Niemedyczne forum zdrowia
19-04-2024, 06:28 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.
Czy dotarł do Ciebie email aktywacyjny?

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Sklep Biosłone --> wejdź
 
   Strona główna   Pomoc Regulamin Szukaj Zaloguj się Rejestracja  
Strony: [1] 2 3 4   Do dołu
  Drukuj  
Autor Wątek: Sceptycy Nurtu Hipokratesa  (Przeczytany 48485 razy)
Lilijka
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 47
MO: 22.09.2009
Wiadomości: 371

« : 26-09-2009, 14:52 »

Jestem zupełnie początkująca, jednak zafascynowana. Mam problemy zdrowotne, które zawarłam w wątkach: http://bioslone.pl/forum/index.php?topic=7787.0  oraz "Zaburzenia Hormonalne a MO".

Wszystkie rady, spostrzeżenia, suche fakty i argumenty logiczne, którymi posługuje się Mistrz - zgadzają się w 100%, jeżeli chodzi o mój organizm.

Chciałabym do Zdrowia przekonać również mojego męża, który popełnia masę błędów - między innymi wierząc lekarzom. Prowadzimy różne dyskusje i oto Jego główne zarzuty, na które nie do końca mogę znaleźć (przynajmniej teraz) kontrargumentów:

1. Jeżeli to jest tak, jak mówi Mistrz - i jest to takie proste - to dlaczego w ogóle to nie jest znane i rozpowszechnione, a sam Mistrz nie ma np. nagrody Nobla? (argumenty, że przemysł medyczny jest drugi po wojennym itp., i że Mistrz nie jest przyjmowany w audycjach i drukowany w powszechnych gazetach ze względu np. na reklamy leków On uważa za śmieszne - teorie spiskowe do Niego nie przemawiają).

2. Jeżeli dynia rośnie w zatrutym środowisku, to jakim prawem pestki dyni nie są zatrute?

Będę wdzięczna za podpowiedź jak Go pokonać w dyskusji, a przede wszystkim - jak zniszczyć Jego wiarę w leczenie objawowe.
« Ostatnia zmiana: 14-01-2016, 20:43 wysłane przez Gloria » Zapisane
Grzegorz
« Odpowiedz #1 : 26-09-2009, 15:23 »

Cytat
2. Jezeli dynia rosnie z zatrutym srodowisku- jakim prawem pestki dyni nie sa zatrute?
Nikt nie twierdzi, że nie są, ale chodzi o poziom zatrucia - jeśli nie jest większy, niż w innym pożywieniu, to chyba nie ma się co zagłębiać w to. Liczy się stosunek zysków do strat z wykorzystania danego składnika pokarmu.

A jakim prawem one kiełkują i rosną z nich kolejne dynie? To też jakaś odpowiedź.
Zapisane
Laokoon
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
Wiek: 44
MO: 01-08-2008, z przerwami
Wiedza:
Skąd: pomorskie
Wiadomości: 2.510

« Odpowiedz #2 : 26-09-2009, 15:39 »

Cytat
1. jeżeli to jest tak jak mówi Mistrz- i jest to takie proste- dlaczego w ogóle to nie jest znane i rozpowszechnione a sam Mistrz nie ma np. nagrody Nobla?

Niech wymieni z pamięci wszystkich noblistów i jeszcze do tego ich życiorysy. Takimi kategoriami niestety myślą "wykształciuchy".
Jeżeli o mnie chodzi to mało mnie obchodzą noble i inne nagrody, ja potrzebowałem pomocy. I co z tego że ktoś ma nagrodę nobla? Ale jeżeli już to proszę go ainteresować np. noblistą Linusem Paulingiem i jego podejściem do zdrowia.

Cytat
2. Jezeli dynia rosnie z zatrutym srodowisku- jakim prawem pestki dyni nie sa zatrute?

Ale w czym jest problem? To pytanie jest dosłowne czy ma obrazować coś innego?

Cytat
Bede wdzieczna za podpowiedz- jak Go pokonac w dyskusji a przede wszystkim zniszczyc Jego wiare w leczenie objawowe.

