I etap DP trwa
Ogólnie czuję się całkiem całkiem, nie odczuwam jakichś szczególnych spadków cukru i głodu takiego na słodkie. Zmniejszyłem zdecydowanie ilość posiłków i wydłużyłem przerwy między nimi. Jem " normalnie" tzn. - śniadanie, drugie śniadanie, obiad, kolacja. Niegdyś, ćwicząc na siłowni było to 5-6 posiłków + owoce, batoniki proteinowe i inne dodatki. No i przerwy były tak co 3-3,5h max między posiłkami. Teraz już wytrzymuję 4h i dłużej i to przy znacznym zmniejszeniu objętościowym posiłków. Wiem, że mówił Pan mi o tym, żeby jeść jak niemowlę, czyli po prostu kiedy odczuwa się głód, ale celowo wydłużam te przerwy między posiłkami, przegładzając się przy tym troszkę. Jadłem kiedyś "tony" jedzenia i każdy posiłek był objętościowo (ilościowo) bardzo, ale to bardzo konkretny. Wiem, że normalnie człowiek je mniej i dlatego celowo obcinam ilość i wielkość posiłków.
Na tą chwilę najbardziej konkretnie wygląda u mnie śniadanie. Jest to prawie zawsze jajecznica z pięciu jajek. Ostatnio na boczku i cebulce, a czasem ze skwarkami i szczypiorkiem. Staram się dawać dużą ilość smalcu, na którym ją przyrządzam. Jest to póki co dla mnie nowość i przyzwyczajam się do tego, że tłuszcze zwierzęce są nieszkodliwe. Wiadomo, że żywienie kulturystyczne było inne - chude mięso z kurczaka a jak smażone to najlepiej na sprayu w puszce.
Pozostałe trzy posiłki to mięso zrównoważone surówkami + kasza jaglana + 2 łyżki stołowe oliwy/smalec. Od początku I etapu DP nawet chyba częściej udało mi się zjeść 3 posiłki zamiast 4
Kaszy daję niedużo na tym 1 etapie, porównując do przeszłości. Daję tak 3 czubate łyżki stołowe, myślę że w ciągu dnia to nawet nie wychodzi paczka 100 gramowa. A kiedyś - 3,5 -4 paczki ryżu to na miękko wchodziło do żołądka ( 350 - 400g).
Oczywiście do tego piję jeden raz dziennie koktajl błonnikowy warzywny. Powiem szczerze, że nie jest to może dla mnie ambrozja, aczkolwiek po wypiciu czuję satysfakcję z tego. Wczoraj "wyczaiłem", że nawet nawet smakuje mi koktajl składający się ze stałego zestawu pestek + kawałek ogórka zielonego większy + kawałek mniejszy selera.
Troszkę wyszedł łagodny, więc dodałem soli. Pokombinuje coś jeszcze z tym zestawem startowym jakim jest ogórek z selerem. Robiłem wcześniej większe "mixy" tj. kawałek buraka czerwonego + kawałek marchwi + kawałek selera + kawałek ogórka kiszonego. Powiem szczerze, że to było chyba przekombinowane i w moje gusta średnio trafiało, a nawet i nie trafiało.
Z racji, że piję jeden raz dziennie KB, to dawałem całą łyżkę stołową ostroseptu, ale wczoraj wsypałem normalną małą łyżeczkę. Może to dlatego tak mi smakował ten KB, bo ten ostrosept dawał gorycz. Nie wiem.
Surówki to zazwyczaj marchew, cebula, kapusta kiszona czy kiszone ogórki, kapusta pekińska. Ogólnie zastanawiałem się nad uczuciem niestrawności, jak to jest? Czy ja dobrze rozumuję, że po prostu to się czuje jakby ci coś siedziało w tym żołądku i nie chciało się strawić, takie obciążenie ? Bo czułem coś takiego ostatnio po KB i już się bałem, że jakieś surowe warzywko mi nie leży. Moje wątpliwości rozwiało ostatnio takie samo uczucie po normalnym obiadowym posiłku. Widocznie to normalne przy moim stanie, chociaż ciekaw jestem jednej rzeczy. Pan Józef Słonecki pisał o blanszowaniu warzyw i następnie podawaniu ich w takich zestawieniach z surowymi, aż w końcu dojdzie się do tego 100 procent, w którym można jeść same surowe warzywa. Mnie ciekawi czy np. jeśli ktoś ma niestrawność to czy można ją, że tak powiem przeboleć, czyli przeczekać i jeść normalnie aż się człowiek przyzwyczai. Jeśli nawet to uczucie, które ja miałem to była niestrawność, to powiem szczerze, że nie straszne mi to zjawisko jest.
