Niemedyczne forum zdrowia
29-03-2024, 05:54 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Sklep Biosłone --> wejdź
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: 1 2 [3] 4 5 ... 8   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Choroby uzależnieniowe  (Przeczytany 143611 razy)
Mr. R
Stały bywalec
***

Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 35
MO: 27.09.2007
Wiadomości: 295

« Odpowiedz #40 : 07-11-2009, 23:01 »

Czy ktoś orientuje się, jak wygląda los ustawy o zakazie palenia w miejscach publicznych, która rozpatrywana była na Wiejskiej przed wakacjami? Było zamieszanie i ucichło.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:16 wysłane przez Zibi » Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #41 : 08-11-2009, 11:50 »

Przepadła chyba. I dobrze. Lepiej niech się zajmą mlekiem UHT, śmietanami homogenizowanymi i trującą żywnością. Pobożne życzenia oczywiście.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:15 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #42 : 25-11-2009, 11:11 »

Przypadek Monelli jako anonimowego żarłoka: - http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=9074.msg87412#msg87412
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:15 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #43 : 27-11-2009, 11:12 »

Jak postępujemy z nałogowcem, jeśli jesteśmy współuzależnieni od tej osoby i od jej nałogów: - http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=8746.msg87753#msg87753
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:15 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #44 : 26-12-2009, 16:26 »

Czy "miękkie" alkohole doprowadzają w prostej linii do uzależnienia... - http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=10974.msg90702#msg90702
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:14 wysłane przez Zibi » Zapisane
kabi
« Odpowiedz #45 : 22-01-2010, 23:36 »

A ja już nie palę 20 dni i jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Nigdy już nie wrócę do nałogu paliłem 7 lat. Zdrowie moje już zaczęło trochę kuleć pomimo mojego  młodego wieku. Jedyne, co mogę poradzić tym zatwardziałym palaczą to: kupcie sobie plastry, one naprawdę pomagają.


Poprawnie: palaczom. Jeśli myślisz, że będę nadal poprawiać za Ciebie Twoje posty, to się mylisz, ten jest ostatni. Będziemy je wysyłać do działu Posty moderowane. Łamiesz Regulamin forum. //Grażyna
« Ostatnia zmiana: 23-01-2010, 00:49 wysłane przez Grażyna » Zapisane
villah
« Odpowiedz #46 : 10-04-2010, 18:48 »

Nie palę 6 miesięcy, a paliłem od 16 roku życia, czyli jakieś 8 lat. Przyjemność szybko zmieniła się w przymus, przymus w udrękę. Pomogła mi kontrola mojego umysłu, jakkolwiek by to dziwnie brzmiało. Teraz od czasu do czasu spale jointa marihuany, tak tej brzydkiej, napiętnowanej złem przez media. Tak jak mówią, że pomiędzy marihuaną a heroiną jest cienka, czerwona linia, to pomiędzy wódką, a denaturatem też. Marihuana bardzo słabo uzależnia, głownie jest to uzależnienie psychiczne, a nie fizyczne, stosowana w wielu krajach jako lek na raka.
Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #47 : 10-04-2010, 19:23 »

Cytat
Jedyne, co mogę poradzić tym zatwardziałym palaczą to: kupcie sobie plastry, one naprawdę pomagają.
. A ja polecam książki Allena Carra. Plastry to nabijanie kasy koncernom farmaceutycznym. Lepiej sobie uświadomić, gdzie leży problem.
Do Villah`a. Ja marihuanie mówię: dziękuję. Zniewoleniu iluzjom też mówię: dziękuję.
« Ostatnia zmiana: 19-04-2010, 16:22 wysłane przez Solan » Zapisane
villah
« Odpowiedz #48 : 10-04-2010, 22:09 »

Masz rację, jednak jest lepszą alternatywą dla alkoholu, który często budzi w ludziach agresję.
Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #49 : 19-04-2010, 15:49 »

http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=12801.msg102173#msg102173 - od tego postu i dalej - powstał wątek mający punkty styczne z tym wątkiem, więc pozwoliłem sobie na jego wklejenie.
Zapisane
Laokoon
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 44
MO: 01-08-2008, z przerwami
Wiedza:
Skąd: pomorskie
Wiadomości: 2.510

« Odpowiedz #50 : 19-04-2010, 19:32 »

Nie palę 6 miesięcy, a paliłem od 16 roku życia, czyli jakieś 8 lat. Przyjemność szybko zmieniła się w przymus, przymus w udrękę. Pomogła mi kontrola mojego umysłu, jakkolwiek by to dziwnie brzmiało. Teraz od czasu do czasu spale jointa marihuany, tak tej brzydkiej, napiętnowanej złem przez media. Tak jak mówią, że pomiędzy marihuaną a heroiną jest cienka, czerwona linia, to pomiędzy wódką, a denaturatem też. Marihuana bardzo słabo uzależnia, głownie jest to uzależnienie psychiczne, a nie fizyczne, stosowana w wielu krajach jako lek na raka.

