Niemedyczne forum zdrowia
28-03-2024, 15:38 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Wesprzyj Fundację Biosłone --> kliknij
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1] 2 3 ... 8   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Choroby uzależnieniowe  (Przeczytany 143554 razy)
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« : 21-08-2009, 11:55 »

Tak, problem z paleniem tytoniu już był omawiany, i chyba mogę wyciągnąć wniosek taki, że jeśli palacz tytoniu osiągnie homeostazę między podażą toksyn (jakichkolwiek) a ich wydalaniem, jak każdy inny człowiek (niepalacz), i pozbędzie się z organizmu ponadnormatywnych skumulowanych toksyn, to niech sobie pali. I palenie takie będzie paleniem kontrolowanym. Analogia do alkoholika i pijaka. Skoro pijacy spożywają alkohol, bez utracenia nad jego piciem kontroli, to dlaczego palacz ma nie palić od "święta" czy w sposób kontrolowany... i ja znam takich. Inaczej rzecz się ma z chorymi na ZZA czy ZZN, chociaż idąc dalej tym tokiem myślenia, można też wyciągnąć takie wnioski, a właściwie jeden: nie ma chorób nieuleczalnych... nieuleczalna jest tylko medycyna i wiedza funkcjonariuszy z resortu chorób. Sam jestem żywym przykładem wyleczenia się z nałogowego alkoholizmu, palenia tytoniu i z innych tzw. nieuleczalnych chorób.
  
Medycyna - znów na użytek własny, rozpatrując znamiona chorób uzależnieniowych od substancji chemicznych, zmieniających świadomość ludzką, twierdzi, że każdy nałóg jest chorobą trzech sfer: somatyki, psychiki i ducha. O ile człowiek będzie trwał w abstynencji, to dopiero połowa czy 1/3 sukcesu. A zatem mamy odpowiedź na pytanie - dlaczego przemysł chorobowy produkuje tylu terapeutów, specjalistów, psychologów, psychiatrów (dobrze jest, jeśli ów spec przerabiał to na sobie i sam pozbył się problemu, bo jeśli spec ma li tylko wiedzę z książek, to współczuje podopiecznym). Oczywiście do tej pory myślałem, że są to choroby trzech sfer, ale moja wiedza praktyczna, w związku z ewoluowaniem na tym forum, pozwala mi wyciągnąć śmiały wniosek, że - i w tym przypadku można się wyleczyć z pewnych patologii nałogowych.
  
Ortodoksyjni tzw. aowcy, anonimowi nikotynowcy, narkomani, mogą mi zarzucić, że mówię herezje, bowiem, to że jest ktoś abstynentem, nie oznacza, że jest wyleczony w dwóch pozostałych sferach. Ale oni są przeważnie Homo patiens i nie wiedzą, że istnieje sprzężenie biologiczne zwrotne: w zdrowym ciele zdrowy duch... Oni są nauczeni, że u nich występują nieprawidłowości psychosomatyczne i że taka jest prawidłowa kolejność owego sprzężenia (doktryna medyczna). A de facto jest odwrotnie: choroby somopsychiczne. Ponadto nie wiedzą, że przyczyną wszystkich chorób jest toksemia ponadprogramowa i cała kaskada bezpośrednich i pośrednich następstw tego stanu. Nie wiedzą, że uzyskując homeostazę podaży toksyn z ich wydalaniem, uzyskują homeostazę komórkową, a więc mózg, będąc dobrze dożywiony a cały organizm odciążony walką na x frontach z utylizacją toksyn, nie wydatkuje po próżnicy swojego "prądu”. Nie musi kompensować sobie w swojej prawidłowej funkcji używkami pt. kawa, herbata, alkohol, tytoń, itp. Mózg tych ludzi chce, ale nie musi; u ludzi z patologiczną funkcją mózgu, organizm nie toleruje, a mózg chce i musi.
  
Na tym forum też zrozumiałem i zaakceptowałem krytykę Mistrza w stosunku do tego typu uzależnionych patologicznie. Nieświadomość ich i niewiedza przyczyn istoty rzeczy najważniejszych dla człowieka, a także lenistwo, brak szukania sposobów na ustalenie przyczyn rzeczy najistotniejszych dla człowieka, skazuje ich na miano Homo patiens, czyli bezwolnego i naiwnego usługobiorcę usług medycznych i medykamentów różnej maści.
  
Proszę też nie wyciągać oczywiście pochopnych wniosków, że oto, pijąc MO, będę "grzał" wódę wiadrami, bo organizm się jej domaga (wg poczucia smaku), choć będę nią rzygał dalej niż widział... (a gdzie jest wiedza o tym, że alkohol, zwłaszcza w dużych dawkach jest toksyczny, degradujący organizm...). Nie zachęcam też do palenia tytoniu nikogo, ale należy wiedzieć, że takie hasła jak: - "palenie tytoniu jest przyczyną wielu groźnych chorób, a w tym i raka płuc..." itp. jest li tylko zabezpieczeniem firm produkujących tytoń przed procesami odszkodowawczymi. Człowiek znający prawdziwe przyczyny chorób dopisałby do tego hasła: - "...czasami tak, a czasami wręcz przeciwnie...". Nie radzę rzucać palenia tytoniu palaczowi nałogowemu (np. 40 lat palenia) - tak z "marszu".
  