Aktualnie spożywam przede wszystkim wieprzowinę, ponieważ rodzice zakupili całego świniaka. Uważam że to jest "mega" postęp bo wcześniej w moim jadłospisie górowały kurczaki. Wiem, że może to zabrzmi autorytarnie, ale muszę przyzwyczaić rodziców to przyrządzania różnorodnych potraw. To znaczy, ewidentnie brakuje mi w moim odżywianiu ryb. Wiem, że jak mi przyrządzają w domu obiady to raz jest to karkówka, raz łopatka czy coś innego, ale jak już trzymamy się świniaka to nie możemy go odpuścić. To mi się nie podoba. Czytałem gdzieś na forum, że jedząc cały czas to samo mięso, dostarczamy te same toksyny, dlatego należy zmieniać.
Czego mi brakuje w diecie? Z pewnością mógłbym powiedzieć, że wszystkiego co jest zakazane. Zawsze mi było tego brak, nawet jak trzymałem rygor ze względu na siłownię, a nie nasze forum. Z ochotą wypiłbym kawkę rozpuszczalną latte karmelowe czy zjadł "głupią" kajzerkę, ale wiem, że robię to w jakimś celu. Tak jak powiedział pan Słonecki, że zdrowie jest to możliwość robienia rzeczy niezdrowych. Piękne zdanie, dlatego na pewno diety nie odpuszczę. Silną wolę mam i motywację również.
Swoją drogą jak już mówiłem o tym mięsie. Jak jem taką karkówkę to brakuje mnie w niej do smaku jakiegoś sosiku, ale mam na myśli takiego dobrego dozwolonego na diecie. Macie jakieś pomysły na takie sosy, nawet i czosnkowe ?
Jedną z rzeczy bardziej demotywujących dla mnie z pewnością, są kamienie migdałowe i spływanie tej wydzieliny. W ogóle między tym jest jakaś zależność, jak odchrząknę to świństwo to jakby wydzieliny było mniej, albo może sobie wkręcam, bo jestem zadowolony, że wyplułem to z gardła. Nie wiem.
Wiem, że jak odżywiałem się beznadziejnie i jadłem same zakazane rzeczy tj. 2 kanapki na śniadanie, cyniminis płatki na obiad itp. to problem był 5 x większy. Budziłem się zawsze rano z takim niesmakiem w buzi, straszne to dla mnie było. Ogólnie to był ten okres gdzie mieszkałem sam, ja chłopak po przejściach z nerwicą. I to był dla mnie również straszny okres pod względem psychiki. Nie zapomnę jak jeździłem w obcym mieście autobusem i dusiło mnie w gardle, męczyła ta nerwica natręctw itp., a wracając na weekendy do domu zapłakany nie potrafiłem zjeść śniadania bo myślałem, że staje mi w gardle, heh. Jak dobrze, że takie smutne schematy już za mną!
Teraz niesmak się pojawia, ale w porównaniu z tym co było to i tak b. mało. Po tym etapie smutnym dla mnie, uświadomiłem sobie, że jak jem więcej cukrów to problem się nasila. Toteż zacząłem się wystrzegać tego, nie znając wtedy jeszcze forum. I faktycznie po części wtedy siłownia była dla mnie błogosławieństwem i zmieniając odżywianie naprawdę te problemy się poprawiły. Jedyny fakt jest dla mnie zastanawiający, że był okres, w którym spożywałem duże ilości gainerów tj. odżywek węglowodanowo-białkowych, które miały dużo cukru. I mimo, że spożywałem te odżywki z dużą ilością cukrów to jakby problemu nie było. W sensie, że nie potwierdzało to regułę, że jak jem więcej cukru to jest gorzej. Dziwne, nie rozumiem. Może wtedy moja fascynacja siłownią była tak duża, że te endorfiny nie pozwalały mi myśleć o tych problemach i było dobrze. Nie mniej jednak puszczałem takie gazy po tym jedzeniu, że musieli przeze mnie wietrzyć dom ;OOO Owsianka z rana + twarogi na noc to była mieszanka wybuchowa dla mojego żołądka.
