II Zlot Forum Biosłone odbył się w dniach 16-19 kwietnia 2009 roku w Tleniu nad Wdą http://pl.wikipedia.org/wiki/Tle%C5%84 w Ośrodku Rehabilitacji i Wypoczynku PERŁA
http://www.perla.org.pl/ Do opisu w Wikipedii dodam, że w centrum wsi znajdują się bary i kawiarnie, o tej porze roku jeszcze nieczynne, a także krzyżują się drogi: w kierunku Osia (dalej na Świecie i na Warlubie), Czerska, Tucholi i Lniana (dalej na Bydgoszcz).
Ośrodek położony jest w bocznej od Bydgoskiej uliczce (Dębowa) i składa się z ciągu połączonych z sobą pawilonów. Strona południowa budynków wychodzi na wjazd, parking przed recepcją, miejsce na ognisko i grill z wiatą i placem pod stoliki z parasolami, klomb i urządzenia dla dzieci, a dalej za ogrodzeniem jest las - zdjęcia 3-9 i 20-22. Wzdłuż pawilonów biegnie droga dojazdu, która zakręca w lewo za budynkiem i przechodzi w drugi parking położony od strony północnej - zdjęcia 10-13 i 23-25. Z okien strony północnej rozpościera się widok na skarpę, na której stoi ośrodek, na wieś i inne ośrodki. W oddali widać Wdę (Czarna Woda) i pięknie położony nad nią hotel Samotnia nad Wdą.
I dzień pobytu.W czwartek 16-go Reporter Zlotu – Rysiek – pojawił się około południa. Po około pół godzinie zjawił się Lacky z rodziną. Następnie przyjechała Olimpia z synkiem Maksiem. Potem w recepcji pojawiła się Melinda, a chwilę później – pisząca te słowa. Tam znalazł nas Rysiek. Do tego czasu Rysiek zdążył już zrobić pierwsze 25 zdjęć!
Mój pokój prawie cały czas był otwarty, więc po chwili Maksio wyładowywał już baterię w laptopku Ryśka, a my z Olimpią i Ryśkiem rozmawialiśmy jak starzy znajomi. Po chwili odwiedził nas Lacky. Mieliśmy na oku parking, więc obserwowaliśmy kolejno przyjeżdżających. Dostałam telefon od LenyG., że wraz z małżeństwem LiLKo są na dworcu w Laskowicach Pomorskich. Olimpia z Maksem, Rysiek i Lacky udali się do wsi, aby coś zjeść i wypić. Spotkaliśmy się ponownie pod Perłą, gdy przywiozłam z Laskowic Lenę, Werę i LiLKo – ten moment uwieczniony jest na zdjęciu nr 38.
Przyjeżdżali pozostali. Mistrz wraz z synem, Fioną i Filipkiem pojawili się po 18-ej. Wtedy ostatecznie ustaliłam z recepcją godzinę obiadokolacji na 19-ą. W Ośrodku zrobił się ruch, gdyż równolegle przyjeżdżali członkowie drugiej, 80-osobowej grupy.
Obiadokolacja dla nas była przygotowana w kawiarni (do kawiarni można było wejść z dworu i przez jadalnię), z obsługą miłych kelnerek. Pewnie wszystkich zainteresuje, co jedliśmy:
Zupa jarzynowa na rosole
Sałatka z gotowanych buraczków z dodatkiem ananasa
Sałatka z kapusty z dodatkami
Karkówka z ziemniakami
Pieczone jabłko z bitą śmietaną.
Bardzo smaczne jedzenie, ładnie podane i była okazja już wtedy trochę się sobie przyjrzeć - zdjęcia 29-34.
Zapoznawanie kontynuowaliśmy w sali konferencyjnej obok recepcji. Rysiek rozdał wszystkim kubeczki ufundowane przez Wydawnictwo Biosłone (Mistrz prostuje, że to nie On jest fundatorem, tylko Wydawnictwo). Nie będę opisywała kubaska, gdyż każdy może obejrzeć zdjęcie – dodam tylko, że kawa w nim pita smakuje wyśmienicie, a i trzyma się bardzo sympatycznie, czy to za uszko, czy całą dłonią. Wszyscy się krótko przedstawiali, a ja wypisywałam identyfikatory (można je wypatrzyć na zdjęciach - wykonane w Bydgoszczy przez firmę POLI-FAX na koszt Biosłone). Niektórzy opisywali, po jakich to wydarzeniach dotarli do Mikstury oczyszczającej i do forum. Nastrój rozmowy od początku był rzeczowy, ale były też żarty, może na zdjęciach akurat tego nie widać (41-44), ale bywały i salwy śmiechu.