We wszystkim należy zachować umiar, w korzystaniu z używek również. Nie można wściekle zdrowo żyć. Człowiek nie jest jakimś cierpiętnikiem, aby tylko cierpiał i wyrzekał się wszystkiego. Czy legalny dostęp do nabywania alkoholu musi zrobić z człowieka alkoholika? Czy normalny dostęp do kiosku z fajkami, musi zrobić z człowieka nałogowego palacza? Czy wreszcie dostęp do mediów TV a w związku tym do polityki, ma zrobić z nas idiotów? Czy dostęp do placówek służby (tfu!) zdrowia, musi zrobić z nas Homo patiens?
  
Organizm produkuje dla potrzeb funkcji błony komórkowej ok. 16–20 ml czystego alkoholu (może ten „niesforny” drożdżak dla niektórych produkuje go ponad normę i stają się alkoholikami, choć fizycznie go nie spożywają... (to sarkazm). Jeszcze kilka misięcy wstecz, kiedy panowała psychoza candidy jako monstrum czasów cywilizacyjnych, również szukałem ścisłego i bezpośredniego związku między grzybem candida a uzależnieniem alkoholowym. Ale z przekonaniem, że ten w gruncie rzeczy, powiązany z człowiekiem, na dobre i na złe od wiek wieków sprzątacz organizmu -  jest przyczyną całego zła na Ziemi, w tym i głównym przyczynkiem do ZZA. Sugerowałem się przy tym wiedzą zaczerpniętą od pewnej pani dochtór nauk medycznych – tzw. przechrzty, która stanowczo twierdziła: - grzyb, szukając sobie źródła pożywienia, czyli cukru, zaczyna penetrować głębiej tkanki ustroju, zaczyna przyklejać się do ścian jelit i czerpać glukozę z krwi, i stąd gotowa hipoglikemia... O podobnych bzdetach pisały kiedyś też inne przechrzty, być może sugerując się „autorytetem” owej pani dochtór nauk medycznych. Nie dziwi mnie teraz fakt, że jedna pani z pewnego forum medycznego była zaniepokojona kontrolą drogówki, żeby nie ujawniono u niej w wydychanym powietrzu, stanu po użyciu alkoholu, np. powyżej 0,5 promila, kiedy ta pojadła przed godziną trochę owoców, albo wypiła jakiś sfermentowany, długo trzymany w słońcu na stole kompot z truskawek. (Sarkazm)
  
Już czuję jak będą poruszeni ortodoksi tzw. skrajni abstynenci, którzy są nieraz chyba "gorsi" od niereformowalnych pijaków, jak mawiał śp. W. Ponomarenko - biochemik, ale otwarty na naszą wiedzę i każdą inną - żyjącą w zgodzie z naturą. Poruszenie to będzie wynikać z faktu, iż - w jaki sposób sprawdzę, że się wyleczyłem z ZZA... A to już jest ich problem, a nie mój.  Mnie się żyje na trzeźwo dobrze (nie mam potrzeby ani biologicznej, ani duchowej, ani psychologicznej), a jak będę chciał, żeby świat lekko "zawirował"...
 
Zaznaczam przy tym, iż nie radzę, aby ktoś próbował się sam sprawdzać, że po iluś tam latach abstynencji - może sobie bez żadnych problemów powrócić do tzw. picia kontrolowanego!

http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=1853.msg12510#msg12510
http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=652.0
http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=4161.0
http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=3803.0
http://forum.bioslone.pl/index.php?topic=1207.0


   Najgorsze jest dla niektórych - nieodwracalne uzależnienie od służby chorób!
« Ostatnia zmiana: 15-01-2016, 13:28 wysłane przez Gloria » Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #1 : 21-08-2009, 14:29 »

Od 12 dni nie palę. Paliłam od czasów studiów, przerywając palenie na okres ciąży i karmienia piersią. Jeśli mam być szczera zawsze wkurzały mnie i  nadal wkurzają  takie włażenie komuś w duszę z buciorami hasłem typu -fuj Ty palisz. Wkurza mnie to poniżanie palaczy. A dlaczego nie tych co pożerają chipsy czy cukier nałogowo. Nie palę świadomie bo stwierdziłam, że cholera ta przyjemność jest dla mnie za droga. Poza tym pijąc miksturę przestały mi faje smakować. Przeczytałam fajną książkę Allena Carra o rzuceniu palenia i nie palę. Nie odczuwam głodu nikotynowego więc chyba mój organizm odrzucił nikotynę. Lekko mnie wystraszyłeś Zbyszku odradzając rzucanie palenia z marszu. Mój mąż ma 50-tkę na karku. Pali chyba od 15 roku życia. Rzucił palenie ze mną. Widzę, że się męczy. Czy takie rzucenie - drastyczne- może mu zaszkodzić? Odżywia się zdrowo ale jeszcze go nie przekonałam do MO.

