pracy, czy podczas treningu warto jeść wtedy, gdy jesteśmy głodni lub w przypadku treningu kiedy zaczynamy czuć się słabsi, lecz i wtedy zazwyczaj pojawia się głód. Przykładowo powiem, że podczas 4-godzinnej jazdy rowerem w całkiem intensywnym tempie wystarczą mi dwa banany i ewentualnie garść orzechów. Zamiast ładować w siebie niepotrzebnie tony syfu w ciągu dnia lub podczas treningu lepiej wrócić sobie spokojnie do domu i zjeść wspomniany wcześniej gulasz.
Stosując powyższe założenia może nie biję światowych rekordów, nie wyciskam 100 kg na klatę i nie jestem dzikiem, lecz sił mi nie brak, sylwetka jest coraz bardziej atletyczna (choć na tym jakoś specjalnie mi nie zależy), jestem w stanie pojechać z bardzo dobrymi rowerzystami w dłuższy wypad poza miasto, przebiec półmaraton (jajecznica na boczku na śniadanie, parę daktyli w trasie i pobite wszystkie osobiste rekordy) czy chociażby uczęszczać na ciężkie treningi bokserskie. Pragnę tylko podkreślić, że nie robię tego wszystkiego na raz, lecz w zależności od samopoczucia np. w zimę chodzę tylko na boks, w lato dość często biegam i jeżdżę na rowerze itd. Ostatnio skupiam się bardziej na zdrowieniu, piję MO i widzę osłabienie organizmu, dlatego ograniczyłem wszelkie treningi tylko do wypadów ze znajomymi na rowerze poza miasto.
Polecam wszystkim podchodzenie do sportu z rozsądkiem. Warto najpierw podreperować zdrowie z Biosłone, choćby miało to trwać i dwa lata. Słuchajcie się organizmu, nie patrzcie na wszechobecnych "dzików", nie forsujcie się na siłę i pamiętajcie, że sport ma przede wszystkim sprawiać przyjemność, a także o tym, że aby uprawiać sport należy być wpierw zdrowym.