Najlepiej w ogóle nie pokonywać w dyskusji tylko robić swoje. Zdrowie, energia i działanie będą mówiły same za siebie.
Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #3 : 26-09-2009, 17:24 »

Lilijka, ja mam gorszy orzech do zgryzienia. Mój mąż nie wierzy lekarzom, nie chadza do nich (ma niemal 50 lat), nie je supli, odżywia się zdrowo - ale na MO za "Chiny Ludowe" nie potrafię go namówić. Pilnuje, aby rano syn wypił MO (dziewczyny same wiedzą już o co chodzi), pilnuje, aby pił KB, rozumie dietę... ale niestety. Myślę, że kluczem byłaby lektura książek, ale niestety - wieczny brak czasu (a chyba ochoty). Jest mi przykro, że jest taki uparty (a może i przekorny)... jednak uważam, że każdy ma prawo do takich decyzji i nie mam prawa wchodzić w jego "wewnętrzną przestrzeń" z buciorami. Pozostało mi czekać...

PS. Dynie raczej nie kumulują metali ciężkich. Natomiast jak są nawożone, to na pewno nie są "cacy". Tyle, że co z tego?  A gdzie teraz na ziemskim globie nie ma skażonej żywności? Po to mamy MO, aby niwelować negatywne skutki cywilizacji.
« Ostatnia zmiana: 03-12-2009, 12:33 wysłane przez Solan » Zapisane
Piotr
***


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: nie stosuję
Wiedza:
Wiadomości: 1.357

« Odpowiedz #4 : 26-09-2009, 18:42 »

1. jeżeli to jest tak jak mówi Mistrz- i jest to takie proste- dlaczego w ogóle to nie jest znane i rozpowszechnione a sam Mistrz nie ma np. nagrody Nobla? ( argumenty, że przemysł medyczny jest drugi po wojennym itp- że Mistrz nie jest przyjmowany w audycjach i drukowany w poszechnyc gazetach ze wzgledu np. na reklamy lekow- On uwaza za smieszne (teorie spiskowe do Niego nie przemawiaja).

Tu akurat sprawa jest prosta. Obecnie o tym czym są leczeni pacjenci decydują ekonomiści:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Farmakoekonomika
Produkuje się tylko te lekarstwa, na których można zarobić. Na miksturze albo odchorowywaniu chorób nikt by nie zarobił.
Zapisane
Iza38K
« Odpowiedz #5 : 26-09-2009, 18:48 »

Niech Twój mąż ściągnie klapy z oczu i się rozejrzy. Gdzie on widzi zdrowych ludzi? Emeryci zostawiają emerytury w aptekach. Moja mama nie ale ma żylaki i cierpi. Nie znam "flei" dożywającej 90-tki. Chyba, że jest "starej daty" - Twój mąż niech na to nie liczy. Na raka każdy z nas może zachorować. Mamy tego świadomość. Mamy również świadomość ,że z MO zmniejszamy ryzyko. To jest profilaktyka.
Zapisane
Lilijka
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 47
MO: 22.09.2009
Wiadomości: 371

« Odpowiedz #6 : 26-09-2009, 18:52 »

Tak masz racje Iza -kokretne przyklady to osoby bardzo starej daty... Ale z drugiej strony znasz jakiegos 90 latka przez lata praktykujacego MO itp- a zdrowego?  Pozdrawiam.
Zapisane
Mistrz
*


Offline Offline

Płeć: Mężczyzna
MO: 05.03.2000 – 2070
Skąd: Hogwart
Wiadomości: 10.596

WWW
« Odpowiedz #7 : 26-09-2009, 19:00 »

Proszę nie witać się na początku każdego postu, a na końcu żegnać. Zamiast tego mogłaby Pani zdanie rozpoczynać od mnie, zamiast mi, a także używać polskich znaków.