PS. Kiedyś w Dzienniku Zachodnim czytałam wywiad z dr Kwaśniewskim i on też twierdził, że człowiekowi, który prawidłowo się odżywia, palenie  nie szkodzi tak jak sugerują "autorytety". Tym niemniej właściwie nie wiadomo co producenci fajek do nich dodają, jakie substancje uzależniające oprócz nikotyny.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:29 wysłane przez Zibi » Zapisane
Grzegorz
« Odpowiedz #2 : 21-08-2009, 14:32 »

Cytat
Wkurza mnie to poniżanie palaczy. A dlaczego nie tych co pożerają chipsy czy cukier nałogowo.
Bo ci od czipsów nie zatruwają tak życia innym ludziom jak choćby jeden dymiący człowiek na przystanku autobusowym, czy jakiś dupek łamiący zakaz palenia w budynku, który zadymi całe publiczne WC!
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:29 wysłane przez Zibi » Zapisane
Grzegorz
« Odpowiedz #3 : 21-08-2009, 14:51 »

Cytat
finansujących budżet państwa
Co to za idiotyczny argument?

A jak ktoś chce mieć przesiąknięte smrodem papierosów ubrania, to niech ma, ale niech innych szanuje, że nie chcą - ja już nawet nie mówię o biernym paleniu. Nie ma takich argumentów, które usprawiedliwiają zatruwanie życia innym wbrew ich woli.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:28 wysłane przez Zibi » Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #4 : 21-08-2009, 14:58 »

 To nie jest idiotyczny argument. Wpływy z akcyzy są niebotyczne. A co do reszty - nigdy nie paliłam wśród niepalących. Mam nadzieję, że tak samo "gardłujesz" przeciwko innym  "trucicielom" i że masz świadomość ich wszechobecnego istnienia.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:28 wysłane przez Zibi » Zapisane
Maciejko
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 37
MO: 15.01.2009 z przerwami
Skąd: Kielce
Wiadomości: 119

« Odpowiedz #5 : 21-08-2009, 15:35 »

Jeżeli chodzi o mnie, to w tym roku rzuciłem już po raz drugi i mam nadzieje, że tym razem na dobre. Chciałbym sobie palić od czasu do czasu dla przyjemności ale tak paląc, niestety powoli znów wpędzałem się w nałóg. W zeszłym roku paczka dziennie to na spokojnie, a na nerwowo i więcej msn-wink
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:28 wysłane przez Zibi » Zapisane
Mistrz
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 05.03.2000 – 2070
Skąd: Hogwart
Wiadomości: 10.596

WWW
« Odpowiedz #6 : 21-08-2009, 15:49 »

Cytat
w jaki sposób odstawiać papierosy powinna osoba, która paliła od 30 lat.
Trudno powiedzieć, ale znam wiele przypadków, że po rzuceniu palenia, które rzekomo im bardzo szkodziło, a owo rzucenie najczyściej było wymuszone przez zatroskaną rodzinę, wieloletni zaawansowani palacze już długo nie pożyli.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:28 wysłane przez Zibi » Zapisane

Jeśli nie wiesz nic, dasz sobie wmówić wszystko
Mr. R
Stały bywalec
***

Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 35
MO: 27.09.2007
Wiadomości: 295

« Odpowiedz #7 : 21-08-2009, 16:15 »

Ja na czas zdrowienia odstawiłem papierosy (już po raz trzeci w przeciągu ostatnich 12 miesięcy) ponieważ mi szkodzą - po paleniu nasilają mi się objawy chorobowe.  Po wyzdrowieniu będę palił kilka dziennie bo lubię smile
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:27 wysłane przez Zibi » Zapisane
KaZof
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 13-01-2007, pies: 08-11-2008
Wiadomości: 1.096

« Odpowiedz #8 : 21-08-2009, 16:27 »

Może jednak udać się do specjalisty z jakiejś poradni przeciwnikotynowej, stosować plastry? Najtrudniej chyba odstawiać w sposób kontrolowany, czyli zmniejszając ilość wypalanych papierosów, ale byłby to sposób najbezpieczniejszy.
Mam wprawdzie znajomego, który papierosy odstawił radykalnie po 30 latach palenia, będąc przed 50. i żyje sobie zdrowo jakieś 10 lat od tego czasu ale to była jego decyzja, niewymuszona przez nikogo, a na choroby krążenia nigdy się nie uskarżał i nadal nie uskarża.
Najlepszym fachurą jesteśmy sami dla siebie ... bo kto cię zna lepiej niż ty sam? ...
Tylko wewnętrzne przekonanie i motywacja, niewymuszona przez nikogo decyzja, wreszcie chęć dotrzymania sobie samemu danego słowa ... to podstawa powodzenia w rzuceniu nałogu ...

To było o uzależnieniu od używek wszelakich. A co z pracoholikami, komputeroholikami z Biosłonoholikami włącznie (jest ich paru  msn-wink), hazardoholikami oraz innymi pacjentoholikami z lekoholikami włącznie?

