Minęło trochę czasu, zaszły ciekawe zmiany, które opiszę:
W czwartek dwa tygodnie temu siedząc na balkonie rozwaliło się krzesło na którym siedziałem i runąłem na posadzkę moim kościstym tyłkiem (
) przez co w efekcie sobie zbiłem kość ogonową czy miednicę - nie wiem, ale aż mi oddechu zabrakło. Do dziś się schylać nie mogę czy przykucnąć chociaż zauważyłem, ze ból powoli, ale systematycznie ustępuje.
I teraz od tego momentu zaczęły się dziać bardzo dziwne rzeczy, które nie mam pojęcia czy są związane z tym upadkiem czy to tylko zbieg okoliczności, nie mniej jednak dla porządku wolałem o nim napisać.
Przez weekend po upadku oboje oczu miałem tak przekrwione jak jeszcze nigdy, ale poza tym nic się nie działo. W poniedziałek miałem coś tam do załatwienia w innej części miasta więc czekała mnie dłuższa podróż komunikacją miejską. Niestety już od rana tego dnia czułem, że coś jest nie tak i to bardzo. Od samego rana towarzyszyło mi silne otępienie, a serce waliło jak szalone (coś czego dawno już nie było) więc przed wyjściem z domu postanowiłem się jeszcze trochę zdrzemnąć z nadzieją, że przejdzie. Jak wstałem to dopiero się działo. Kiedy wstałem to nogi miałem z waty, a w głowie się kręciło, niby byłem troszkę głodny, ale było mi niedobrze. Po wyjściu z domu w drodze na przystanek czułem jak by mi się grunt osuwał spod nóg. Na przystanku po raz pierwszy zaczął mi drętwieć środkowy palec lewej dłoni. Czułem się strasznie odrealniony. W tramwaju zaczęły mi drętwieć obie dłonie, zrobiły się zimne, nogi zaczęły mi mięknąć i cały byłem zlany potem. Pomyślałem, że jak nie usiądę to zemdleję. Wiec usiadłem i zadzwoniłem do dziewczyny, z którą wspólnie ustaliłem, że wysiadam z tramwaju, wsiadam w najbliższą taksówkę i wracam do domu. Do objawów dołączyła migrena i zbierało mi się na wymioty. Trzymało mnie tak do następnego dnia.
I od tego czasu, cały zeszły tydzień, każdy mój dzień wyglądał tak:
Wstawałem po nocnej zmianie między 11 - 13 bardzo głodny. Na śniadanie jajeczniczka na smalcu raptem z dwóch jajek + KB. Po jakimś czasie (ok 3h) robiłem się bardzo śpiący, więc się kładłem. Po przebudzeniu okazywało się, że przespałem kolejne 3 - 4 godzin. Sny są strasznie pokręcone, budzę się zlany potem i taki jakby oszołomiony. Aż do wyjścia do pracy wciąż nie jestem głodny po tym skromnym śniadaniu. Dopiero w pracy po kilku godzinach zjadam znów najlepiej najzwyklejszą jajecznicę na smalcu, a ostatni posiłek taki sam jak na śniadanie zjadam po powrocie do domu o 5:00 rano.
Nie mam pojęcia co robi mój organizm, czy jest to związane z tym upadkiem i stara się on po tym zregenerować, czy jak pisałem to tylko zbieg okoliczności i tak naprawdę zajmuje się czymś innym. Pewne jest to, że nie pozwala mi zjeść zbyt dużo, na mięso np. nie mam wcale ochoty.
Pozytywna rzecz jaka z tego wszystkiego wynikła, to praktycznie wygojony język, i ustabilizowana sytuacja w przewodzie pokarmowym. Stąd też wnioski, że jajka, smalec i wszystkie składniki KB łącznie z miodem są "bezpieczne" i dają podstawę do "testowania" kolejnych produktów.
Niestety schudłem znów i ważę 52kg na 180cm wzrostu.
Jest to trochę żenujące, gdyż wczoraj to już musiałem kupić odzież na dziale dziecięcym, bo w swoich dotychczasowych ubraniach wyglądam jakbym miał je po starszym bracie.
W tym tygodniu też pracuję na nocną zmianę, więc na pewno będę obserwował co się dzieje i zdam relację.