Cytat
Mi jednak chodzi o genetyke - ktora czesto posluguje sie moj Maz- twierdzac ze ten kto ma genach zapisane, ze zachoruje na raka- to niewiadomo co by robil lacznie z MO itp- to i tak zachoruje- a ten kto ma mocny organizm (genetycznie a nie wskutek swojego postepowania) to moze go atakowac ze wszystkich stron- a i tak dozyje spokojnie i zdrowo dlugich lat.
Niemalże co tydzień ktoś wygrywa w totolotka, ale czy to oznacza, że w ogóle nie warto się starać o swoje finanse, tylko grać w totolotka? A wszak ze zdrowiem jest jak ze wszystkim - jak dbasz, tak masz.
« Ostatnia zmiana: 26-09-2009, 19:56 wysłane przez Grażyna » Zapisane

Jeśli nie wiesz nic, dasz sobie wmówić wszystko
Lilijka
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 47
MO: 22.09.2009
Wiadomości: 371

« Odpowiedz #8 : 26-09-2009, 19:52 »

Przepraszam najmocniej. Jestem całkowicie początkująca- otwarta na wszelkie wskazówki, sugestie a także słowa krytyki. Do wymagań i względów technicznych - naturalnie się dostosuję. Oczywiście nic mnie nie usprawiedliwia- jednakże słowem wytłumaczenia dodam,że od 13 lat mieszkam na stałe za granicą i czasami mam kłopoty z polską gramatyką zwłaszcza w słowie pisanym na wyższym poziomie. Jednakże cieszę się, że mam motywację do poprawnego pisania.
Zapisane
Grzegorz
« Odpowiedz #9 : 28-09-2009, 17:22 »

Cytat
Choroby genetyczne, które nie występują od urodzenia to wymysł medycyny, aby móc straszyć ludzi i aby stosowali profilaktykę w ujęciu medycznym – czyli wczesne leczenie.
Choroby powielane w rodzinie a które medycyna nazywa genetycznymi to choroby wynikające z tego, że dziedziczymy po rodzicach sposób zarządzania toksynami i budowę tkanek (jedne mocniejsze a drugie słabsze.
Czyli jeżeli będziemy tak samo zaśmiecali organizm jak nasi rodzice to efekt będzie taki, że organizm zarządza tymi toksynami w taki sam sposób jak u rodziców. Odkłada je w miejscach podatnych na kumulacje toksyn oraz upośledzane są te same procesy. To w konsekwencji powoduje, że i rodzice i dzieci chorują na te same choroby.
Czyli nie ma chorób genetycznych, które pojawiają się w jakimś okresie życia, tylko zachowanie powielane przez dzieci po rodzicach powoduje, że organizmy dzieci w taki sam sposób przerabiają toksyny i powstają takie same patologie.
Wystarczy nie dopuścić do kumulacji toksyn to wtedy nie ma czegoś takiego jak choroba dziedziczona.
Medycyna woli podchodzić do tego w inny sposób, bo łatwiej na tym zarobić, a każdy głupi człowiek łatwiej w to uwierzy.
Ten fragment jest tak czytelny, że warto go skopiować do archiwum wiedzy!
Zapisane
Iris
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: obecnie nie stosuję
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 52

« Odpowiedz #10 : 30-09-2009, 08:21 »