Mechanizm powstawania uzależnienia jest  identyczny, a skutek taki sam: "betoniara" i na końcu wszechobecna destrukcja...
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:27 wysłane przez Zibi » Zapisane

KaZof, "Wszystko, co mnie nie złamie, wzmocni mnie"
Iza38K
« Odpowiedz #9 : 21-08-2009, 16:58 »

Decyzja o rzuceniu palenie wypłynęła od męża. Ja nikogo do tego nie namawiałam. On sam tego chciał i właściwie zainicjował. Ja nie mam żadnych reakcji odstawiennych poza potrzebą głębokich wdechów od czasu do czasu ( takich westchnięć  eek ) ale mąż mówi o jakichś potach, które go czasem oblewają. Na żadne narkomańskie plastry nie da się namówić. Jego matka wylądowała w szpitalu po gumach nicorette.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:27 wysłane przez Zibi » Zapisane
KaZof
*


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 13-01-2007, pies: 08-11-2008
Wiadomości: 1.096

« Odpowiedz #10 : 21-08-2009, 17:19 »

Na żadne narkomańskie plastry nie da się namówić. Jego matka wylądowała w szpitalu po gumach nicorette.
...  msn-wink Prędzej wolałabym zażyć tabaki  biggrin
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:26 wysłane przez Zibi » Zapisane

KaZof, "Wszystko, co mnie nie złamie, wzmocni mnie"
Heniek
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 14-05-2008
Wiadomości: 853

« Odpowiedz #11 : 21-08-2009, 22:08 »

tzw. skrajni abstynenci, którzy są nieraz chyba "gorsi" od niereformowalnych pijaków

Sfera w której skrajni abstynenci mogą być gorsi od pijaków może być np. stan jelit. Ostatnio kolega mówił mi, ze jego znajomy chirurg powiedział mu, że jak operuje ludzi, którzy piją normalnie lub więcej niż normalnie to dla niego jako chirurga jest to "czysta robota", jelita są "eleganckie". Natomiast jak ten chirurg operuje całkowitych abstynentów i osoby "zdrowo się odżywiające, a zwłaszcza abstynentów" to jelita tych osób są zasyfione. Ciekawe ile jest prawdy w tej posrednie i zasłyszanej informacji. W każdym razie z niczym, nawet z "nałogiem" nie powinno się przesadzać, w żadną stronę.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:26 wysłane przez Zibi » Zapisane

Nadciąga noc komety \ Ognistych meteorów deszcz \ Nie dowiesz się z gazety \ Kto przeżyje swoją śmierć
Iza38K
« Odpowiedz #12 : 22-08-2009, 09:56 »

Heniek tyle prawdy ile w powiedzeniu - "kto pije i pali ten nie ma robali "  biggrin. A jaka jest "norma" picia "normalnego" ? W rożnych regionach Polski słyszałam o "setce spirtu"  biggrin. Ja nie testowałam.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:26 wysłane przez Zibi » Zapisane
Heniek
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 14-05-2008
Wiadomości: 853

« Odpowiedz #13 : 22-08-2009, 15:43 »

Oczywiście, że moja poprzednia wypowiedź dotyczy tylko niewielkiego fragmentu zdrowia. Co z tego, że zaawansowany pijak ma czyste jelita, skoro jego wątroba woła o pomoc... Chodzi raczej o to, aby wszystkie nasze organy, tkanki były w dobrym stanie. Na pewno nie polecam alkoholizowania się jako sposobu oczyszczania organizmu, a zwłaszcza systematycznego alkoholizowania się. Jednak jeśli ktoś dwa razy w roku nawali się jak "Działa Navarony" ;-) to nie wykluczone, że taki alkohol nie tylko nie zaszkodził jego stanowi zdrowia, ale nawet pomoże. Ludzki organizm ma mnóstwo tajemnic i ciągle potrafi nas zaskakiwać. Są ludzie którzy odżywiają się w ich mniemaniu zdrowo, piją jogurty, wzmacniają odporność, jedzą "zdrowe" pieczywo, unikają tytoniu, alkoholu, piją 2 litry albo więcej płynów m.in. pod postacią zielonych herbat, unikają "szkodliwych tłuszczów", na wszelki wypadek łykają kompleksik witaminek i minerałów. Często jednak okazuje się, że tylko pozornie prowadzili zdrowy tryb życia, a ich stan zdrowia (oraz poziom satysfakcji życiowej) jest gorszy od przeciętnego imprezowicza, który nie brzydzi się kieliszkiem, fajką oraz konkretnym tłustym jedzeniem.
« Ostatnia zmiana: 15-08-2013, 23:40 wysłane przez Ania‬ » Zapisane

Nadciąga noc komety \ Ognistych meteorów deszcz \ Nie dowiesz się z gazety \ Kto przeżyje swoją śmierć
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #14 : 22-08-2009, 22:06 »

Uważam, że jednym z błędnych paradygmatów medycyny jest teoria, która mówi, że silna wola chorego w pokonaniu uzależnienia, np. od alkoholu nie ma nic do rzeczy, odnośnie zaleczenia czy podleczenia choroby (podobne są założenia w ruchu abstynenckim, aowskim). Tłumaczy to w ten sposób, że silna wola ma znaczenie, ale od niepicia do kolejnego zapicia, a przerwy te w tzw. periodach alkoholowych, mimo silnej woli nie trwają w nieskończoność, czyli nie są: bezprzerwy. Ale nie dosyć, że nie ma utrzymania ciągłości abstynencji, to dodatkowo owe przerwy są coraz krótsze a „korki” alkoholowe coraz dłuższe. Mówi się też, że mrówka ma silną wolę i chce pokonać słonia, i mimo tego zostaje wdeptana w ziemię przez słonia, w bezpośredniej konfrontacji siłowej; bokser wagi lekkiej ma wolę, aby pokonać boksera wagi super ciężkiej, ale w konfrontacji w ringu ten drugi robi z niego żywe mięsne „bitki”.
    