Ale pleciesz. Co za różnica, czy się uzależniasz od marihuany, czy kawy albo herbaty? Żadna, bo tu nie chodzi wcale, jak tobie się wydaje o wyniszczenie poprzez zatrucie, jak ma to miejsce przy alkoholu. Pamiętaj, że alkohol działa inaczej niż marihuana. Nie ma się co spierać, czy lepiej, czy gorzej, po prostu inaczej. Każda substancja tego typu, spożywana w nadmiarze i często, prowadzi najpierw do przyzwyczajenia, a potem również do uzależnienia. Niech ci się nie wydaje, że alkoholicy się uzależniają dla sportu. Marihuana, papierosy, kawa, a nawet czarna herbata mogą służyć bardzo źle, szczególnie kiedy spożywa się je w jakimś celu, zwłaszcza leczniczym. To, że leczy raka, to brednie.
« Ostatnia zmiana: 19-04-2010, 20:31 wysłane przez Hajdi » Zapisane
ixnay
« Odpowiedz #51 : 20-04-2010, 10:33 »

Cytat
Jedyne, co mogę poradzić tym zatwardziałym palaczą to: kupcie sobie plastry, one naprawdę pomagają.
. A ja polecam książki Allena Carra. Plastry to nabijanie kasy koncernom farmaceutycznym. Lepiej sobie uświadomić, gdzie leży problem.
Do Villah`a. Ja marihuanie mówię: dziękuję. Zniewoleniu iluzjom też mówię: dziękuję.
Po 10 latach palenia w zeszłym roku udało mi się pozbyć tego uciążliwego nałogu. Stało się to w momencie trafienia na książkę Allana Carra(jak ktoś by chciał mam w PDF, mogę podesłać). Faktycznie, działa zaskakująco dobrze. Poleciłem ją 3 współpracownikom i oni również rzucili(co prawda z owej czwórki tylko ja dalej nie pale, ale i przynajmniej mieli kilka miesięcy spokoju). Co do trawy, kości, dopalczy czy innych temu podobnych to wszystko jest dobrze dopóki nie przekroczysz pewnej granicy. Cholera wie gdzie ona leży.  Jak już przekroczysz, przestać jest BARDZO ciężko. Znacznie łatwiej mi było rzucić palenie.
Zapisane
Zuza
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 01-07-2008
Wiedza:
Skąd: Podkarpacie
Wiadomości: 683

« Odpowiedz #52 : 20-04-2010, 14:07 »

Stało się to w momencie trafienia na książkę Allana Carra(jak ktoś by chciał mam w PDF, mogę podesłać).
Jeśli to nie kłopot, to proszę o tą książkę. Ja nie palę, ale może zainteresuje moją Mamę.
Zapisane

kabi
« Odpowiedz #53 : 21-04-2010, 18:15 »

Książka czy plastry, na to samo wychodzi. Jeżeli ktoś pragnie rzucić nałóg, a wychodzi z założenia, że plastry mu nie pomogą, to uwierzcie mi, że mu nie pomogą. Niech zadziała podświadomość.
Jeśli zasugerujesz swojej podświadomości przed pójściem spać : chcę zbudzić się o szóstej rano, zbudzi cię punktualnie:). Podobnie ma się to do palenia.
Zapisane
Laokoon
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 44
MO: 01-08-2008, z przerwami
Wiedza:
Skąd: pomorskie
Wiadomości: 2.510

« Odpowiedz #54 : 22-04-2010, 13:55 »

Książka czy plastry, na to samo wychodzi. Jeżeli ktoś pragnie rzucić nałóg, a wychodzi z założenia, że plastry mu nie pomogą, to uwierzcie mi, że mu nie pomogą. Niech zadziała podświadomość.
Jeśli zasugerujesz swojej podświadomości przed pójściem spać : chcę zbudzić się o szóstej rano, zbudzi cię punktualnie:). Podobnie ma się to do palenia.