Lilijko, mój mąż równiez należy do owych "sceptyków", nic nie pomaga tłumaczenia, przekonywania, na czytanie ksiązek nie dał się namówić, wszystko ma za nic. Jego koronny argument to: "to co wszyscy są głupi a ty taka mądra wszystkie rozumy pozjadałaś...". Musze dodać, że z naszego otoczenia nie ma żadnej osoby, którą udało mi się przekonać (widać jestem nieskuteczna  thumbdown ) Nie przekonuje go,  ani członków naszej rodziny, nawet to, że u mnie i syna wiele rzeczy idzie ku dobremu, oni tego nie widzą, maja jakby klapki na oczach. Mąż łyka od wielu lat codziennie leki i ... nie ma objawów, no to o co chodzi przecież jest mu lepiej. Jak tylko nadarzy się okazja, zaczynam swoją przemowę, argumenty czerpię z wiedzy uzyskanej z ksiązek i na forum, które czytam w każdej wolnej chwili, ponieaż czasu mam niewiele nie czytam nic innego (mąż twierdzi, że ześwirowałam). Przyznam, że relacje między nami znacznie się pogorszyły, na czym traci dziecko, ale ... walczę już nie dla męża (ma przecież swój rozum) najgorsze jest to, że przeszkadza mi we wprowadzeniu na drogę zdrowia naszego syna i tu nie popuszczę. Blokuje mi wszystko, MO, koktajle, nie podawanie leków, o diecie prozdrowotnej nie ma mowy, blokuje odstawienie słodyczy, nabiału, glutenu. To wszystko to wielka walka, gehenna. Zatem, aby nie tworzyć dziecku piekła w domu muszę działać małymi kroczkami, co powoduje, że efekty przychodzą bardzo powoli, i nie mogę go tymi  efektami przekonać, zamknięte koło. Ale nie mogę sie poddać, musze wszysko robic bardzo rozważnie. U męża nigdy nie wystąpiło załamanie zdrowia, bardzo złe samopoczucie, no i nie mamy nikogo "namacalnego" (nie wirtualnego tzn. z forum) kto stosowałby zasady drogi do zdrowia.
Przez ten post chcę Ci powiedzieć, próbuj po swojemu, ale nie na siłę.
Proszę też forumowiczów o podpowiedzi jak przekonują sceptycznych bliskich
Zapisane
Stańczyk
« Odpowiedz #11 : 30-09-2009, 08:37 »

Jak tylko nadarzy się okazja, zaczynam swoją przemowę,(...)
(mąż twierdzi, że ześwirowałam).
Przyznam, że relacje między nami znacznie się pogorszyły,(...)
przeszkadza mi we wprowadzeniu na drogę zdrowia naszego syna i tu nie popuszczę.
Proszę też forumowiczów o podpowiedzi jak przekonują sceptycznych bliskich
Powiem ci tak: jesteś na najlepszej drodze do rozbicia małżeństwa. Chcesz tego?
Wyluzuj, nie walcz z mężem. Delikatnie dotrzyj do syna (nie piszesz ile ma lat), aby sam chciał pić chociaż MO.
Dbaj o zdrowie. Czas pokaże, kto miał rację
Zapisane
Iris
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: obecnie nie stosuję
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 52

« Odpowiedz #12 : 30-09-2009, 08:50 »

Stańczyku, masz rację już to zauważyłam, i odpuszczam. Ja sama z siebie nie podejmuję tematu. Ale gdy jest problem, np. choroba syna to mąż potrafił wziąć dziecko do lekarza i podać mu antybiotyk, bo ja leżałam akurat chora i nie zawalczyłam. Syn ma 4 lata i pewne rzeczy już mu mogę wytłumaczyć (ale nie wytłumacze mu, że jak tata poda lek to żle). MO podaję znów po długiej przerwie, bo musiałam odpuścic ze względu na długotrwałe efekty oczyszcznia i ciągłe sprzeczki  z mężem, podaję też koktajle, syn raczej nie robi wstrętów, ale mąż wiecznie przy nim porusza temat, że nie powinnam tego podawać, a najmniejszy ból brzucha u dziecka jest efektem " moich eksperymentów". To nie ja poruszam temat i namawiam, ja tylko robie swoje a mąż porusza temat, że nie powinnam. Diet żadnych u syna nie stosuję, bo byłaby bitwa w domu. Nawet słodycze mąż podaje dziecku a jak ja sie odezwę to jest sprzeczka. Udało się pójść na kompromis, że podaję je tak rzadko jak tylko możliwe. A i nabiał je tylko w przedszkolu.
Cytat:
Dbaj o zdrowie. Czas pokaże, kto miał rację

Oby, choć mąż twierdzi że syn jest przecież zdrowy...
Zapisane
Stańczyk
« Odpowiedz #13 : 30-09-2009, 09:02 »