Owszem zgadzam się z tą teorią - jeśli chodzi o świeżych abstynentów, o takich, którzy nie potrafią utrzymać dłuższej abstynencji, jednym słowem o wszystkich tych, którzy nie mieli szczęścia poznać najistotniejszych przyczyn rzeczy (jak utrzymać zdrowie oraz jak dojść do zdrowia sposobami niemedycznymi, i co jest przyczyną wszystkich chorób). Ale każda terapia medyczna lub paramedyczna jest li tylko po to, aby oddalić niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiej utraty zdrowia. Po oddaleniu takiego niebezpieczeństwa - należy korzystać (szukać wiedzy) z profilaktyki prozdrowotnej (wg nurtu Hipokratesa czy wg BPP).

Należy wiedzieć, że przyczyną tego rodzaju chorób nie jest niedobór terapii medycznych (psychoterapii, leków, terapii w ruchu AA, w ruchu abstynenckim), lecz toksemia organizmu i z niej wynikający nieprawidłowo funkcjonujący system odpornościowy.

Owe teorie medyczne sugerują, że pomimo silnej woli, należy jeszcze coś robić ze sobą, czyli pobierać jakąś terapię, najlepiej w grupie, żeby nie doszło do wpadki w okresie odstawienia alkoholu i nawrotu choroby z zapiciem włącznie. Być może te teorie są dobre dla tych, którzy nie mogą przestać pić, czyli nie chcą dopuścić do kaca. Albo wówczas, kiedy już przestaną i są w stanie odstawiennym. Albo nie chcą wrócić do picia, czyli usiłują wyznawać teorię na niedopuszczenie do kaca poprzez niepicie w przeddzień; no ale z tą teorią mają trochę gorzej, aby ją wypraktykować.
    
Ta teoria, po dłuższej abstynencji, wg mnie, pozwala na niedopuszczenie do kaca i powrotu do picia kontrolowanego, czyli do bycia pijakiem, a nie alkoholikiem, ale pod warunkiem, że doprowadzimy do samooczyszczania organizmu z toksyn. Wówczas nie może nami kierować „zachwaszczona” podświadomość, gdyż mamy kontrolę nad świadomością (średniego ja)i poprzez nią docieramy do czystej podświadomości (małego ja). A stąd możemy dojść nawet do nadświadomości (dużego/wielkiego ja). Wówczas już nie będziemy mieli wielkiej woli rzucenia się naprzeciw pędzącej lokomotywie, aby ją zatrzymać, a będziemy mierzyć siły na zamiary i zatrzymamy ją sposobem niesiłowym, a ponadto może nawet taki zamiar nie wystąpić. W tym przypadku może dojść do kaca, ale pijak w tym przypadku nie będzie „klinował” i kac ten będzie do przeżycia; przy czym pijący w sposób kontrolowany, raczej nie dopuszcza, aby chorować następnego dnia, chyba że tak założył wcześniej (np. żeby go dobrze przeczyściło…), ale na pewno nie będzie musiał "klinować". Jeśli nawet "sklinuje" to do takiego stopnia, że to będzie w ramach kuracji, a nie żeby się nakręcić na kontynuację picia (bycie w "korku" i na tzw. wtrysku). Pijakowi na drugi dzień alkohol z reguły nie wchodzi, to też z reguły po niego nawet nie sięga.
    
Alkoholikowi może początkowo nie wchodzić (będzie go zwracać poprzez wymioty lub/i biegunki), ale po pewnym czasie nieudanych prób - organizm go przyjmie (wchłonie się), i wówczas "korek" alkoholowy - jak znalazł. Wówczas "płynie on rynsztokiem" dalej do swojego dna alkoholowego. A najgorsze jest to, że nie może do niego dopłynąć... Tak więc alkoholik będzie leczył się alkoholem („klinował”), mimo iż organizm i jego stopień nietolerancji na alkohol osiąga apogeum i w ogóle nie przyjmuje alkoholu. Nie przeraża go to, bowiem jedyny cel jaki mu przyświeca w danym momencie to to, aby przemycić do organizmu jakieś promile. Wówczas załączają mu się tzw. psychologiczne mechanizmy obronne, a wśród nich jeden: najważniejszy, aby nie umrzeć, i - już jest powód do tego, żeby napić się alkoholu. Po pewnym czasie, jeśli mu się uda i organizm przyjmie alkohol, wówczas poprawia się samopoczucie i załącza mu się kolejny psychologiczny mechanizm obronny, taki jak: (np. racjonalizacja, intelektualizacja, przenoszenie winy na inna osobę, projekcja, itd.), czyli kolejny pretekst do dalszego picia. Jest to, jak mówi medycyna - chora choroba. Chory szuka sposobów oszukania siebie, a potem otoczenia.
    
Medycyna, oczywiście, twierdzi, że można temu zaradzić (zaleczyć) poprzez terapię w grupie, po uprzednim odwyku, zastosowaniu detoksu i dalszych terapii medycznych, ale stanowczo twierdzi, że jest to choroba nieuleczalna i że trzeba już dozgonnie leczyć, w tym i farmakologicznie.