II dzień.Śniadanie zostało przygotowane jako „wspólny stół”, na półmiskach były porcje twrożku z zieleniną, kilka rodzajów wędlin, ser żółty i parówki, bardzo dobre. Na śniadaniu nie stawił się Mistrz, co od razu muszę zaznaczyć ku przestrodze innych, bowiem, gdy większość z nas spędzała dzień zwiedzając okolicę, Mistrz szukał miejsca, gdzie można by coś zjeść i raczej, zdaje się, z marnym skutkiem.
Różne indywidua z grupy, która poprzedniego wieczoru tankowała w kawiarni, snuły się smętnie po korytarzach, a reszta usiłowała się skupić na wykładzie. My – wolne i trzeźwe ptaki – omawialiśmy marszrutę wycieczki.
Tak więc około 11-ej wreszcie zebrali się na parkingu wszyscy chętni do wyjazdu. W jednym aucie: Gunia, Agna, Fiona i Filip pojechali według własnej koncepcji, głównie oglądać kamienne kręgi w Odrach. Następnie wyruszyła reszta towarzystwa – na czele Rysiek ze mną jako pilotem, z Olimpią i Maksiem, potem Lacky z rodzinką, Franky z Marcinem, Basia i Bogdan, Samcia z Zosią, a także LenaG, małżonkowie LiLKo – jak na zdjęciach od 45 do 138. Już na początku pogubiliśmy się w Tleniu i trzeba się było „skrzykiwać” przez komórki – ktoś nawet wylądował w Osiu 6 km w przeciwną stronę. W Tucholi Rysiek zrobił dodatkową rundkę naokoło ronda czekając na resztę peletonu, który ugrzązł za TIR-ami, ale potem pozbieraliśmy się na stacji benzynowej. Byliśmy kolejno w Tucholi, Chojnicach, Charzykowych (przystań). W Charzykowych okazało się, że Lena jest bardzo chora - na pewno rotawirus, szalejący aktualnie w Tleniu. Czuła się naprawdę źle, ale dzielnie dotrzymywała nam kroku - zdjęcie 56. Ktoś poradził picie wody. Poszliśmy całą grupą do sklepu po wodę. Ostre powietrze zaostrzyło jednak apetyt, a ja wypatrzyłam i zarekomendowałam Śmietanę Chojnicką 30% - wykupiliśmy prawie cały zapas. Z nowymi siłami wzdłuż jezior Charzykowskiego i Karsińskiego – dotarliśmy do Swornegaci, Czerska i kamiennych kręgów w Odrach (zdjęcia z Kamiennych kręgów od 98 do 138). O Kamiennych kręgach
http://www.bory.tucholskie.pl/rozne/kregi/kregi.htm i
http://www.vulcan.edu.pl/przegladoswiatowy/archiwum/2004/12/polskie.html I cóż stało się wśród kamiennych kręgów - otóż Lena chodziła tak wśród megalitów i była coraz weselsza, opowiadała ze swadą o różnych rzeczach i - ozdrowiała. Nie tylko ona korzystała z rzekomej energii tego miejsca - zdjęcia 116 i 136. Niektórzy jednak byli jakby rozczarowani - cóż, las i kupa kamieni
Wracaliśmy przez Śliwice. Żałowaliśmy, że brakowało nam czasu na zwiedzanie Chojnic z wieloma interesującymi obiektami. Liczę na to, że o tym urokliwym miasteczku opowiedzą inni – ci, co wybrali się tam chyba w sobotę.
W piątek obiadu nie było, a na kolacji przynajmniej wszystkim dopisywał apetyt. Zresztą nie było czasu na marudzenie, gdyż trzeba było przygotować ognisko.
Recepcja Ośrodka (pełna kultura) wczesnym popołudniem zawiadomiła mnie, że na skutek silnego wiatru będziemy się musieli wyrzec ogniska, ale nasi zmyślni panowie przygotowali je w palenisku na grilla i można było upiec kiełbaski - zdjęcia 139-189.