Wiem, nie jest łatwo. Nie ma chyba dwojga ludzi na świecie, którzy zgadzaliby się we wszystkim. Ty i twój mąż diametralnie różnicie się w kwestii zdrowia. Nic na to nie poradzisz, chociaż serce ci pęka zapewne, gdy mąż faszeruje syna antybiotykami. Bądź dobrej myśli. Syn podrośnie, coraz więcej będzie rozumiał, więc dotrzeć do niego będzie łatwiej. Mąż zacznie mieć za chwilę problemy zdrowotne (nie życzę tego, ale takie są prawa natury), to będziesz mogła użyć tego jako argumentu w rozmowie z synem. Ale nie z mężem! Mężowi daj spokój. Ja nie znoszę, gdy żona mnie na siłę uszczęśliwia. Jestem wtedy uparty i złośliwy. Nie zrób tego błędu.
Iris, głowa do góry.
Zapisane
Iris
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: obecnie nie stosuję
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 52

« Odpowiedz #14 : 30-09-2009, 09:20 »

Cytat:
Mąż zacznie mieć za chwilę problemy zdrowotne (nie życzę tego, ale takie są prawa natury)

Mąż ma już problemy zdrowotne, ale "leki" objawowe "pomagają". Być może nigdy nie zrozumie ale zostaje mi jeszcze droga dotarcia do syna
Cytat:
Syn podrośnie, coraz więcej będzie rozumiał, więc dotrzeć do niego będzie łatwiej
Cytat
to będziesz mogła użyć tego jako argumentu w rozmowie z synem

Cytat
Mężowi daj spokój. Ja nie znoszę, gdy żona mnie na siłę uszczęśliwia. Jestem wtedy uparty i złośliwy. Nie zrób tego błędu.

Masz racje często tak to działa. Dzięki za te słowa. Spojrzenie z drugiej strony...
Zapisane
Stańczyk
« Odpowiedz #15 : 30-09-2009, 09:28 »

Spójrz na to jeszcze tak:
gdybyś nie zetknęła się z MO, to całą rodziną pogrążeni bylibyście w tym myśleniu i działaniu medycznym. A teraz jeden (jedna) z rodziny już idzie ku zdrowiu. Za chwilę drugi a potem może trzeci...
Zapisane
Martucha
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
Wiek: 47
MO: 15-09-2008; Mężyk 14-09-2009
Skąd: Łódź
Wiadomości: 44

« Odpowiedz #16 : 30-09-2009, 09:32 »

Mój mąż też był bardzo sceptycznie nastawiony do MO i tego całego "nieleczenia". Mówił, że jak chcę to mogę eksperymentować na sobie ale na dziecku nie pozwoli, bo jest za mały (ma teraz 20 miesięcy). Ale ja się nie poddawałam, drążyłam temat zdrowego odżywiania. Starałam się przy każdej okazji mówić co się powinno jeść a czego nie, dlaczego mleko jest niezdrowe a masło to wręcz przeciwnie. Tłumaczyłam jak dziecku dlaczego chorób nie należy leczyć, a jedynie odchorować.
Zajęło mi to prawie rok i mąż zaczął pić MO! A nasze dziecko od tygodnia kicha i kaszle a mój mąż tłumaczy swojej mamie że tak musi być i dziecko w ten sposób się oczyszcza.
Moim sposobem przekonania męża była metoda małych kroczków i nic na siłę. I trzeba być pewnym tego co się mówi, jakby to było coś oczywistego.
Zapisane
Iris
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: obecnie nie stosuję
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 52

« Odpowiedz #17 : 30-09-2009, 10:29 »