Zauważmy tutaj, że znów się używa straszaka, że warunkiem zaleczenia jest bezwarunkowa abstynencja i odpowiednie medyczne terapie. Znałem takich, którzy byli w abstynencji około 20-25 lat. I usiłowali się sprawdzić - czy się już wyleczyli, i po spróbowaniu lampki szampana w Sylwestra - na galop kładli się profilaktycznie do szpitala na odwyk, aby teraz nie zacząć pić i dojechać do mety życia na tzw. wtrysku. Dlaczego tak się zachowali? Bo mieli zakodowany strach przez medycynę, a życie podszyte strachem to nie życie. Podobnie jest ze straszakami w leczeniu somatyki. Straszaki te jak wiemy działają odwrotnie - napędzając koniunkturę biznesową owego przemysłu chorób. Znamy jeszcze przemysł pomocniczy, czyli przemysł tzw. antycukrzycowy, antyglutenowy, itp. - jako przemysły wspierające zbrodniczy przemysł chorobotwórczy.
    
Być może - „zachwaszczona” podświadomość człowieka w tym przypadku wygrywa ze świadomością, ale przecież my wiemy (postępując wg linii profilaktyki prozdrowotnej Biosłone), że w zdrowym ciele zdrowy duch, czyli czysta soma da przełożenie na czystość psychiki, i czy wówczas nasza świadomość będzie decydować (np. o kontroli picia czy niepicia) bezwzględnego... Tak. A dlaczego będzie decydować? Dlatego, iż nie będzie miała wypaczonego zmysłu smaku, bo będzie działać racjonalnie. Już (tzw. małe ja) jest "odchwaszczone" i nie góruje nad (tzw. średnim ja) świadomością. Generalnie jest tak, że dobrze odżywiony organizm, jakby z "urzędu" – nie toleruje w ogóle/w nadmiarze alkoholu, bowiem „twardy dysk”, czyli mózg i cały organizm – tak zadecydowali. System odpornościowy funkcjonuje sprawnie, jest nieobciążony toksemią, jest homaostaza.
    
Ergo: Nie jest tak, że o stopniach tolerancji organizmu na alkohol decydują różne terapie medyczne... albo innymi słowy: przyczyną ZZA nie są deficyty terapii medycznych.

Życie podszyte strachem powoduje, że ortodoksyjni abstynenci popadają w kolejną  skrajność i się uzależniają od niepicia. Podobnie jak weganie od niejedzenia mięsa. A propos - dziś spotkałem jednego wege, z którym kiedyś polemizowałem na te tematy uzależnień oraz na tematy tzw. dietetyki religijnej. Ów wege utwierdzał mnie w przekonaniu, że czuje się świetnie a niektóre deficyty witamin uzupełnia sobie poprzez suplemntowanie się. Dziś już mnie nie rozpoznawał na ulicy i był to cień człowieka, najwyraźniej wyglądał jak po udarze - był sparaliżowany jednostronnie. A powiedz cukrzykowi, że z cukrzycy typu II można się wyleczyć, to się oburzy na ciebie i gotów cię zlinczować, bo, jak to się można rozstać ze swoim diabetologiem, kółkiem cukrzycowców, stracić rentę, dotacje, wyjazdy na Hel gratisowo... Wówczas również nie można manifestować swojego bohaterstwa, że znosi się dobrze trudy choroby nieuleczalnej; nie można też uzyskiwać dla siebie ciągłego współczucia od innych itp. "przyjemności".
  
Kiedy kilka lat temu udałem się na mityng grupy AA, aby zobaczyć, w którym miejscu jestem ze swoim indywidualnym tokiem leczenia, zauważyłem, że ich bajdurzenie przechodziło obok mnie; oni cały czas byli w punkcie wyjściowym, i ze swoją wiedzą, „dreptali” w miejscu i po omacku; byli pijani od tej skrajnej trzeźwości; zachowywali się podobnie jak niektórzy niepoprawni katolicy, którzy modląc się - zarazem grzeszą. Byli tacy, że kurczowo trzymając się abstynencji - stawali się nieznośnymi dręczycielami swoich bliskich (współuzależnionych), którzy niejednokrotnie modlili się, aby ów ortodoks czy bierny alkoholik, wreszcie napił się alkoholu i przestał ich terroryzować swoimi „mądrymi” teoriami aowskimi, abstynenckimi; żeby świat się nie kręcił tylko wkoło nich i ich „biernego” kieliszka; żeby nie wydawało im się, że są narodem wybranym a tylko dlatego, że ich choroba pokazała im, że są lepszą kategorią ludzi (poprzez poznanie układu odniesienia, po odbiciu się od „dna” alkoholowego oraz przywileju otrzymania drugiego życia). Ale to wszystko było nacechowane pierwiastkiem subiektywizmu. Dla mnie byli żałośni. A ja musiałem być taki sam, dopóki nie trafiłem na Biosłone i nie zastosowałem sztuki leczenia bez leczenia (a właściwie sztuki wyleczenia/dojścia do zdrowia bez leczenia; bo jeśli używam słowa:"leczenia", to powinienem też dodać słowo: "przyczynowego").