No nie, bo u osoby z zaburzeniami podświadomość cię nie obudzi. Ale u osoby u której układ nerwowy jest w mniej więcej dobrym stanie tak będzie. Tylko, że palacze paląc papierosy właśnie wpływają na układ nerwowy, przez co organizm jest ogłupiony. Stąd też biorą się problemy z odstawieniem, osoba która ma jeszcze silne nerwy z rzuceniem palenia poradzi sobie bez plastrów i innych bajek, a ten kto ma zaburzenia ten będzie przeżywał katusze. Tak działa uzależnienie i nie ma inaczej.
« Ostatnia zmiana: 22-04-2010, 13:56 wysłane przez Laokoon » Zapisane
change
« Odpowiedz #55 : 10-07-2010, 21:45 »

Rzucenie papierosów było dla mnie nawet proste. Niestety rzucenie czekolady było dla mnie okropne. Do tej pory się męczę jak widzę, gdy wszyscy na "imieninach" jedzą słodycze. Kiedyś regularnie, codziennie jadłam czekoladowe ciasteczka. Zawsze musiała znaleźć się w słodyczach czekolada. Dzień bez czekolady- oj bardzo źle się czułam. Zdenerwowana i głodna cukru.
« Ostatnia zmiana: 10-07-2010, 21:51 wysłane przez Change » Zapisane
Rofe
« Odpowiedz #56 : 20-07-2010, 20:12 »

Warunkiem trzeźwienia jest zachowanie abstynencji oraz praca nad osobowością. W tym miejscu zgadzam się z dwunastoma krokami i dwunastoma tradycjami z ruchu AA. Przede wszystkim, dlatego że jest to metoda skuteczna na bycie w abstynencji i nie jest to wymysł akademicki medycyny.
To oczywiście jest nieprawdą. Jedynym warunkiem na bycie w abstynencji jest zaprzestanie picia. Nic więcej. Alkoholik niepijący od dwóch dni jest już dawno w abstynencji. Dwanaście kroków i tradycji jest jedną ze sposobów odnowy duchowej i drogą do trzeźwości jaką wyznaczyli sobie założyciele ruchu AA.
Lekarze poprzez przymknięcie oczu zalecają tego typu terapię, bo uważają, że to ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Oni bardziej wierzą w psychiatrię i w psychotropy, a jeśli już w psychoterapię, to w swoich "książkowych" psychologów. Dlatego też proponują taką grupę, na której będzie jakiś jeden przynajmniej terapeuta "książkowy" czy też sam eks uzależniony.
Żaden lekarz ani terapeuta nigdy tak nie powie. Medycyna nigdy nie znalazła rozwiązania dla cierpiącego alkoholika. Początkowo alkoholicy byli klasyfikowani jako obłąkani dla których jedynym ratunkiem jest umieszczenie w zakładzie dla psychicznie chorych. W takim zakładzie był właśnie Bill Wilson, założyciel ruchu AA. Zamknięcie go nic nie zmieniło. Bill W widząc, podobnie zresztą jak wielu użytkowników tego forum w tym i ja, że lekarz nie jest rozwiązaniem, stworzył razem z drugim alkoholikiem ruch AA, w którym ludzie przestawali pić po przez właśnie dążenie do zdrowia a nie leczenie. AA przyjął sobie za cel zdrowienie duchowe. Głoszono tam o "sile wyższej" o Bogu i dlatego przez dłuższy czas medycyna nie akceptowała takiej formy uzdrowienia. Obecnie medyczne leczenie alkoholizmu w dużej mierze opiera się na formule mityngów AA z tą różnicą, że bierze w nim udział terapeuta i dokłada się spotkania indywidualne na zasadzie "powiedz mi co cię boli a ja cię pogłaszcze”. Uczęszczanie w mityngach AA jest obecnie na terapiach obowiązkowe! Pełny program terapeutyczny w polskich poradniach kończy 4% pacjentów. Lekarze realiści nie "przymykają oczu" ma mityngi lecz wręcz wykopują alkoholików na nie zgodnie z zasadą: jeśli to nie pomoże to nie wiem co. I co najważniejsze ani terapia ani mityngi nie biorą pod uwagę odbudowania zdrowotnego ciała w trzeźwieniu więc porównywanie tego do odbudowania organizmu jest nieporozumieniem.
Ja też chodziłem do klubu abstynenta na grupę wsparcia, do pewnego momentu, bo potem mi przestało odpowiadać jej towarzystwo.
Każdy ma swoją własną drogę trzeźwienia. Dla jednych AA działa, dla innych nie. AA nigdy nie zachęcało nikogo do siebie. Udział w tym ruchu jest dobrowolny.

