A ja nauczyłam się żyć z chorobą lokomocyjną. Kiedyś w dzieciństwie miałam straszną. Potem, odkąd zaczęłam sama prowadzić samochód - nic. Myślałam, że z tego wyrosłam, a tu kiedyś kolega mnie podwoził na siedzeniu z tyłu samochodu i koszmar powrócił. No i podeszłam do tego rozumowo - skoro siedząc z przodu nic mi nie było, zaczęłam się zastanawiać dlaczego raptem się objawiła? Metodą prób i błędów doszłam do kilku zaleceń, które wiele osób z mojego otoczenia z powodzeniem stosuje:
1. O ile to możliwe siadać na siedzeniach z przodu samochodu,
2. Siedząc z tyłu nie patrzeć w bok, na szybko zmieniający się krajobraz, tylko jak najdalej.
3. Jeżeli to możliwe wybrać miejsce z tylu pośrodku siedzenia, tak żeby nawet siedząc z tyłu patrzeć przez przednią szybę
4. W czasie jazdy nie czytać, ani nie rozmawiać z innymi patrząc na twarz rozmówcy - pogawędki prowadzić podziwiając rozległy krajobraz
To samo dotyczy jazdy autobusem - nie mamy możliwości wyboru miejsca z przodu, ale możemy patrzeć dalej - też działa. W tym przypadku lepiej siadać przy oknie, a najlepiej z przodu autobusu, tak żeby w chwilach słabości móc patrzeć przez przednią szybę.
U mnie i jeszcze paru osób ten mój wypracowany sposób działa. Gdzieś tam wyczytałam, że to po prostu mózg nie może przetworzyć zbyt dużej ilości zmnieniających się szczegółów. Ale z glistą to brzmi trochę przerażająco
Jest to w jakiś sposób potwierdzone?