Także te twory na migdałach są dla mnie zagadką. Cały czas nie wiem jaki wpływ ma u mnie psychika na to wszystko, chociaż wiem, że miałem się nad tym nie zastanawiać. Ma ktoś z forum te kamienie migdałowe ? Bo o ciągnącej wydzielinie zatok to już czytałem, że nie jedna osoba ma. Kupiłem zakraplacz do nosa, ale zapomniałem o tym, że plastikowy jest aaaaj
Także te problemy gardłowe są dla mnie nie fajne. Problemy żołądkowe na zmianie odżywiania są naprawdę rzadko. Pozostaje kwestia tego trądziku, ale widzę że to co było kiedyś a teraz to i tak pikuś
Tak jak już wcześniej wspominałem, jeśli chodzi o kwestie odżywiania to mogę się powstrzymać i wytłumaczyć pewne rzeczy sobie, że to mi służy czy też nie i nie mogę tego jeść. Brakuje mi jedynie "zajawki"! Czuję się "jak wyschnięty kwiat", że nic ze sobą nie robię i że nie staję się w czymś z dnia na dzień lepszy. Mówię tu oczywiście o sporcie, bo o zdrowiu wiem, że jest poprawa z dnia na dzień.
Wiem, że ustaliłem, że póki co będę prowadził umiarkowany wysiłek fizyczny. Jak skończę I etap DP to zacznę sobie o ćwiczeń na kręgosłup. Pan mówił mi, że może to nawet być aerobiczna 6 weidera. Czemu by nie. Do tego na pewno będę rozciągał sobie nogi, jak się uda to i do szpagatu. Do tego kilka skłonów, przysiadów, czy pompek. Nie dla sylwetki, bo z tym się już prawie pogodziłem, że poszło 3,5 roku się....
Wiem i jestem tego świadom, że siłownia była najbardziej destrukcyjnym sportem jaki sobie mogłem wybrać. Właśnie ze względu na to jedzenie, które musiało być pod nią podporządkowane. Chciałbym naprawdę za te kilka miesięcy, czerwiec czy lipiec zapisać się na coś. I interesuje mnie jak to jest ze zdrowieniem, w przypadku gdy będę się odżywiał tak jak powinienem, w pełni z ideą Biosłone, ale będę uprawiał sport, na którym najzwyczajniej w świecie człowiek się męczy. Dajmy na to, że zapisałbym się na kickboxing. Nikt nie musi mówić mi, że uderzenia w twarz i po głowie są nie zdrowie. W pełni to rozumiem, nie muszę iść od razu na ring. Robiłbym to dla siebie, by stawać się w czymś lepszym, a w razie co umiejętności przydałyby się może na ulicy. Nie to żebym chciał kogoś zaczepiać i pokazywać co to nie ja, tylko naprawdę wieczorami bywa niebezpiecznie. Siłownia dawała mi tą pewność siebie, że się nie bałem. Może i złudną, bo bym mógł się na tym przejechać, ale zawsze pewność siebie. Mam kobietę, którą chciałbym umieć obronić, jeśli by zaszła taka potrzeba.
Oczywiste było, że jak ćwiczyłem na siłowni to moje odżywianie niby biosłonejskie było tak naprawdę nie takie jak powinno. Inne sporty nie wymagają tego ode mnie że będę jadł codziennie tyle i tyle tego i tego. Jedyny fakt jest taki, że treningi, załóżmy boksu czy czegokolwiek, są męczące. To jest rozgrzewka różna, jakieś pajacyki, "dżampingi" itp., później trening właściwy - nauka uderzeń, szybkości czy techniki, a na koniec do zmęczenia pompki brzuszki itp.
Wiem jak to jest bo rozmawiałem ze znajomymi. Ja lubię zmęczenie i nie boję się go, tylko wiem, że to ma wpływ wybitnie odchudzający i wtedy wiązałoby się to z jakimś konkretniejszym posiłkiem po treningu , ale wiem, że pomógłby mi Pan to ogarnąć.
U mnie, tak jak mówiłem pasja odciąga mnie od "demonów" ( przeczytałem, że Pani Grażynka pisała o aniołach kiedyś
), nie myślę o kamieniach na migdałach czy spływającej wydzielinie, tak jak teraz kiedy nie mam zajęcia.
Chciałbym, żeby ustosunkował się pan, Panie Zbigniewie do tego co napisałem, po urlopie oczywiście. Chyba, że ktoś inny chciałby ze mną porozmawiać, to śmiało proszę, będę zadowolony. Dziękuję Lakoon, że odpisałeś mi ostatnio na poprzednie tematy. Byleby myśleć optymistycznie