Poprawiłem w cytowanych moich treściach tylko trzy błędy interpunkcyjne, które nie miały wpływu na treść merytoryczną, a więc nie było tutaj żadnej manipulacji kontekstami. Zaznaczam, aby potem nie było jakiegoś zbędnego kaszlu.//Zibi
« Ostatnia zmiana: 21-07-2010, 12:13 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #57 : 21-07-2010, 07:15 »

Warunkiem trzeźwienia jest zachowanie abstynencji oraz praca nad osobowością. W tym miejscu zgadzam się z dwunastoma krokami i dwunastoma tradycjami z ruchu AA. Przede wszystkim, dlatego, że jest to metoda skuteczna na bycie w abstynencji i nie jest to wymysł akademicki medycyny.
To oczywiście jest nieprawdą. Jedynym warunkiem na bycie w abstynencji jest zaprzestanie picia. Nic więcej. Alkoholik niepijący od dwóch dni jest już dawno w abstynencji. Dwanaście kroków i tradycji jest jedną ze sposobów odnowy duchowej i drogą do trzeźwości jaką wyznaczyli sobie założyciele ruchu AA.
Co jest nieprawdą? Jeśli to jest nieprawdą, to sam sobie zaprzeczyłeś... Oczywiście to jest wg interpretacji medycznej. Jeśli idzie o naszą interpretację, to faktycznie jest to nieprawdą albo najwyżej półprawdą. Bez leczenia przyczynowego (profilaktyka prozdrowotna) nie osiągnie się faktycznego dobrostanu zdrowia i trzeźwości. Ale przecież my tutaj rozpatrujemy trzeźwienie w kontekście interpretacji medycznej. Przeczytaj uważnie jeszcze raz, co ja napisałem a potem dokonuj konfrontacji, bo na razie to "klepiesz pianę".
(...) Alkoholik niepijący od dwóch dni jest już dawno w abstynencji (...)
No, ale co z tego ma niby wynikać... że alkoholik jest taki dzielny, bo zaliczył 48 h bez kielicha? Ale, co to za abstynencja, nawet dobrze niebiologiczna (do 48 h - utrzymuje się w krwi alkohol) a co tu mówić o sferze psychologicznej czy duchowej. Starzy aowcy twierdzą, że bierny alkoholik, nie pijąc nawet 3 miesiące, to jest jeszcze biologicznie pijany, tj. jeszcze mu z buzi "czuć" alkoholem. Beczka po ropie również śmierdzi ropą jeszcze przez najbliższe około 100 lat, więc niezbyt nadaje się, po dokładnym umyciu i wietrzeniu kilkudniowym do kiszenia w niej kapusty. Podobnie jakiekolwiek terapie w procesie trzeźwienia u alkoholika, również rozpoczyna się po dłuższym okresie abstynencji, więc nie rozumiem, skąd ten entuzjazm - odnośnie owej "dawnej" abstynencji. Może stąd, że nie umarł, po długich "korkach alkoholowych", kiedy przestał nagle...
  
Przecież nic nowego nie odkryłeś, pisząc o byciu w abstynencji. A ja rozpocząłem zdanie od napisania - jakie są warunki trzeźwienia, a nie - jakie są warunki abstynencji. Z mojego kontekstu jasno wynika, że proces trzeźwienia pochłania proces abstynencji, który jest składową tego procesu.
  
Medyczny termin: stan trzeźwości - odnosi się do trzeźwości biologicznej (np. po badaniu krwi na zawartość alkoholu lub badaniu na alkomacie - poziom alkoholu w wydychanym powietrzu). Takiego terminu używa się na daną chwilę, aby określić, czy badany jest/był w stanie po użyciu alkoholu czy nie. A dopiero określone normy szufladkują ten stan (np.: stan po użyciu alkoholu; stan nietrzeźwości; stan upojenia alkoholowego).
  
Piszesz dla samego pisania - czy nie wiesz, jaka jest różnica między procesem trzeźwienia a stanem trzeźwości (w danej chwili, np. badanie kierującego przez funkcjonariusza ruchu drogowego) lub procesem trzeźwienia a abstynencją...
  
Ponadto nie rozpoczynaj swojego zdania, w dokonywanej przez Ciebie konfrontacji, w tym konkretnym kontekście od słów: - "To oczywiście jest nieprawdą". Jeśli już, to należało napisać: - Nie zgadzam się z z tym". A tak wprowadziłeś zamieszanie i naraziłeś mnie na marnowanie mojego prądu, po próżnicy. Następnym razem taki post usunę. Mało tego, to jeszcze bezczelnie się cieszysz, że swój post usunąłem a Twoja rzekoma wielodzielność uwagi pozwoliła Ci go przeczytać. Pewnie uważasz, że mnie Twój post zszokował i dlatego miałem kłopoty z odpowiedzią… Otóż mylisz się, jeśli tak myślisz. Nie miałem czasu, aby dokonać kosmetyki w jego treści i go skasowałem, ale za to dziś mam czas. Jeśli mnie zszokował, to brakiem konsekwencji w logice treści. W przeciwieństwie do Ciebie, biorę odpowiedzialność za to, co piszę.
  