Od ponad 12. lat nie miałem alkoholu, papierosów w ustach. Nie ciągnie mnie do korzystania z tych używek ani w sferze biologicznej, ani psychologicznej. Używki te rzuciłem z nocy/dzień, a nadużywałem ich, tracąc nad takim postępowaniem kontrolę - przez około 16 lat. Początkowo miałem rzekome nawroty w postaci tzw. suchych kaców i innych objawów, ale ćwicząc na siłowni i czytając dużo książek popularno-naukowych w temacie uzależnień, nie powracałem do uzależnienia czynnego. Po około rocznym uczęszczaniu do klubu abstynenta i na grupy AA (dobrowolnie), choć trwałem już w abstynencji około roku, nauczyłem się prawidłowo interpretować modlitwę do Św. Franciszka. Obecnie stosuję ją z powodzeniem w praktyce, bowiem już na siłę nie przekonuje mojej żony ani nikogo z rodziny, ani nikogokolwiek do stosowania się do idei forum Biosłone. Potrafię mieć pogody ducha na tyle, abym nie musiał zmieniać tego czego nie mogę zmienić; potrafię mieć na tyle odwagi i silnej woli, abym mógł zmieniać siebie; uzyskałem na tyle mądrej wiedzy - że potrafię rozróżniać jedno od drugiego. Może nie zawsze z takim samym dobrym powodzeniem, ale potrafię - co w całości daje mi wymierne efekty w dochodzeniu do zdrowia. Zaś inni z mojego otoczenia, którzy byli oportunistami, obserwując mnie jak ja z lubością obserwuję swoją progresję w zdrowieniu - zaczynają mnie po cichu naśladować. W ten sposób - każdy - bez zbędnych emocji negatywnych - jest zadowolony.
« Ostatnia zmiana: 08-12-2011, 15:49 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #15 : 23-08-2009, 18:41 »

http://bioslone.pl/forum2/index.php?topic=625.0 Odp. nr 8.

Niektórzy chorzy, po nagłym rzuceniu palenia, zaczynają jeszcze bardziej chorować; a jeśli są pacjentami medycyny - przyspieszają sobie dzięki różnym terapiom zapadalność na choroby serca i nowotwory.
    
Mój ojciec zmarł na raka płuc, po około 8. latach - od chwili rzucenia palenia, ale moja wiedza w owym czasie też była jeszcze w "lesie" i upatrywałem ratunku dla niego w terapiach medycznych, i w zasadzie, gdyby nie ruszali guza, a następnie nie karmili ojca aspiryną (jak oni to określają: na rozrzedzenie krwi) jako antyzawałową, to ojciec nie zmarłby nagle na skutek udławienia się krwotokiem, wywołanym działaniem aspiryny. Ja i on - tyle razy zaznaczaliśmy dochtórce, że może dojść do krwotoku... Doszło do pewnego paradoksu: ojciec nie umarł na chorobę nowotworową, lecz przez nieprawidłowe działania prewencyjne lekarzy (rzekomo zapobiegające zawałowi serca).
    
U palących schizofreników, doraźnie poprawia się ich kondycja psychiczna i prawie w ogóle nie umierają na raka płuc, ale nikt im nie zagwarantuje, że porażając układ parasympatyczny, przy wypaleniu ponad 40 sztuk fajek/dzień nie umrą (np. na raka trzustki). Jedyną chyba "korzyścią" dla nich jest to, że taka ilość wypalanych fajek pozwala im na mniejszą ilość zażywanych neuroleptyków. Nie chodzi mi o jakieś doraźne w terapii wątpliwe korzyści z palenia fajek, ale o pełną i rzetelną informację w przedmiotowym temacie. Czyli napis na opakowaniu paczki papierosów a dotyczący ostrzeżenia, że palenie tytoniu może być przyczyną wielu groźnych chorób jest co najmniej nieprecyzyjny. Ja bym tam dopisał: - czasami - tak, a czasami - wręcz przeciwnie. W tym miejscu mi się przypomina skecz Tyma i Z. Merle, w którym Tym jako lekarz odradza Merle jako pacjentce korzystania z używek, ale natychmiast, po słowach krytyki korzystania z tych używek, częstuję ją w gabinecie fajkami, i prócz tego, że zaczynają palić, otwierają butelkę alkoholu, a na koniec przechodzą na (Ty) poprzez wypicie brudzia, a jak zaczęło się całowanie, to u dra nastąpiła smaka na seks, i proponuje pacjentce udanie się w ustronne miejsce, żeby nie robić tego na oczach publiki. Nie muszę przypominać, że lekarze są hipokrytami i ignorantami wiedzy o zdrowiu.
    
Nie popieram palenia tytoniu w sposób patologiczny, ale i nie popieram nagłego odstawienia nałogu tytoniowego. Lekarze zaś, jeśli chcą doradzać takiemu pacjentowi w kwestii palenia/niepalenia, powinni wiedzieć, że czasami takie rzucenie palenia, może bardziej zaszkodzić pacjentowi niż dalsze palenie.
    
Mechanizm neutralizowania egzotoksyn (np. z dymu papierosowego) poprzez antytoksyny, czyli antidotum organizmu już był omawiany, ale pragnę zaznaczyć tylko, że w zespołach odstawiennych, antytoksyna może stać się większą, groźniejszą dla zdrowia hipertoksyną niż w sposób stały dowożone pewne ilości egzotoksyn, z którymi organizm doskonale sobie radził.
  