Tego wieczoru byliśmy już odrobinę zmarznięci, ale spotkaliśmy się w przytulnej salce na piętrze (z daleka od gwaru, jaki czyniła w sali jadalnej następna, 120-osobowa grupa). Na ognisko dojechali Tequila i Piotr z rodzinką. Byliśmy więc w komplecie.
Mój pokój był obok, wypożyczyłam czajnik elektryczny i w naszych pięknych kubeczkach robiliśmy sobie kawki, herbatki i dyskutowaliśmy. Były pytania, odpowiadali Lacky i Mistrz. Swoje doświadczenia opisywali m. in. Balbina, LiLKo, Marlenka, Melinda i inni. Padło pytanie dotyczące bioenergoterapii i Mistrz wyjawił, że zamierza opisać swoje doświadczenia, gdyż w Polsce brakuje na ten temat literatury. Przy okazji Mistrz pokazał nam jak widzieć aurę dłoni i było to jak dla mnie ciekawe przeżycie, aż do „gęsiej skórki”. Okazało się, że nie jest to takie trudne. Niektórzy tego piątkowego wieczoru poszli spać o wpół do trzeciej nad ranem, już w sobotę.
III dzień - sobota.W sobotę na śniadanie zaserwowano nam jajecznicę, a oprócz tego była wędlina i ser. Co prawda poprzedniego dnia przyrzekaliśmy sobie nie zbliżać się do samochodów i wykorzystać bliskość pięknych tras spacerowych w Tleniu, ale Mistrz, który w piątek się wynudził („... na własne życzenie”) skusił nas na wyjazd do Fojutowa, gdzie krzyżują się ze sobą dwie rzeki, z których dolna Czerska Struga płynie akweduktem, a koryto górnej znajduje się 9 m ponad nią
http://pl.wikipedia.org/wiki/Fojutowo Nasz szalejący reporter znikł z oczu na jakiś czas. Efektem tego zniknięcia były zdjęcia 194-235.
W drodze powrotnej zwiedziliśmy uroczą wieś letniskową Cekcyn, której mieszkańcy są w regionie znani z dobrych pomysłów, m. in. jest tam orkiestra młodzieżowa na wysokim poziomie. Oto mapa okolic Cekcyna ze zdjęciami
http://maps.google.pl/maps?hl=pl&client=firefox-a&channel=s&rls=org.mozilla:pl:official&hs=W3Y&q=Cekcyn&lr=&um=1&ie=UTF-8&split=0&gl=pl&ei=y37sSfnaFJiJsAbPtPymBw&sa=X&oi=geocode_result&ct=title&resnum=1 a tu wieś Cekcyn
http://pl.wikipedia.org/wiki/CekcynZdjęcia 237-259.
Telefonicznie ustaliłam nową godzinę obiadu – o 5 kwadransów późniejszą i muszę przyznać, ze dobra współpraca z ośrodkiem pod tym względem znacznie ułatwiła nam życie.
Na obiad był świetny barszcz ukraiński i pstrąg – taki sobie. Znów nie było czasu na kontemplację, gdyż w perspektywie – przygotowanie paleniska pod grochówkę.
Po obiedzie spotkała nas bardzo miła niespodzianka – przyjazd rodzinki z trojgiem dzieci, z tego najmłodsze w brzuszku mamy – rodzinki Hajdiego. Okazali się świetnymi kompanami do grochówki, jak i do rozmów na wyższym poziomie wtajemniczenia Biosłonowego
Tymczasem wszyscy zostali skrzyknięci do pamiątkowego zdjęcia, które widać na początku wątku – niektórzy nawet zostali wyrwani z poobiedniej drzemki. Jednemu obywatelowi młodszego pokolenia dzięki zbiorowemu zdjęciu nawet upiekła się kara. Niestety, niektórzy spóźnieni wycieczkowicze nie dotarli na czas i na zdjęciu nie ma Balbiny z mężem oraz Marlenki z mężem i młodzieżą – cóż, trzeba sobie powiedzieć, że na następnym zlocie to oni będą gotować grochówkę, a my rozsiądziemy się naokoło i będziemy czekać na efekt
W międzyczasie zrobiło się tak zimno, że mniej odporni pouciekali do pokojów i tylko odpowiedzialna gwardia średniego pokolenia odważnie stawiła się pod komendę Mistrza – do gotowania grochówki. Więcej na ten temat
http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=6543.0Posileni grochówką i kiełbasą, rozgrzani od wewnątrz i zmarznięci na zewnątrz, pobiegliśmy następnie do naszej salki, gdzie dzieciaczki zaczęły mazać kolorowo na blokach i bawić się, a my kolejno robiliśmy sobie gorące picie. Zaczęły się ostatnie rozmowy w pełnym gronie, znów ktoś opowiadał o swoich przeżyciach, ktoś pytał o radę lub wyjaśnienie. Ktoś miał książkę, w której przy opisie mikstury był przepis na herbatę z citroseptem, ktoś w wyniku nieporozumienia pił Miksturę w podwójnej dawce – wyobrażacie sobie tę jazdę... Tego wieczoru, bacząc na przyszłe trudy powrotnej podróży, pożegnaliśmy się nieco wcześniej, ale już w niedzielę.