Nie jesteś Bogiem czy też prorokiem, żeby znać prawdę absolutną. Mniej zarozumiale by to wyglądało, gdybyś napisał (np.: -  moim zdaniem piszesz nieprawdę lub nie zgadzam się...). Jeśli na początku używasz takich mocnych słów zaprzeczenia, to znaczy, że cały mój wywód stanowi nieprawdę. A tak naprawdę, to pewnie - nie ma żadnej różnicy w poglądach na ten temat między nami. Gdyby się dokładnie przyjrzeć temu, co pisałeś dalej, rozwijając moją jakby tezę a wcześniej zacząłeś od słów zaprzeczenia - to de facto zaprzeczyłeś sam sobie.


Radzę Ci, abyś na przyszłość nie manipulował cytatami wyrwanymi z kontekstu. Ponadto, co to jest za konwersacja z kimś kto wysuwa tezę/wniosek typu: - bo taka jest prawda; - to jest nieprawda... A jeśli ma to uzasadnić, to zaczyna coś enigmatycznie ściemniać a na koniec znów rzuca "uzasadnienie" typu: - obaj doskonale wiemy, jaka jest prawda; lub: - taka jest prawda, no bo jak nieprawda, jak prawda; a na koniec próbuje się mnie sprowokować do awantury, zasypując "kulturalnymi" inwektywami (posty skasowane przez moderatorów). A ja nadal nie wiem, co autor miał na myśli...
  
A jeszcze na samym końcu, prócz inwektyw w moim kierunku - próbuje nakreślać mój profil psychologiczny i stawiać publicznie (bez uprawnień) diagnozę, błędną zresztą. Sam się sobie dziwię, jak mogłem z kimś takim wytrzymać, tracąc na niego czas i energię, nie zgłaszając do moderatorów wniosku do zbanowania go.
« Ostatnia zmiana: 17-12-2011, 19:38 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #58 : 21-07-2010, 08:19 »

Lekarze poprzez przymknięcie oczu zalecają tego typu terapię, bo uważają, że to ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Oni bardziej wierzą w psychiatrię i w psychotropy, a jeśli już w psychoterapię, to w swoich "książkowych" psychologów. Dlatego też proponują taką grupę, na której będzie jakiś jeden przynajmniej terapeuta "książkowy" czy też sam eks uzależniony.
Żaden lekarz ani terapeuta nigdy tak nie powie. Medycyna nigdy nie znalazła rozwiązania dla cierpiącego alkoholika.
A Ty znów wiesz, że: - "Żaden lekarz ani terapeuta nigdy tak nie powie". Może powinienem wyrazić się bardziej precyzyjnie, ale to na jedno wychodzi. Powinienem napisać, że medycyna z przymrużeniem oka i z brakiem pełnej wiary patrzy na terapię w ruchu AA, czy w ruchu abstynenckim - gdzie się chwalą - ile to już nie piją. A w pewnym momencie - zaczynają się wynagradzać za to - ile to wytrzymali bez wódy. W związku z tym powracają do picia, bo przecież swoje już odcierpieli. W tym pierwszym ruchu znów - jakby szczycą się, że są alkoholikami i często mylą upokarzanie się, samobiczowanie z pokorą. Przesuwają się w kolejną skrajność. I gdyby faktycznie, po jakimś pewnym długim okresie niepicia odpuścili sobie te teorie medyczne i te "alternatywne" aowskie, to może jakiś procent byłoby tych ludzi zaleczonych. Ale, jak taki alkoholik ma 25 lat stażu niepicia i napije się lampkę szampana, albo zje cukierka czekoladowego z wódką, to on już prewencyjnie się kładzie do szpitala na odwyk, bo ma wbite w swój łeb, że nie wolno mu próbować picia kontrolowanego. Wówczas niektórzy wybierają już picie do końca swoich dni, bo nie chcą przechodzić tej gehenny z odwykami, lekarzami, terapeutami, warsztatami  trzeźwości, itd. Popełniają samobójstwo na raty albo co mniej twardsi popełniają samobójstwo natychmiast. Bo oni myślą, że to jest choroba nieuleczalna, że metody "alternatywne" mogą jedynie wspomóc w jej zaleczeniu. I nie mylą się. Jeśli teraz bym się udał na takie spotkanie i wytłumaczył w rzym rzecz, to pewnie utwierdziłbym ich w przekonaniu, że mieli rację, powątpiewając w skuteczność li tylko takiej terapii "alternatywnej". Ale dla nich, to lepszy rydz niż nic. Wiem o tym, bo kiedyś rozmawiałem z terapeutami i na tamtą chwilę, również podobnie myślałem.
    