Ja rzuciłem nagle, ale byłem jeszcze stosunkowo młodym człowiekiem i nadużywałem tej używki przez kilkanaście lat. I tak zostały skarcony, gdyż aby się pozbyć głodu nikotynowego, zacząłem znów przesadnie ćwiczyć na siłowni, gdzie po pewnym czasie posiłkowałem się odżywkami (tfu!) niby naturalnymi, które wraz z przeciążeniami ścięgien zapoczątkowały cała kaskadę kolejnych problemów zdrowotnych. Po drodze zawadzałem oczywiście o medycyny sralne (przepraszam za kolokwializm), które mi doradzały jako medycyny alternatywne/niekonwencjonalne/naturalnie, jak jeszcze bardziej humanitarnie, bo nie przez leki z apteki - walczyć z naturą. Na skutek tej wiedzy wydawało mi się wówczas, że mogę zmienić różne prawa fizyczne, prawa w przyrodzie (np. prawo grawitacji); że mogę się wyleczyć w trybie eksternistycznym; że świnia w sposób rzekomo naturalny utuczy się w 3 miesiące do 120 kg; że kobieta ciężarna nie musi czekać z rozwiązaniem swojego stanu dopiero po około 9. miesiącach, lecz np. po 5.-6. miesiącach. Bo co to jest za problem dla współczesnej nauki...
  
W związku z powyższym powinna być pełna informacja dla korzystającego z używek, a nie traktowanie go straszakami, które (jak wiemy) działają odwrotnie, aby tylko nakręcały koniunkturę biznesową lobby medyczno-farmaceutycznego.
« Ostatnia zmiana: 08-12-2011, 15:50 wysłane przez Zibi » Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #16 : 23-08-2009, 18:54 »

   Nie popieram palenia tytoniu w sposób patologiczny, ale i nie popieram nagłego odstawienia nałogu tytoniowego.
To znaczy? Co to znaczy patologiczne palenie? Ja paliłam 20 lat i odstawiłam z dnia na dzień. Przygotowywałam sie do tego psychicznie jakieś 2- 3 miesiące. Nie mam ciągu do fajek. Mój mąż palił znacznie dłużej. Nie wiem czy jest zdrowy bo to się okazuje w prosektorium a po lekarzach nie chodzimy. Nie bierze żadnych leków, nigdy nie brał, nie ma nadwagi, szanuje swoje zdrowie ( co prawda nie pije MO ale odżywia się zdrowo zgodnie z zasadami Biosłone). Wydaje mi się, że popala po 2-3 dziennie ale nie drążę tematu bo po co. Wg mnie jako wieloletniego palacza nie da się okazjonalnie palić. Albo rybka albo akwarium.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:25 wysłane przez Zibi » Zapisane
Grzegorz
« Odpowiedz #17 : 23-08-2009, 20:59 »

Wg mnie wysoka zależność między zgonami a rzucaniem palenia wynika z tego, że są to rzucenia dopiero wtedy, gdy i tak już nam śmierć w oczy zagląda (początki raka, stany przedzawałowe itp.). Czyli gdy ktoś doprowadził się do ruiny, a potem jak objawy poważnej choroby się pojawiają (strach w oczach), to nagłe rzucenie.

Odrębną sprawą jest reakcja organizmu w sensie: no w końcu jest szansa na oczyszczanie, bo nie ma już stałego dowozu trucizny. Stąd zapalenia oskrzeli i inne nie odchorowane wcześniej choroby - dlatego takie wrażenie, że jest gorzej. Ale to ten sam mechanizm, co po rozpoczęciu stosowania MO. Zatem złym wnioskiem byłoby sugerowanie, że tym starszym, mocno zaśmieconym osobom nie powinno się doradzać picia MO, bo będzie dozgonnie źle.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:25 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #18 : 24-08-2009, 09:07 »


Odrębną sprawą jest reakcja organizmu w sensie: no w końcu jest szansa na oczyszczanie, bo nie ma już stałego dowozu trucizny. Stąd zapalenia oskrzeli i inne nie odchorowane wcześniej choroby - dlatego takie wrażenie, że jest gorzej. Ale to ten sam mechanizm, co po rozpoczęciu stosowania MO. Zatem złym wnioskiem byłoby sugerowanie, że tym starszym, mocno zaśmieconym osobom nie powinno się doradzać picia MO, bo będzie dozgonnie źle.
Zgadza się! Ale o tym wiemy my na tym forum. Przeciętny zjadacz chleba broni się przed odchorowaniem tego typu objawów i w panice udaje się do konowała, dla którego zwykły kaszel, katar - to już patologia. A dalej to już łatwo się domyślić, co się będzie działo...
« Ostatnia zmiana: 07-12-2011, 18:59 wysłane przez Zibi » Zapisane
Zbigniew Osiewała (Zibi)
« Odpowiedz #19 : 28-08-2009, 17:27 »

   Nie popieram palenia tytoniu w sposób patologiczny, ale i nie popieram nagłego odstawienia nałogu tytoniowego.
To znaczy? Co to znaczy patologiczne palenie?
Palenie, które truje siebie i otoczenie.
« Ostatnia zmiana: 12-07-2010, 15:17 wysłane przez Zibi » Zapisane
Strony: [1] 2 3 ... 8   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!