Teraz mam powód do radości. Moje ostatnie wyniki IgG były w normie, ....no, żeby tak nie popadać w euforię, to jest to trochę ponad dolną granicę normy - 5,63, norma jest od 5,52. Tak się zdziwiłam, że nic nie było podkreślone, wytłuszczone. Wychodzi na to, że rocznie mam przyrost ok. 1 punktu procentowego. Moja immunolog twierdzi, że to od tego, że w końcu poważnie podeszłam do sprawy i zaczęłam regularnie przyjeżdżać na swoje wlewki. A ja wiem, że kiedyś bardzo regularnie brałam swoje kroplóweczki, a szczyt mojego zachwytu następował przy 3,75 (było to przed erą biosłonową). Niestety, odczuwam wyraźnie swoje rozstrzenie. Budzą mnie rano, muszę sobie porządnie poodksztuszać swoje oskrzelowe zastoje. Na szczęście są one jeszcze niesłyszalne przez stetoskop. Ponadto porobiły mi się brodawki na ramionach i na plecach. Wykurzam je glistnikiem, na razie bez efektu. Mózg się w dalszym ciągu intensywnie oczyszcza przez oczodoły. Dziwię się, że coś jeszcze zostało. Napiszę za rok. Pewnie będzie to sensacja w stylu: IgG - 6,78