A co oni łaskę komuś robią, że kierują obowiązkowo na tego typu terapię. Przecież "odchwaszczenia" chorej podświadomości nie uzyska się poprzez farmakoterapię. A ponadto dla nich zaleczenie ZZA to już nie lada sukces. A taki alkoholik, który nie pije (np. 25 lat) musi do usranej śmierci chodzić na mityngi, bo wpojono mu do głowy, że jak przestanie uczęszczać lub nie będzie stosował innej drogi dochodzenia do trzeźwości, to zapije i popłynie rynsztokiem do swojej mety życia. On ma "wszytego" straszaka" psychicznego. No to, jakie to jest wytrzeźwienie (zaleczenie), którym oni się chwalą w swoich statystykach... Niby wytrzeźwiał, jest zdrowy a powrotu do picia kontrolowanego już nie ma, zabrano mu to. On nie żyje pełną piersią, bo jego życie jest podszyte strachem, pewnymi ograniczeniami. Nazywa się go kaleką, czyli biernym alkoholikiem - dożywotnio. A jak będzie się sprawdzał na własną rękę i sobie uświadomi, że takiego powrotu nie ma, to on "siłą wiązań chemicznych" (piętno odciśnięte przez indoktrynację propagandy medycznej), ledwo zacznie się sprawdzać a już zlegnie się na odział zamknięty, bo się będzie bał szybkiej perspektywy śmierci. I już się interes kręci dalej.
  
Gdyby ci dziarscy założyciele ruchu AA napisali, że jest to choroba uleczalna, jak każda inna, to pewnie medycyna tak ochoczo nie kierowałaby alkoholików na terapię do ruchu AA. Ale oni nie napisali, bo nic nie wiedzieli o ruchu Biosłone, czyli o leczeniu przyczynowym, o profilaktyce prozdrowotnej. Oni jechali klasycznie, tj. tak jak im medycyna wbiła do głowy, że niektóre choroby są nieuleczalne, że można je jedynie zaleczyć, że mogą być nawroty, a wtedy medycyna na nich czeka z całym swoim arsenałem do walki z naturą.
  
Przecież o to chodzi w tej całej medycynie, w tej analno-sralno-proktalnej vel "naturalnej" również. A tych założycieli ruchu AA można zaliczyć do przedstawicieli medycyny "alternatywnej" czy "naturalnej". Każda medycyna jest nastawiona na leczenie, a nie na proces dochodzenia do zdrowia. Ona maskuje faktyczne objawy chorobowe. Dlatego też medycyna chętnie kieruje alkoholików, wiedząc że tacy będą do niej, prędzej czy później wracać. Ale przy tym pokazuje, jaka to jest liberalna. To jest świadome działanie socjotechniczne na psychikę człowieka. Potem ma się argument, że jak to - przecież leczył się alternatywnie, i medycyna dała mu wolną rękę. Podobnie było z tym sztucznym "dymem" wokół kupowania w aptece różnych ziół, paraleków, "supli", itp. medykamentów na receptę, rzekomo od nowego roku, czyli 2010. Po to wprowadza się ferment wokół rzekomego kasowania medycyny "naturalnej" czy medycyny ludowej, aby pacjenci zaczęli wykupywać właśnie te medykamenty, żeby leczyli się na kredyt, żeby kwitła koniunktura biznesowa w tzw. podziemiu, które jest tylko przykrywką medycyny klasycznej. Podobnie jest z homełopatią jako medycyna komplementarną (zaliczaną do medycyny "naturalnej"). Kto nadzoruje aptekami i tymi firmami produkcji leków homełopatycznych czy firmami dystrybucyjnymi tzw. suplementów diety, witamin, chelatów, itp.; komu jest na rękę, aby podobnie kwitło "podziemie" aborcyjne? Wszystko w imię zasady - im gorzej, tym lepiej. To wszystko ma nakręcać koniunkturę biznesową wiadomego lobby, które bogaci się na nieszczęściach ludzkich (często za przyzwoleniem tych ludzi, czyli pacjentów). Medycyny "alternatywne" to medycyna klasyczna bis. Prawdziwą alternatywą dla medycyny i produkcji chorób jest profilaktyka Biosłonejska, zgodna z medycyną Hipokratejską - wg nurtu profilaktyki zdrowotnej, którą na tym forum się skrzętnie odkamuflowywuje.
  