Martucho, u mnie początkowo było podobnie, nie rzuciłam sie bez pamięci na wszystko na raz, najpierw stosowałam u siebie, potem stopniowo wprowadzałam u syna MO, robiłam przerwy, tłumaczyłam, prosiłam by sam przeczytał książki, nie stosowałam diet ... nie ma powodu twierdzić, że ześwirowałam. Mój syn poza tym był przez pewien czas pilnowany przez teściową, oboje stworzyli koalicję "anty", każda choroba mojego syna (a były częste, bo zaczął chodzić do przedszkola) to było podwójne tłumaczenie. Ale mąż nie może przebić tej bariery, że większość tzn. wszyscy robią inaczej tzn. dobrze, no i łatwiej jest usiąść przed telewizorem z piwkiem i obejrzeć durny program niż czytać ksiązki i forum zwłaszcza jak się nic nie czyta... Chcę podkreślić, że nie oceniam męża, każdy ma prawo do swego zdania, ale po urodzeniu wyrządziliśmy synowi wielką krzywdę przez to, że dopuściliśmy do szczepienia, "leczenia", potem były ogromne problemy, teraz wiem, skąd sie wzięły. Tłumaczę. Na samą myśl, o tym co było płaczę bo ledwie wyprowadziliśmy syna na prostą, ale on tego nie widzi, dla mnie to ewidentne. To jest jak bariera mentalna. Dwa światy.
Zapisane
Klara
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: 17.07.2009.
Skąd: łódzkie
Wiadomości: 101

« Odpowiedz #18 : 30-09-2009, 10:56 »

Bardzo dobrze rozumiem Iris. Mieszkam z mężem i dorosłym synem (34 lata). Obydwaj są stuprocentowymi pacjentami. Mąż ma zaawansowaną wieńcówkę, wszczepione stenty i bierze ogromne ilości leków. Co prawda zaczął pić MO ale leki nadal bierze i nie zamierza zrezygnować. Jego stan zdrowia jest faktycznie kiepski, ale niezależnie od tego zawsze był hipochondrykiem i, odkąd go znam, zawsze brał duże ilości leków przeciwbólowych z byle powodu.

Syn 7 lat temu miał wypadek przy pracy polegający na zmiażdżeniu nogi. Lekarze ze Szpitala Dzieciątka Jezus w Warszawie zrobili kawał dobrej roboty i ocalili mu tę nogę mimo, że zanosiło się na amputację, a właściwie to na wyłuskanie ze stawu biodrowego. Dziś, dzięki dobremu rehabilitantowi chodzi o własnych siłach i nawet niewiele utyka. Do czego jednak zmierzam: otóż mój syn nie przyjął do wiadomości, że zarówno sam wypadek, jaki i póżniejsze leczenie poważnie nadszarpnęły jego ogólne zdrowie. Uważał, że oprócz uszkodzonej nogi wszystko jest w porządku. W efekcie dopuścił do dużej nadwagi, a niedawno okazało się, że ma cukrzycę.

Wiele razy próbowałam tłumaczyć mu zasady dbałości o zdrowie, niestety nic nie wskórałam, usłyszałam tylko wiele przykrych rzeczy np. że jestem nawiedzoną sekciarą, że lekarze wiedzą lepiej bo przecież kończyli medycynę i takie tam...Dałam więc sobie spokój, ograniczam się tylko do gotowania dla niego obiadów zgodnych z dietą cukrzycową. Przykro jest jednak patrzeć jak własne dziecko rujnuje sobie zdrowie i nie można mu pomóc.
Zapisane
Iris
***


Offline Offline

Płeć: Kobieta
MO: obecnie nie stosuję
Skąd: Wrocław
Wiadomości: 52

« Odpowiedz #19 : 30-09-2009, 11:18 »

Cytat;
Przykro jest jednak patrzeć jak własne dziecko rujnuje sobie zdrowie i nie można mu pomóc.

Właśnie, ja mam jeszcze szanse wszczepić (!) nie wszczepić,  pokazać synowi pewną drogę, dobrą drogę, zależałoby mi na tym, aby mąż mi pomógł, ale puki co chciałabym tylko, aby poprostu nie przeszkadzał, dlatego "nie chcę dać sobie spokoju" ale widze już, po rozmowach jakie przeprowadzamy, że może to doprowadzić do czegoś złego... więc mam duży dylemat
Zapisane
Strony: [1] 2 3 4   Do góry
  Drukuj  
 
Skocz do:  

Działa na MySQL Działa na PHP Powered by SMF 1.1.21 | SMF © 2006-2008, Simple Machines
Design by jpacs29 | Mapa strony
Prawidłowy XHTML 1.0! Prawidłowy CSS!