IV dzień pobytu, a zarazem III doba.Śniadanie w niedzielę w każdym ośrodku jest kiepskie – tu była nawet kiełbasa biała na ciepło z chrzanem, ale i tak wszystko było nie tak. Po śniadaniu nasz szalejący reporter zaniósł torbę do samochodu i zniknął - efektem są ostatnie zdjęcia jeziora Mukrz w Tleniu (kilkadziesiąt metrów od ośrodka), od 301 do 323, są one dla mnie całkowitym zaskoczeniem, zwłaszcza ten bóbr podgryzający grube drzewa (widziałam bobry z pastą i szczoteczką do zębów, ale w - okularach???).
Zbliżało się pożegnanie. Lacky z rodziną wyjechał wcześnie rano. Po śniadaniu jeszcze przez dwie godziny trwały ostatnie rozmowy, pytania do Mistrza, małe podsumowania, ale w końcu nadeszła chwila, gdy stojąc w oślepiającym słońcu na parkingu machaliśmy odjeżdżającym – Mistrzowi z synem, Fioną i Filipem.
Potem już tylko pakowanie i obiad i kolejne odjazdy. Ostatnie odjechałyśmy – Samcia z córeczką i ja.
Podsumowanie.Pogoda przez cały czas była wymarzona na takie spotkanie – słońce, błękitne niebo i, z wyjątkiem zimnych poranków i wieczorów, całkiem przyzwoita temperatura.
Ośrodek ładny, zadbany, czysty, wygodny, posiłki smaczne, warunki do spotkań idealne.
Obsługa uprzejma i pomocna, elastyczna w spełnianiu naszych potrzeb.
Ognisko udane, grochówka wyśmienita, okolica – Bory Tucholskie – poznana.
Uczestnicy II Zlotu nie tylko mili, niesprawiający problemów, ale przede wszystkim jak jeden mąż nastawieni na zdrowie i dysponujący wiedzą, o czym z pewnością szerzej napisze Mistrz w swoim podsumowaniu.
Pragnę (spodziewam się, że w imieniu wszystkich uczestników) podziękować Mistrzowi za przyjazd z daleka, poświęcony czas i za sponsoring. Jesteśmy zadowoleni, że to nam Mistrz po raz pierwszy opowiedział więcej o historii powstania swoich wynalazków i żmudnych badaniach, jakie towarzyszyły ustaleniu ostatecznych składników i wielkości dawek. Okoliczności, w jaki powstała wspaniała Mikstura oczyszczająca już nie są dla nas tak wielką tajemnicą, dzięki czemu śmielej będziemy tę wiedzę nieść dalej i oddawać w ten sposób bogactwo, jakie otrzymaliśmy - wiedzę o zdrowiu. Słowa Mistrza umocniły nasze przekonanie o jej znaczeniu.
Słowa podziękowania należą się Lacky'emu, że pofatygował się kawał drogi z rodzinką, że cierpliwie odsłaniał tajniki swoich sposobów oczyszczania (aż do zachrypnięcia - mam nadzieję, że gardło już wydobrzało, a synek całkiem powrócił do zdrowia).
Bardzo się cieszę, że pojawił się w naszym gronie Hajdi i że znów jest wśród kadry.
A wszyscy uczestnicy byli po prostu wspaniali - a ich największą zaletą było to, że zadawali tylko mądre pytania i nie było nikogo, kto chciałby medycznymi sposobami maskować zdrowie i zastępować nimi prawa natury
Dla wszystkich
i do zobaczenia na III Zlocie.