Medycyna nigdy nie znalazła rozwiązania: ani dla cierpiącego alkoholika, seksoholika, neurotyka, psychotyka, ani dla cierpiącego na choroby somatyczne. A to ci dopiero odkrycie...
« Ostatnia zmiana: 17-12-2011, 19:36 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #59 : 21-07-2010, 09:58 »

Lekarze realiści nie "przymykają oczu" ma mityngi lecz wręcz wykopują alkoholików na nie zgodnie z zasadą: jeśli to nie pomoże to nie wiem co. I co najważniejsze ani terapia ani mityngi nie biorą pod uwagę odbudowania zdrowotnego ciała w trzeźwieniu więc porównywanie tego do odbudowania organizmu jest nieporozumieniem.
"Lekarze realiści", a co to takiego? Czyżby tacy, którzy sympatyzują z lekarzami nazwanymi przez nas z sarkazmem - bardziej naturalnymi od samej natury czy kolokwialnie - analnymi? Tacy lekarze, mając problem zdrowotny, kiedyś mnie odwiedzali (podczas moich praktyk jako naturoterapeuty). Oni nie mięli przekonania, co do pozytywnych efektów pozyskania wiedzy z naturoterapii i wzięcia zdrowia we własne ręce, tylko po prostu jechali jako do tzw. ostatniej deski ratunku, bo gdzieś tam wyczytali, że mimo wiedzy akademickiej sprzecznej z wiedzą naturoterapii - ta ostatnia była skuteczna, przynajmniej w sunięciu objawów i z mniejszymi skutkami ubocznymi niż w leczeniu konwencjonalnym. Oni też często mówią: - teraz należy liczyć na cud i modlić się do Boga, bo medycyna akademicka już tutaj nic nie pomoże. Wówczas, i tamta medycyna "naturalna" też zbytnio nie mogła radykalnie pomóc, bo nie mogła pomóc. Mimo zaleceń picia MO - "metoda" leczenia medycznego znosiła w dużym stopniu prawdziwą metodę dochodzenia do zdrowia - wg idei Biosłone. Dzięki zalecaniu picia MO i innych metod niemedycznych oraz zrozumieniu części metod wg idei Biosłone - kobieta (pacjentka) z tytułem dochtóra nauk biologicznych oświadczyła, że do pracy już raczej nie wróci. Metody leczenia jej przez medyków akademickich (jej kolesi) zawiodły i doprowadzili do skrajnego zdegradowania jej organizmu. Rodzice ją wnieśli na rękach do mojego gabinetu. A za około miesiąc - o własnych siłach przyjechała mnie uściskać z radości, że już widmo zejścia jej z tego świata jest oddalone. Zanim do mnie przyjechała na tę pierwszą wizytę, wypisała się na własne żądanie ze szpitala/szpitali, prawdopodobnie psychiatrycznych. Najpierw somatycznie doprowadzili ją do skrajnego wyniszczenia różnymi lekami, potem sterydami oraz na koniec - usiłowali z niej zrobić anorektyczkę i wpakowali do psychiatryka. W tym przypadku pacjentka ta zrozumiała sens profilaktyki prozdrowotnej, lecz niestety, prócz stosowania tej metody dojścia do zdrowia, prawdopodobnie stosowała jeszcze "metody" mendycyny natusralnej. Nie wiem, jak się dalej potoczyły jej losy... Natomiast inna pacjentka (młody lekarz medycyny - stażystka) przyjechała do mnie i do eks lekarza medycyny ("naturopatologa"), z myślą, że uzyska od nas radykalną pomoc. Już nie wnikała w mechanizm logiki samonaprawy organizmu. Nie wnikała, bo tak miała "wyprany" mózg na akademii medycznej. Skoro medycyna działa jak sekta (młodzi lekarze biorą te wiedzę na wiarę; nie używają samodzielnego myślenia), to podobnie jest jak oczekują pomocy ze strony medycyny "alternatywnej" - również po jak najmniejszej linii swojego myślenia (linii oporu) - biorą na wiarę to, co im powie taki lekarz "alternatywny". Tak jak im ludzie oddają zdrowie w ich ręce, tak i oni oddawają swoje w cudze. Zero łączenia się z własnym mózgiem. A jak już się połączą, to zawierzają takim "autorytetom" przechrztom jak Srombak i inni, czyli dalej mają wiarę w wiedzę, która de facto nie została potwierdzona empirycznie jako skuteczna. Uczmy się na cudzych błędach. Nie wiedzą jak to działa, ale ważne że działa, że komuś tam się chwilowo poprawiło. A że to prowadzi do atrapy zdrowia, to tego już nie wiedzą. Podobnie myślą medycy kierujący alkoholików na te terapie w ruchu abstynenckim czy w ruchu AA. Jako naturoterapeuta mogłem im tylko skutecznie zamaskować problem, czyli pozbawić ich ewentualnie przykrych objawów chorobowych, ale bez usunięcia przyczyny, nie było szans na ich wyleczenie. Nie mogłem tego osiągnąć, gdyż "naturopatolog", z którym współpracowałem - skrzętnie połączył moją profilaktykę ze swoją naturoterapią, doprowadzając do zniesienia jednej metody przez drugą (o ile jego metodę można nazwać metodą dochodzenia do zdrowia; jedynie wyjątkowo wówczas, kiedy należało ratować życie w przypadku poprzedniej pacjentki). Dlatego też w tym przypadku medycyna, nie mając efektów, choćby w zaleczeniu problemów - liczy na zaleczenie poprzez uczestnictwo alkoholików w ruchu aowskim lub/i w ruchu abstynenckim (dwie różne instytucje - wyjaśniam a priori, żebyś znów nie "klepał piany"), czyli bliżej natury czy też mendycyny natusralnej.  
  
Ale, czy któryś lekarz albo sam uczestnik tego ruchu powie odważnie: - wyleczyłem się z choroby ZZA... czy powie: - podleczyłem się tylko, bo przecież wbito mi do głowy, że to choroba nieuleczalna... I biedak żyje sobie, popadając ze skrajności w skrajność, prowadząc życie podszyte strachem (straszakiem medycznym) i odstawia różne sceny (naganne postępowanie), bo jest pijany od tej medycznej "trzeźwości".
  
Przecież wyraźnie zawsze zaznaczam, że gdyby niech ruch Biosłone, czyli leczenie przyczynowe, to wszelkie terapie medyczne (w tym i tej "naturalnej" medycyny), czyli uczęszczanie na grupy aowskie lub/i wsparcia w ruchu abstynenckim - doprowadziłoby mnie prawdopodobnie do zapicia, a wcześniej pewnie do uzależnienia od niepicia (ze wszystkimi tego konsekwencjami). Nie wiadomo, co jest gorsze w skutkach... Niektórzy, gdyby się napili, to nie dręczyliby tak swojego otoczenia i siebie samych.
  
I znów Ameryki nie odkryłeś, pisząc że w ruchu aowskim - nie ma mowy o wyleczeniu się somatycznym. No bo niby jak, skoro tam się nic nie wie o leczeniu przyczynowym somatyki (najpierw), a jeszcze mniej o zdrowiu ogólnie. Komu jak komu, ale nam tłumaczyć tego nie trzeba... W ruchu Biosłone mówimy o wyleczeniu się (doprowadzeniu do zdrowia) w sensie holistycznym, w sensie uzyskania prawidłowego biologicznego sprzężenia zwrotnego somatopsychicznego (nie odwrotnie - jak się wydaje psychiatrom i innym konowałom). Oczywiście, gdybym najpierw nabrał wiedzy z Biosłone, to pewnie dojście do zdrowia przebiegałoby u mnie równolegle, tj. leczenie przyczynowe ciała i ducha na mityngach.
  
Stary aowiec, gdyby to przeczytał, to pewnie mocno bym mu się naraził, podobnie jak cukrzyk, SM-owiec, itp., który uzależnili się od swoich chorób jako już nieuleczalnych i od swoich "wybawców" terapeutów (dozgonnie leczących i straszących), od swojego ruchu/koła/stowarzyszenia. Dla nich nie ma prawdziwej alternatywy dla ich chorób i leczenia się dozgonnego. Dla nich alternatywą jest ewentualne skorzystanie z "alternatywy" medycyny tzw. niekonwencjonalnej czy alternatywnej, czyli zamiast walki z naturą za pomocą chemii to walczą za pomocą bardziej "humanitarnej" chemii (modyfikowanej inżynieryjnie i naturalniejszej od samej natury).
  
Ponadto ja nie twierdzę, że AA nie jest pomocne tym, którzy świeżo przestali pić. Ja tam wstąpiłem z innych względów, jako współuzależniony (byłem już około rocznym abstynentem, samoleczącym się)). I gdyby nie Biosłone, to pewnie leczyłbym się tam do usranej śmierci. Jeśli bym nie zapił, to pewnie mógłbym kogoś poturbować poważnie albo zostać jakimś tzw. krwawym diakonem czy mężem zaufania, mentorem, itp. będącym w kolejnej skrajności, czyli uzależnionym od niepicia i "drącym łacha" ze świeżego biernego alkoholika. I o jakim mu mówimy trzeźwieniu...
  
Nasz ruch też nikogo na silę tutaj nie przyciąga, bowiem nikt nie ma obowiązku bycia zdrowym. Zdrowie to luksus, tylko dla wybranych, co chcą być zdrowi. Nawet forum ma ograniczoną ilość miejsc dla uczestników, żeby nie było zbędnego marnowania prądu dla różnych pajaców, którzy wpadliby tutaj po jakąś e-receptę albo żeby zamieszać (jak w przypadku desantu, tj. tych często niedouczonych naukowców lub emisariuszy bandyckiego lobby ich popleczników).
« Ostatnia zmiana: 17-12-2011, 19:34 wysłane przez Zibi » Zapisane
Strony: 1 2 [3] 4 5 ... 8   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!